Codzienność gryzie

wspomnienia

Nigdy nie przepracowałam moich dziecięcych traum, nie zrobię tego publicznie. Stać mnie tylko na takie publiczne abstrakcyjne lamentacje.

file-Wq-Ndkn-WD5-Ps-H5q-DNP1-Syo-S

Mam dwa opowiadania na warsztacie, opowieść z początków XX wieku, z elementami historii rodzinnej, oraz opowiadanie science fiction. Jak to u mnie – od Sasa do Lasa. Postanowiłam pisać je i publikować w odcinkach na Substacku, bo może zmobilizuje mnie to ich ukończenia. Wszystko jak zwykle zależy od pozytywnego odzewu. Dlaczego? Otóż jestem człowiekiem, który reaguje eksplozją energii na każdy pozytywny feedback, a jednocześnie kompletnie traci zapał przy odzewie negatywnym. Tak było od zawsze: każda nagana od mamy albo nauczyciela po prostu mnie paraliżowała i uciekałam w swój świat, gdzie było mi dobrze. Pisałam opowiadania i wiersze, wyobrażałam sobie, że jestem zupełnie kimś innym. Niestety, zwykle pogarszało to sytuację – mama uważała mnie za krnąbrną, a nauczyciele za zdolną, ale leniwą. Mama nigdy się nie przekonała do moich osiągnięć, bo to, co robiłam, było dla niej zbyt abstrakcyjne. Nigdy nie przekonałam jej o swojej wartości. Umarła przekonana, że jestem “dziwna” i obca. Dopiero lata później stanęłam na nogi, dzięki kochającemu mężowi i świetnym dzieciom, którzy jako pierwsi zrozumieli, że “matka musi, inaczej się udusi”. Choć i tak mam na to czas dopiero teraz, na emeryturze.

#wspomnienia

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

Basen w PRLu 🅆🅂🄿🄾🄼🄽🄸🄴🄽🄸🄰

Nauczyłam się pływać dopiero wtedy, kiedy moje dzieci zaczęły chodzić na basen. Moja nienawiść do basenów, a nawet to pływania, wywodziła się z wczesnego dzieciństwa, kiedy mój starszy brat przytopił mnie w rzece. Po prostu wcisnął mi głowę pod wodę i przytrzymał, bez złych zamiarów. Po pierwsze musisz się przestać bać zanurzać głowę, powiedział. Miałam wtedy z pięć lat, a on jedenaście. Notabene, jego wiedza na temat pływania była czysto teoretyczna.

Dzieci w basenie szkolnym widziane z góry

Potem, w szkole, mieliśmy lekcje pływania na odległym basenie. Żeby uczestniczyć w zajęciach, trzeba było mieć specjalny kostium. Specjalność kostiumu polegała na tym, że musiał być bawełniany, z bawełny nierozciągliwej, i koniecznie biały, ponieważ tylko taki, według zarządzających basenem, zapewniał kontrolę czystości kostiumów.

Kostium musiał być nierozciągliwy, aby można go było od czasu do czasu wygotowywać. Rozciągliwość w tamtych czasach zapewniała guma, wpleciona w splot lub wszyta w materiał, która w wysokiej temperaturze by się rozpadła. Kostium gotowało się jak pościel, w dużym kotle z mydlinami. W rezultacie wszystkie dziewczynki ubrane były w kostiumy wprawdzie czyste, ale pokraczne, nieestetycznie przylepione do ciała i – zazwyczaj – przezroczyste po namoczeniu.

Tego moja, wyniesiona z domu, purytańska wstydliwość naprawdę nie lubiła. No, i jeszcze ten prysznic po zajęciach, kiedy wszystkie musiałyśmy zdjąć kostiumy i kąpać się na golasa. Już nawet nie wspominam wrzasków trenera czy trenerki i tego okropnego drąga, którym odpychali od brzegu mniej sprawne w pływaniu dzieci, które z przerażeniem w oczach próbowały chwycić się brzegu basenu. A, warto jeszcze wspomnieć chlor, obecny w wodzie i powietrzu. Skóra przesiąkała nim tak, że trudno było zetrzeć tę woń nawet mydłem.

Basen był dla mnie koszmarem. A ponieważ byłam dzieckiem samodzielnym i samo-zarzadzającym, zdobyłam dla siebie zwolnienie z zajęć. I nie chodziłam na basen. Aż do czasu, gdy uczyć pływać zaczęły się moje dzieci... Ale to już inna historia.

✎✎✎✎✎✎✎✎✎✎✎✎✎✎✎✎✎✎✎✎

#blog #codziennosc #writefreelypl #writeblog #wspomnienia #szkoła

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

Rubensowskie kształty moich wspomnień


W moim rodzinnym pruderyjnym domu, gdzie nikt nie odważył się powiedzieć na tyłek dupa, od samego dzieciństwa prześladował mnie jeden widok. Była ta ogromna, na pół ściany, prawdopodobnie naturalnej wielkości, kopia obrazu Rubensa “Porwanie córek Leukippa”. Notabene rodzice mylnie nazywali ten obraz “Porwanie Sabinek”.

Każdy, kto zna twórczość Rubensa wie, że przedstawione na nim córki Leukippa są zupełnie obnażone, mają oczywiście rubensowskie kształty, a obraz pełen jest przemocy seksualnej.

Obraz ten towarzyszył mojemu dzieciństwu, a potem młodości, i nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego rodzice tak bardzo go lubili. Być może uważali go za jakąś lokatę kapitału, być może kupili go okazyjnie i wydawało im się, że zrobili świetny interes. Pamiętam też, że obraz miał niewielką usterkę: niedokończone malowanie dłoni kobiety.

Pamiętam, że jako mała dziewczynka, wychowywana, jak już powiedziałam, w pruderyjnym domu, starałam się na ten obraz w ogóle nie patrzeć.

Kiedy wreszcie, długo po śmierci taty, mama postanowiła spieniężyć nasz skarb rodzinny w postaci tego obrazu i wezwała rzeczoznawcę, który miał ocenić jego wartość, okazało się, że jest to nawet nienajgorsza kopia, a przede wszystkim duża kopia, w rezultacie wartość tego obrazu można było wycenić na metry kwadratowe plus coś za wartości artystyczne.

image host

Nie dane mi było poznać szczegółowej wyceny obrazu, wiem jednak, że z pewnością nie był wart tyle, na ile liczyła mama. Dlatego nie zasilił domowej kasy, wisiał jeszcze do śmierci mamy na ścianie, strasząc przemocą i wyuzdaniem niektórych mniej wyrobionych artystycznie gości, a potem wędrował razem z moim bratem po jego rozlicznych mieszkaniach i domach. A kiedy jego ostatnie mieszkanie strawił doszczętnie ogień, okazało się, że to wspaniałe dzieło przetrwało, ponieważ nie zostało jeszcze rozpakowane po ostatniej przeprowadzce. I tak obnażone córki Leukippa zawisły na chwilę w maleńkim mieszkanku socjalnym mojego brata, budząc zgorszenie zaglądających przez okno sąsiadów, aby na koniec skończyć jako rekompensata za niewielką pomoc sąsiedzką, prawdopodobnie w postaci wielkiego rulonu, i gigantycznej ramy oddzielnie, w jakiejś piwnicy, albo na strychu.


Inne ciekawe wpisy na blogu:

Bieszczady

O Bieszczadach

10 miejsc na idealny wypoczynek w naturze

Widmo Brockenu

O SI

O Sztucznej Inteligencji

#wspomnienia #ArchiwumDomowe

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

To było tak: od dawna myślałam o tablecie do pisania, znaczy takim z prawdziwą klawiaturą. Pisywałam na tabletach i smartfonach, nie mówiąc o moim staple hardware, czyli laptopie robiącym za peceta, ale każda z tych opcji miała swoje wady i od dawna wydawało mi się, że mały laptop z ekranem dotykowym będzie dla moich pisarskich celów najlepszy.

No to zrobiłam sobie prezent na dzień kobiet, choć nigdy tego komunistycznego (sic!) święta nie obchodziłam.

Choć, gdy napisałam to zdanie, przyszło mi do głowy, że jednak raz je obeszłam.

Właściwie to nie wiem, czy ja je obeszłam, czy ono obeszło mnie. Było to na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy pracowałam w pewnej szanowanej instytucji wydawniczej na stanowisku redaktora tekstów naukowych. W dniu kobiet gruchnęła wieść, że korytarzem zbliża się dyrekcja z orszakiem. Otworzyły się drzwi i wparowali: sekretarka dyrektora z tacą maleńkich paczuszek. [Kto wtedy żył, to pamięta te jednorazowe rajtki, sprzedawane w małych plastikowych torebeczkach.] Za sekretarką szedł dyrektor, jak zwykle poprzedzany przez swoje gigantyczne EGO. Ego coś mówiło, a dyrektor wręczał obowiązkowego tulipana. [Nóżką do góry, bo tulipanki były słabowite i łebek im opadał jak niemowlakowi w nosidełkach.] Na końcu szła kobitka nieznanej mi pracowej proweniencji, która niosła wielki metrowy wydruk komputerowy z tabelą: |DATA | NAZWISKO | POKWITOWANIE|.

A juści, pokwitowałam odbiór przysługującej mi jednorazówki, bo czasy były nie takie jak dziś, kiedy dobra wszelakie leżą na ulicy i tylko miotła się nimi — z rzadka — interesuje.

d-analog-foma-BWa-07 zdjęcie własne: Stara miotła mało zainteresowana sprzątaniem

Od tego czasu mam wstręt do dnia kobiet i nawet umyślnie piszę go z małej litery. Choć, muszę przyznać, że piszę na moim nowym najśliczniejszym poleasingowcu, przecudnej urody, i pisze mi się bardzo przyjemnie. Siedzę sobie bowiem na tapczanie — z nóżkami w górze — i jest mi bosko.

Ale nie wszystko było tak super od razu. Pierwszy egzemplarz, jaki przyniosłam do domu, dostał, chyba ze szczęścia, że go adoptowałam, rzucawki błogostanowej i po uruchomieniu, a następnie zainstalowaniu dwóch niezbędnych do pisania programów, zaczął otwierać losowe okienka i to w tempie większym niż ja zamykałam. Wyglądało to tak, jakby jakiś złośliwy gnom przejął mój pulpit i robił sobie jaja z mojej miny, którą pewnie widać było w kamerce. Albo może sprzedawca sprzedał mi też niechcący wirusa?

Zebrałam więc manatki i poszłam wymienić. Pan się zdziwił, że tak szybko, a jak mu powiedziałam, że zainstalowałam itp. to spojrzał na mnie, na włos tyleż potargany, co siwizną gęsto pokryty, i zapytał z niezmierzonym zdziwieniem: — To pani umie sama instalować? Ale potem już był całkiem normalny. No i chyba się poczuwał, bo powiedział, że wynajdzie mi z pozostałych im jeszcze kilkudziesięciu egzemplarzy najśliczniejszy. Znaczy szukał takiego z niestartymi literkami, nie wytartą płytką dotykową i wszystkimi potrzebnymi nalepkami. I znalazł.

I to będzie mój najśliczniejszy dzień kobiet w życiu!

#wspomnienia #dzienkobiet #blog #writefreelypl #pisanie #codziennosc

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

Zmiany nigdy nie są proste, a co dopiero przebudowa własnych przyzwyczajeń, do tego takich, na które godziliśmy się przez minione ponad pół wieku.

Całe życie byłam osobą chaotyczną, robiącą kilka rzeczy na raz, i zawsze mi to trochę przeszkadzało, ale wtedy wierzyłam, że ze wszystkim dam sobie radę. Aż do teraz, kiedy okazało się, że już tak nie potrafię.

imm006-5-A zdjęcie własne

Zaczyna mi brakować czasu, który jest jak taśma magnetofonowa na dawnym szpulowcu, a ja już widzę, że za chwilę się skończy i luźna końcówka zacznie się znacząco kręcić wokół szpuli. W magnetofonie szpulowym rzecz była prosta. Zamieniałeś szpule miejscami, podczepiałeś taśmę do pustej szpuli (to czasem nie było łatwe) i jazda, znów można słuchać lub nagrywać. Tyle że z życiem już tak łatwo nie jest, nie da się puścić szpuli na nowo. Miałeś swoje 5 minut kędziorku, a potem trzeba się spakować, wyłączyć magnetofon i powiedzieć wszystkim bye bye.

Cóż zatem można zrobić, aby choć trochę wrócić do przeszłości? Oczywiście, jeśli uważamy, że warto, bo znam co najmniej trzy osoby które sądzą, że wracać myślami do czegoś, co już minęło, to bezsensowna strata czasu. Ja w każdym razie tak nie uważam, choć może moje dzieciństwo nie było aż tak fajne i zabawne, że warto o nim dużo opowiadać. A już na pewno nie na ogólnie dostępnym blogu. Ale niektóre wspomnienia, które tłoczą mi się pod beretem, będę przelewać na wirtualny papier.


pexels-cottonbro-studio-8382288 zdjęcie z netu

W naszym domu magnetofon szpulowy zagościł na początku lat 70, oczywiście za sprawą mojego brata, który potrafił mamę namówić na każdy zakup. Co mnie się raczej nigdy nie udawało. To prawdopodobnie był jakiś Grundig, bo takie ekskluzywne urządzenia przyjeżdżały do PRL z NRD. Siedział więc brat przy tym Grundigu i nagrywał z radia co się dało. Większość rzeczy mnie nie interesowała, ale pewnego dnia usłyszałam In a broken dream Roda Stewarta. Mam wrażenie, że był to przełomowy moment dla mojej wrażliwości muzycznej. Ten utwór do dziś wywołuje we mnie niezwykłe wzruszenie, a po krzyżu przebiegają mi mróweczki.

Zabawne, że kiedy kilkanaście lat później pojechałam do Stanów i próbowałam kupić ten utwór, w jakiejkolwiek postaci, nie udało mi się – był jakby zupełnie zapomniany. Dopiero niezapomniany Napster mi pomógł, ale to już w wolnej Polsce, lata później.

Tak to już jest z rzeczami, które przychodzą łatwo, że obdarowany szybko się nimi nudzi i rzuca je w kąt. Tak było i z naszym pierwszym Grundigiem, który szybko poszedł w niepamięć, bo brat namówił mamę na kupno powiększalnika. Odziedziczyłam tego rozwieruchtanego już wtedy szpulowca z jedną czy z dwiema taśmami i z moją ukochaną piosenką, którą puszczałam w koło Macieju, aż do kompletnego zniszczenia.

In a broken dream https://youtu.be/dcLlq_DXpY8?si=5vCK59X8d5vAPpfn

#blog #codziennosc #writefreelypl #writeblog #wspomnienia #muzyka

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely