WriteFreely

Reader

Przeczytaj najnowsze wpisy na WriteFreely Polska.

from didleth

Prasówka (prywatność, technologie i cyfryzacja) 7.10.2024

  1. Wydawnictwo Routledge naciska na autorów, by się pospieszyli i przesunęli datę publikacji z 2025 na 2024 rok – tak, aby móc na ich dziełach szybciej szkolić microsoftowe AI. Info za mastodonem Tante https://pivot-to-ai.com/2024/09/28/routledge-nags-academics-to-finish-books-asap-to-feed-microsofts-ai/

  2. Fala absurdów. Media w czasie powodzi. Podcast techspresso.cafe https://www.youtube.com/watch?v=B2Z7W2iDvL8

  3. Wnioski z wyroku ETPCz w sprawie Watchdog vs. Polska https://siecobywatelska.pl/wyrok-etpcz-wnioski-dla-rozumienia-prawa-do-informacji/

  4. Weekendowa Lektura Z3S: https://zaufanatrzeciastrona.pl/post/weekendowa-lektura-odcinek-591-2024-09-29-bierzcie-i-czytajcie/ https://zaufanatrzeciastrona.pl/post/weekendowa-lektura-odcinek-592-2024-10-05-bierzcie-i-czytajcie/

  5. ICD News 19 https://www.internet-czas-dzialac.pl/icd-news-19/

  6. Podcast TP – Miłego Antropocenu! Polska odpowiedź na ChatGPT https://www.tygodnikpowszechny.pl/polska-odpowiedz-na-chatgpt-milego-antropocenu-10-188424

  7. Im bardziej zaawansowane stają się modele sztucznej inteligencji, tym większe prawdopodobieństwo, że będą kłamać https://arstechnica.com/science/2024/10/the-more-sophisticated-ai-models-get-the-more-likely-they-are-to-lie/

  8. ADB Podcast (dla niemieckojęzycznych, pierwszy odcinek po wakacyjnej przerwie) https://mdb.anke.domscheit-berg.de/t/aktuelles/podcast/

  9. Naukowcy podnoszą alarm w związku z nową propozycją dot. kontroli czatu https://netzpolitik.org/2024/304-forschende-aus-33-laendern-wissenschaft-schlaegt-wegen-neuem-chatkontrolle-vorschlag-alarm/

  10. EFF: Raport FTC potwierdza – komercyjna inwigilacja wymknęła się spod kontroli https://www.eff.org/deeplinks/2024/09/ftc-report-confirms-commercial-surveillance-out-control https://www.heise.de/news/FTC-Bericht-Massenueberwachung-durch-Online-Plattformen-ist-ausser-Kontrolle-9956430.html

  11. Panoptykon: W 2 lata po wyroku ETSP zobowiązującego Polskę do wprowadzenia kontroli nad służbami doczekaliśmy się...oficjalnego tłumaczenia wyroku https://www.facebook.com/Panoptykon/posts/pfbid0wWjs6xSYy2AMRkzVsdt2hfQJps7gEV52rQz6W5sxfnXypCqAHBbe1n9UFS9c63Dcl

  12. Demagog: Powódź w Polsce. 7 błędów popełnionych przez media w jej relacjonowaniu (link za fb Gosi Fraser) https://demagog.org.pl/analizy_i_raporty/powodz-w-polsce-7-bledow-popelnionych-przez-media-w-jej-relacjonowaniu/

  13. Boty nauczyły się rozwiązywać obrazkowe Captcha https://arstechnica.com/ai/2024/09/ai-defeats-traffic-image-captcha-in-another-triumph-of-machine-over-man/

  14. Cyberatak na francuską agencję informacyjną AFP https://www.heise.de/news/Cyberattacke-trifft-franzoesische-Nachrichtenagentur-AFP-9956605.html

  15. Meta przechowywała miliony haseł użytkowników w postaci niezaszyfrowanej https://www.euractiv.com/section/data-privacy/news/irish-dpc-fines-meta-e91-million-over-password-management-lapse/

  16. Australia: X próbował uniknąć kary nałożonej na Twittera argumentując, że “twitter nie istnieje”. Nie udało się https://arstechnica.com/tech-policy/2024/10/x-loses-appeal-of-400k-australia-child-safety-fine-now-faces-more-fines/

  17. Wyrok Trybunału Sprawiedliwości: Policja może uzyskać dostęp do danych zawartych w telefonie komórkowym nie tylko w ramach walki z poważną przestępczością. https://twitter.com/borys_tomasz/status/1842137905592238342

  18. Elektroniczna dokumentacja pacjenta w Szwajcarii https://www.heise.de/hintergrund/Elektronisches-Patientendossier-in-der-Schweiz-Es-kraenkelt-9961678.html

  19. DSA: KE bada algorytmy TikToka i YouTube'a https://www.heise.de/news/DSA-EU-Kommission-untersucht-Empfehlungsalgorithmen-von-TikTok-und-YouTube-9961623.html

  20. TSUE: Meta musi zminimalizować wykorzystywanie danych osobowych https://noyb.eu/pl/cjeu-meta-must-minimise-use-personal-data-ads więc mści się na NOYB https://www.facebook.com/noybeu/posts/pfbid02Df14osQ6e3vUFSy6iGUTRpkPRVPkXKD6EdLEArtBUFaYSSCJXQVJPMaBoJ12TAbyl

  21. TSUE: apteka sprzedająca leki przez Amazon musi wpierw uzyskać zgodę klienta na przetwarzanie danych dotyczących zdrowia https://www.heise.de/news/EuGH-Apotheker-darf-Arzneimittel-nicht-einfach-ueber-Amazon-vertreiben-9962934.html

  22. Google traci z powodu sztucznej inteligencji i TikToka? https://www.heise.de/news/Googles-Dominanz-im-Werbemarkt-schwindet-durch-KI-und-TikTok-9963382.html

  23. Rzeczpospolita: “Polska musi pilnie znowelizować ustawę o cyberbezpieczeństwie. Jeśli zrobi to według przygotowanego przez resort cyfryzacji projektu, do systemu prawnego zostaną wprowadzone rozwiązania korupcjogenne, które w najmniejszej mierze nie podniosą poziomu bezpieczeństwa kraju – ostrzegają eksperci” https://www.rp.pl/polityka/art41239891-nowe-przepisy-o-cyberbezpieczenstwie-eksperci-to-bedzie-sad-kapturowy

  24. “Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar, domagał się ujawnienia kodu źródłowego systemu losowania sędziów. Dziś resort ministra Bodnara ukrywa działanie systemu.” – wątek Anny Wittenberg https://twitter.com/annawitten/status/1842136417285046423 https://twitter.com/annawitten/status/1842136760957964291

  25. “Afera IDEAS NCBR pokazuje, jak mszczą się upolitycznienie i partyjniactwo” – wpis Gosi Fraser https://www.instagram.com/p/DAicq9LqAWq/

#prasówka

 
Czytaj dalej...

from didleth

Prasówka feministyczna 7.10.2024

  1. “odkąd 10 miesięcy temu urodziłam córkę, słyszę pytanie, do której szkoły ona pójdzie!” – polecam nie tyle tekst (ot, zwykłe reakcje rodziców na pytanie “jaką szkołę wybrać”), co powyższy cytat https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177341,31333413,przed-wyborem-dzieciom-szkoly-czulam-ogromna-presje-ale-zycie.html

  2. Uniewinnione w pierwszej instancji. Jest wyrok w sprawie liderek Strajku Kobiet https://oko.press/uniewinnione-w-pierwszej-instancji-jest-wyrok-w-sprawie-liderek-strajku-kobiet

  3. “Fake newsy o seksualności rozpowszechnia nawet prezydent. To groźne” https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,31327299,fake-newsy-o-seksualnosci-rozpowszechnia-nawet-prezydent-to.html

  4. Polska na ostatnim miejscu w Europie w rankingu dostępności antykoncepcji https://www.instagram.com/p/DAY8xG8IGPd/

  5. 27,8% Polaków usprawiedliwia niepłacenie alimentów https://www.instagram.com/p/DAwHxG3IH-D/

  6. Trzynastolatkę odesłało kilka szpitali. “My przerwaliśmy tę ciążę” https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,31341041,ciezarna-13-latke-odeslalo-kilka-szpitali-my-przerwalismy.html

  7. Ministra ds. Równości Katarzyna Kotula występuje w sprawie nierównego traktowania mężczyzn i kobiet w zakładach penitencjarnych do Ministerstwa Sprawiedliwości https://www.facebook.com/schmorgpl/posts/pfbid02QFCXhg2bnhis9hM9qht6jgXmQLjLKtZauGKTWLjX44AQrsZRfpdP4C2DioJYcysMl

  8. Stowarzyszenie The Dad Shift zawiązało na posągach chusty do noszenia dzieci, aby zwiększyć świadomość na temat urlopu ojcowskiego https://nowymarketing.pl/stowarzyszenie-the-dad-shift-chusty-urlop-ojcowski/

  9. „Wyczyściła w CV datę urodzenia. Podała ją dopiero przy podpisywaniu umowy, ale i tak kilka dni później dostała wypowiedzenie”. 50-latkowie ukrywają swój wiek https://www.forbes.pl/praca/50-latkowie-nie-moga-znalezc-pracy-firmy-nie-chca-byc-kojarzone-ze-staruszkami/8tdxzym

  10. “W Polsce wystarczy być mężczyzną, żeby zarabiać o kilkaset zł więcej” https://www.forbes.pl/gospodarka/znamy-mediane-wynagrodzen-polowa-polakow-zarabia-znacznie-mniej-niz-srednia-krajowa/hzn8w71

  11. Gdy przeniosła się z Microsoftu do Ministerstwa Cyfryzacji, ludzie pukali się w głowę. “Poczułam się tam jak w serialu “The Office” https://www.forbes.pl/kariera/30-przed-30-kim-jest-pamela-krzypkowska/xx2rdnj

  12. 80letnia Koreanka w Miss Universe https://kobieta.rp.pl/jej-historia/art41247331-80-letnia-koreanka-zrobila-furore-jako-uczestniczka-konkursu-miss-universe

  13. Jak wygląda życie osób transpłciowych w więzieniach? “Zamykanie w izolatkach i odcinanie od leków” https://www.rp.pl/spoleczenstwo/art41241671-jak-wyglada-zycie-osob-transplciowych-w-wiezieniach-zamykanie-w-izolatkach-i-odcinanie-od-lekow

#femiprasówka #feminizm

 
Czytaj dalej...

from Przemyślenia Anedroida

Hmm, na chwilę obecną zebrałem 10 wyświetleń. Być może nabiłem ich sobie sam, sprawdzając raz po raz, czy wygląda ok. Mimo to sam nie przeczytałem swoich wypocin w całości – zabrakło mi odwagi. Zresztą... co by to dało? Nie ma co żyć przeszłością, trzeba działać, iść naprzód...

Lubię Steve'a i Annie Chapman – to znaczy ich muzykę, nie znam tych ludzi osobiście. Tych kilka albumów, które wydali, powstawało w latach 80' i 90' XX w. Ich muzyka poświęcona jest tematom miłości, rodziny, małżeństwa oraz relacji człowieka ze Stwórcą. Nie wiem nawet, jakiego konkretnie są wyznania, ale jeżeli żyją zgodnie z tym, co śpiewają, muszą być wspaniałymi chrześcijanami.

Pobrałem i otagowałem wszystkie ich albumy, jakie udało mi się znaleźć:

  • A Man And A Woman
  • Circle Of Two
  • Precious Moments
  • Times And Seasons
  • This House Still Stands
  • Guest of Honor
  • The Ships Are Burning oraz album pt. „Steve & Annie Chapman” (pierwszy, najstarszy).

Dzięki temu mogę ich słuchać offline i nie zużywać danych mobilnych ani spowalniać sobie łącza.

Kilka z tych piosenek znam na pamięć lub w znacznej części:

The Good Years – opowiada o małżeństwie, które na początku nie miało zbyt wiele, ale bardzo się kochało. Pewnego dnia, on oświadczył, że gdy kiedyś będzie bogaty, będzie jej kupował wiele fajnych rzeczy. Z czasem pragnienie zdobycia bogactwa ziściło się. Mają teraz duży dom i 3 samochody. Jednak prawie ze sobą nie rozmawiają. Coś się skończyło. I dziewczyna owszem, dostaje mnóstwo fajnych rzeczy, jednak najchętniej sprzedałaby je, gdyby mogło to przywrócić ich dobre lata, kiedy się kochali.

The Greatest Gift – mówi, że nie warto pokładać nadziei w bogactwach tego świata, ponieważ one przeminą. Jest jednak dar, który można ofiarować swoim dzieciom, a który nigdy nie przeminie, lecz trwać będzie wiecznie: życie dla Chrystusa, znajomość PANA.

Turn Your Heart Toward Home – wyraża tęsknotę i żal ojca za synem marnotrawnym, który odszedł zbuntowany i nie ma go już długi czas. Jednak podobnie jak ojciec pragnie, by jego syn wrócił do domu, są też ojcowie i matki, które odchodzą, zajęci własnymi sprawami. W końcu, są też tacy, którzy nigdy nie odeszli, lecz tak naprawdę w ich sercach od domu dzieli ich wiele mil. Może być tak, że jedynym, który o tym wie, jest Ojciec w Niebie...

Two Children – dwoje dzieci w dzieciństwie doświadczało przemocy w rodzinie ze strony ojca, oboje tak samo. Oboje dorośli, jednak z jakiegoś powodu jedno z nich po kres życia pogrążone jest w zgorzknieniu, podczas gdy drugie wręcz przeciwnie – promienieje radością. Cała tajemnica leży w przebaczeniu i zostawieniu złych wspomnień za sobą.

Seasons Of A Man – opowiada o przemijaniu, o kolejnych okresach życia człowieka, porównując je do pór roku. Mija wiosna, lato, jesień i nadchodzi zima – dni są zimne i gorzkie. Są problemy z pamięcią, z chodzeniem, człowiek żałuje, że młodość już przeminęła, jednak... nie wszystko stracone. Wszak po zimie znów nadchodzi wiosna, która tym razem, będzie trwać na wieki.

Nie jest to muzyka, jaką lubi słuchać młodzież. Nie jest ani głośna, ani popularna, ani nie zawiera wulgaryzmu. Nie ma w niej nawet cienia nastroju buntu, pogardy, zmysłowości... wybaczcie skojarzenia. Musicie wiedzieć, że sam klasyfikuję się jako młodzież. Mam 20 lat, studiuję na uniwersytecie. Czuję się pod wieloma względami inny od moich rówieśników. Nie pociąga mnie palenie, picie, imprezy. Czuję się mocno związany emocjonalnie ze swoją rodziną: tatą, mamą, babcią, młodszą siostrą...

W chwilach samotności, gdy przebywam w swoim pokoju w akademiku, ta muzyka dodaje mi otuchy. Zdarza się, że powoduje u mnie wzruszenie, a nawet łzy. Nawet teraz, gdy piszę te słowa, z tęsknotą w sercu wspominam tych, których zostawiłem aż do piątku. Jestem samodzielny, potrafię sobie poradzić z nauką, z zakupami i załatwianiem spraw. Po prostu brakuje mi ich. W moim systemie wartości rodzina zajmuje 2 miejsce, edukacja – dopiero 5.

Nie jesteśmy idealni. Faktycznie, wiele brakuje nam do ideału. Ale drodzy czytelnicy, czy znacie jakąkolwiek rodzinę, w której nie ma żadnych problemów? W której wszystko idzie jak po maśle? Chciałbym, ale niestety takich rodzin nie ma.

Jeśli jest coś, do czego chciałbym was zachęcić, to do dbania o swoje rodziny, do cenienia ich i stawiania w swoim życiu ponad karierą zawodową. Czy w życiu naprawdę chodzi o odniesienie sukcesu? Czy jest on wart poświęcenia relacji z żoną i z dziećmi, których wychowają koledzy, telewizja i Internet? Czy naprawdę pieniądze potrafią uczynić człowieka szczęśliwym? Posłuchajcie, co Steve i Annie Chapman, mają nam do powiedzenia.

 
Read more...

from Przemyślenia Anedroida

Źle zaczęliśmy znajomość. URL https://writefreely.pl/anedroid powinien prowadzić do przemyśleń Anedroida, a nie do „oficjalnego” przewodnika. Do przewodnika powinien prowadzić URL https://writefreely.pl/przewodnik. Nie popełnię już drugi raz tego błędu z kanałem wideo na PeerTubie.

Gdybym chciał teraz zaktualizować link – mógłbym po prostu przenieść stare wpisy pod nowy adres (/przewodnik), a w miejsce starego (/anedroid) zbudować nowy blog (ten). Tylko, że jest jeden problem: do mojego bloga linkują inne strony. Jestem odpowiedzialny za to, aby https://writefreely.pl/anedroid prowadziło do Przewodnika po alternatywnym internecie. Nie mogę psuć linków. Będzie brzydko, ale przynajmniej stabilnie.

To samo mogę powiedzieć o tzw. slugach w URL-ach. Początkowo nie dbałem o ich zwięzłość. Nie mogę ich jednak zaktualizować (chyba, że jakimś sposobem udałoby mi się uczynić przekierowanie). Oto aktualna lista linków do wpisów z przewodnika ułożona w kolejności chronologicznej:

Jak widzicie, dopiero od Delta Chat postać linków uległa skróceniu. Bo w końcu to jest tematem czy sednem wpisu, tytuł to tylko okładka, ma przyciągnąć uwagę, i może się zmienić. Link nie. Zrozumiałem to dopiero po czasie.

Jednak dla zachowania ciągłości, czuję się w obowiązku zachować je tak jak są.

Widzicie, jestem perfekcjonistą. Przykładam dużą dbałość do detali w swojej pracy, a niedoskonałości wywołują we mnie uczucie dyskomfortu. Chwilami perfekcjonizm utrudnia mi zobaczenie szerszego obrazu. Nawet w tej chwili poprawiam ostatnie zdanie, tak aby lepiej brzmiało, zamiast myśleć o tym, co dalej napiszę. Programowanie, którego uczę się od lat, totalnie mi nie wychodzi, rozjeżdżam się gdy mam napisać konkretny program. Trudno mi porzucić wstępne założenia implementacji, nawet gdy okażą się one błędne. Dlatego też czuję, że nie mam nic, czym mógłbym się pochwalić. Przyznaję się do winy.

Dobrym pomysłem okazało się zaprojektowanie spisu treści. W przyszłości planowałem go rozbudować o podział na kategorie i tagi, nie tylko wg daty. Ten blog miał stać się swoistym wiki poświęconym alternatywnemu internetowi.

W sekcji „o przewodniku” widnieje 6 zasad, założeń, które postawiłem sobie, pisząc tego bloga. Dla mnie osobiście są one czymś więcej niż tylko wytycznymi, mającymi utrzymać przewodnik w ideologicznych ryzach. Sam stosuję je w praktyce, podejmując decyzje, jakiego... narzędzia będę używał.

  1. Krytyczne spojrzenie na technologię. Nie ulegamy pułapce technoentuzjazmu, lecz przyglądamy się zarówno korzyściom jak i zagrożeniom. Ostateczna decyzja, czego będziecie używać, należy oczywiście do Państwa.
  2. Korporacjom mówimy absolutne NIE. One miały już swoją szansę i wielokrotnie zawiodły nasze zaufanie. Internet korporacji już widzieliśmy – nie zdał egzaminu.
  3. Niezależność od twórcy kodu. Tylko wolne i otwarte oprogramowanie (FOSS) jest pod kontrolą społeczną i może być ulepszane oraz modyfikowane do woli, aby jak najlepiej wykonać swoją pracę. Nie polecamy żadnych programów o restrykcyjnych licencjach lub niejawnym kodzie.
  4. Decentralizacja komunikacji. Nie polegamy na jedynym pośredniku, ponieważ może zawieść. Stawiamy na technologię niezależną od pośrednika.
  5. Prywatność jest ważna. Kiedy to możliwe, korzystamy z szyfrowania, aby zachować kontrolę nad tym, komu co udostępniamy. Używamy narzędzi, które na nas nie donoszą.
  6. Rozwijamy kompetencje cyfrowe. Czynimy z osób nietechnicznych osoby techniczne. Uczymy odpowiednio dobierać narzędzia i metody, rozumieć skutki swoich działań oraz naturę i przyczyny problemów.

Tak więc nie rzucam się z ekscytacją na nowinki jak AI, web3, kryptowaluty, mObywatela (jakkolwiek niecodzienna nie byłaby to kombinacja), lecz do każdej nowej rzeczy podchodzę z ostrożnością, starając się najpierw zrozumieć, czym naprawdę jest i w jaki sposób działa. Zdobycie przez to mojego zaufania wymaga czasu, poznania słabych i mocnych stron i ogólnej oceny wpływu tego czegoś na moje życie. Z drugiej strony, niewiele czasu potrzeba, by to zaufanie podważyć. Wystarczy jeden-dwa niefortunne incydenty sugerujące nieszczerość, dajmy na to, organizacji wobec opinii publicznej czy też ignorowanie istotnych problemów, i istnieje duża szansa, że będę tego unikał i jeżeli tylko będę miał taką możliwość, wybiorę coś innego.

To właśnie miałem na myśli, pisząc o zaufaniu wobec korporacji. W przeszłości poświęcałem wiele czasu, obnażając przed, że tak to ujmę, pospolitym tłumem niewykształconych użytkowników świata realnego, o szkodliwości Big Techu i jego licznych przewinieniach. Prowadziłem stronę internetową z linkami do artykułów anty-googlowych (w jeszcze bardziej zamierzchłej przeszłości byłem jego wielkim fanem, dopóki w mojej świadomości nie zaszła drastyczna, choć niegwałtowna, lecz trwająca pewien czas zmiana). Gdziekolwiek natknąłem się na niepochlebny nagłówek „Google zrobił to, czy tamto”, od razu dodawałem go do listy. Drugim „ulubieńcem” (w sarkastycznym tego słowa znaczeniu) był Facebook, zwący się w dniach współczesnych autorowi „Meta” (od metawersu, kolejnego „przełomowego” projektu mającego na celu, jak można się domyślać, zarobienie dużych pieniędzy).

Skoro mowa o Facebooku, wiedzieliście, że od jakiegoś czasu wykorzystuje wasze posty jako dane treningowe do swojego AI, zgoda jest domyślnie „na tak” (opt-out, to się chyba tak nazywa), a odmawiającym jeszcze każe się z tego faktu tłumaczyć – i wtedy może, może uzna naszą prośbę? Nie łudziłbym się jednak, że zostanie ona wzięta pod uwagę – dane i tak trafią do bazy treningowej. Tak uważam i nie wierzę Facebookowi na słowo. Nie wierzę też, że gdy zapłacę za brak spersonalizowanych reklam, przestaną mnie śledzić. Ze sprzedaży moich danych osobowych zyskają znacznie więcej, niż te marne, w przeliczeniu na polskie, jakieś 70 zł.

Skoro mowa o Facebooku, wiedzieliście, że Anedroid tak jak każdy normalny człowiek posiada na nim konto? (linka nie dam, sorry). Mało tego, są na nim jego zdjęcia! Oto treść mojego ostatniego wpisu, z 1 września br.:

Drodzy, to już 1 września. Przypominam, że z końcem tego roku – czyli już za 4 miesiące – usuwam swoje konto na Facebooku. Tak więc jeśli ktokolwiek chciałby złapać ze mną kontakt (telefoniczny, mailowy, przez komunikator), radzę tego nie odwlekać, bo potem może być ciężko. Zainteresowanych proszę o wiadomość bezpośrednią na Messenger.

Ależ sensacja, no chyba gościowi już kompletnie odbiło! Usuwać Facebooka? Odcinać się od przyjaciół, rodziny?! Zgadnijcie, ile reakcji zgarnąłem pod tym postem: okrągłe zero. Jak sądzę, znajdą się tacy, którzy czytając te słowa pomyślą, albo być może nie tylko pomyślą, że tak właśnie wyglądają moje relacje ze światem realnym, że jestem jakimś „odklejeńcem”, „odludkiem”. Dla tych osób specjalnie przygotowałem inną teorię:

Tak działa Facebook. Gdy piszesz, że odchodzisz, albo że istnieje szanująca prawa użytkowników konkurencja, albo w ogóle o czymkolwiek, co w jakiś sposób mogłoby zaszkodzić jego biznesowi, ten zrobi wszystko, byś jedyną osobą, jaka zobaczy ten post, był ty. Na poparcie swojej teorii dodam, że w świecie realnym nie jestem tak olewany.

...a więc jednak pojechałem po Facebooku. A myślałem, że mimo wszystko do tego nie dojdzie. Nie macie, ludzie, pojęcia, jakim za przeproszeniem, wrzodem na tyłku, jest dla mnie Messenger oraz WhatsApp, oraz ludzie przekonani, że Facebooka to przecież każdy ma. A jak nie ma, to jest nie normalny, bo kto by nie chciał się socjalizować? Jak wczoraj napisałem swojemu znajomemu ze studiów (na Signalu):

Choć w przypadku social mediów i komunikatorów warto zauważyć, że wiele osób posiada je z przymusu, pod wpływem presji społecznej – bo są tam znajomi, których znajomi też tam siedzą, i ich znajomi też, i tak jeden na drugiego oddziałuje jak grawitacja. Jeden używa Facebooka bo lubi, a drugi, bo musi. Tym bardziej, że niektórzy uważają posiadanie tam konta za pewnik i nie ułatwiają tym życia osobom, które chciałyby inaczej. Pracodawcy wymagają tego od pracowników, szkoły od uczniów, koledzy od kolegów... Z kolei Meta stawia przed użytkownikiem stos wymagań, które ten musi zaakceptować.

Wspomniany efekt grawitacyjny nazywa się „efektem sieci” i faktycznie stanowi psychologiczną barierię i siłę napędową spółki Zuckerberga, a właściwie każdej większej spółki, która w swoich dobrych czasach zdołała wytworzyć wokół siebie wystarczająco silne pole grawitacyjne. Potem może sobie robić co chce, balansować na granicy tego co legalne, a etyczne, a czasami ją przekraczać w imię „wyższego dobra” (którym jest pieniądz, oczywiście).

Również Apple, Microsoft, Amazon, czy Netflix, mają sporo na sumieniu. Dlaczego więc w przewodniku prawie o nich nie wspominam? Bo wiem, że ludzie i tak nie chcą o tym słuchać. Ostatecznie celem jest uświadomienie ludzkości istnienia alternatyw – do migracji dojdzie, gdy poczują taką potrzebę. Jestem już zmęczony nieustającym tłumaczeniem wciąż na nowo tego samego, z tak miernym skutkiem, oraz przekonywania ich, dlaczego powinni dbać o prywatność. Trochę się poddałem, muszę przyznać. Teraz chcę po prostu, abym przynajmniej ja mógł sobie bez przeszkód używać takiego oprogramowania, jakie chcę. Ale gdy szkoła, uczelnia czy znajomi wymuszają na mnie uczestnictwo w tym szalonym cyrku... słów mi brakuje. I nie wiem, co odpowiedzieć i ile.

A skoro mowa o prywatności, to nie tak, że żyję w ciągłym strachu, że ktoś czegoś o mnie się dowie. Mam świadomość, że danych, które raz pójdą w obieg już nie wycofam. W praktyce nie zastanawiam się zbyt wiele, co ci „oni” z tymi danymi zrobią. Po prostu dla zasady (zasady nr 5, prywatność jest ważna), co mogę – szyfruję, czego nie muszę – nie podaję. Jak nie puszczę danych w obieg, to nie ma czym się martwić, proste. Równie proste jest zainstalowanie w przeglądarce uBlock Origina, instalacja Linuxa, zmiana przeglądarki na nieszpiegującą... robi się to tylko raz. I nie zapomnijcie o menedżerze haseł!

Mam w fediverse znajomego – Oliwiera Jaszczyszyna – który niejednokrotnie na łamach swojego bloga, podobnie jak ja, narzekał na Big Techy, na Facebooka i na, za przeproszeniem, tępy tłum, do którego nic nie dociera (choć może kiedyś dotrze, kto wie?), jak również wskazywał na problem dyskryminacji cyfrowej. Kilka razy linkowałem do jego artykułów, ponieważ, trzeba przyznać, jego uwagi są bardzo trafne. On ma jeszcze siłę krzyczeć. Ja – coraz mniej. Mimo wszystko otuchy dodaje mi świadomość, że jest taka osoba, która potrafi mnie w tej kwestii zrozumieć.

...co z obiecanym filmem, zapytacie. Dlaczego nic nie piszę? Byłem na wakacjach. Odpoczywałem. Zwiedziłem polskie góry, Tatry. Spędziłem ten czas z bliskimi memu sercu osobami, z którymi jestem mocno związany emocjonalnie. Nadal chcę prowadzić ten projekt, pomimo również innych niedoskonałości niż tylko wygląd linków, który jakby się postarać, można olać. Chcę mieć na niego czas, a tu zaczyna się rok akademicki. Znowu mnie przygniotą jakimiś ciężkimi zagadnieniami i będę kuł do egzaminu, żeby dostać 3. Rozważałem też pomysł założenia podcastu – jak Internet. Czas działać!. Wymagałoby to ode mnie zdecydowanie mniej nakładu pracy niż prowadzenie kanału wideo, ale – umówmy się – mniej osób słucha podcastów niż ogląda filmów. Na podcaście nie wszystko też można pokazać... Właściwie, nic nie można pokazać, a w przypadku uczenia świata alternatywnego internetu, jednak by się przydało.

Jako że lubię pisać, a limit znaków na Mastodonie bywa zbyt mały, posty zbyt ulotne, interfejs niesprzyjający dłuższym formom wypowiedzi... stąd pomysł, zby zamiast tego przelać to na jakiegoś bloga. Taki rodzaj autoterapii, jaka każdemu by się przydała.

I cóż, zbliżamy się do brzegu. Użyłem tutaj sporo, jak na mój język, ostrych słów. Wulgarny język w czasach szkoły średniej był u mnie czymś normalnym, jednak z pełną świadomością zaniechałem tego paskudnego nawyku. Nieraz jeszcze łapię się na tym, że w myślach powiem jakieś brzydkie słowo, ale zawsze w takich momentach staram się wyrazić swoją frustrację w sposób bardziej... alternatywny. Do zobaczenia.

 
Read more...

from Tomasz Dunia - to3k

Na wstępie chciałem szczerze przeprosić za to, że WriteFreely Polska było niedostępne przez ostatnie 24 godziny! Na szczęście wygląda na to, że już wszystko wróciło do normy. Jeszcze ustalam co się stało wraz z Piotrem Sikorą z Fundacji Technologie dla Ludzi (FTdL), na której infrastrukturze stoi fizycznie ta instancja. Znając przyczynę problemów trzeba będzie także ustalić co należy zrobić, aby taka sytuacja się nie powtórzyła.

 
Czytaj dalej...

from Codzienność gryzie

Hagi-yaki to wyjątkowa ceramika pochodząca z małego miasteczka w Japonii, która kryje w sobie fascynującą historię i piękno.

Historia Hagi

Hagi to niewielka miejscowość położona w prefekturze Yamaguchi[1], niegdyś znanej jako prowincja Nagato. Przez stulecia ziemiami tymi władał samurajski klan Ouchi, sąsiadujący z klanem Mori[2]. Los tych ziem często zależał od wyników pojedynczych bitew i politycznych decyzji.

Na początku XVII wieku rodzina Mori otrzymała prawo do wybudowania zamku w Hagi[3]. To właśnie oni sprowadzili z Korei mistrzów garncarskich, którzy nie tylko odkryli wspaniałe złoża glinki idealnej do wypalania naczyń, ale także nauczyli tej sztuki Japończyków.

Renoma Hagi-yaki

W Japonii istnieje przysłowie: “Ichi Raku, ni Hagi, san Karatsu”[4]. Oznacza to: “Czarki Raku są najlepsze, drugie są z Hagi, a trzecie z Karatsu”. To przysłowie świadczy o wysokiej randze ceramiki z Hagi w japońskiej kulturze.

Podobno samo Hagi też jest miejscem godnym polecenia do zwiedzania nie tylko ze względu na swoją wspaniałą historię polityczną i licznych ludzi, którzy zmienili bieg polityki w Japonii, ale także ze względu na bogactwo zabytków. Niestety, nigdy w Japonii nie byłam, a moja miłość do sztuki tego kraju ma charakter zupełnie platoniczny.

Cechy charakterystyczne Hagi-yaki

Ceramika wytwarzana w Hagi do dziś nosi nazwę Hagi-yaki, co stało się swoistą marką tych wyrobów. Unikalna glinka (glinka z regionu Hagi charakteryzuje się wysoką zawartością krzemionki i stosunkowo niską zawartością żelaza) i technologia wytwarzania sprawiają, że ceramika z Hagi jest rozpoznawalna na pierwszy rzut oka. Piękne kolory szkliwa nadają jej bardzo szczególny wygląd.

Co ciekawe, wraz z upływem czasu i stałym użytkowaniem, kolory tych wyrobów się zmieniają. Dzieje się tak za sprawą mikroskopijnych porów, które zamykają się w wyniku napełniania czarek zieloną herbatą czy innymi płynami[5].

Tradycja i innowacja

Najbardziej widoczną cechą ceramiki z Hagi jest małe wycięcie na krawędzi dna naczynia. Ta cecha ma interesującą historię. Według dawnych regulacji shoguna, ceramiki z Hagi mogli używać wyłącznie samurajowie. Przepisy przewidywały jednak, że jeśli zostanie wyprodukowany wyrób wadliwy, to można go sprzedać każdemu.

Sprytni rzemieślnicy zaczęli więc celowo wycinać mały ząbek na obrzeżu dna naczyń, co pozwalało na natychmiastowe uznanie wyrobu za “wadliwy”[6]. Chociaż czasy samurajskie dawno minęły, to wycięcie stosuje się do dziś jako znak rozpoznawczy ceramiki Hagi-yaki.

Współczesne Hagi-yaki

Współczesna produkcja Hagi-yaki zachwyca różnorodnością form i rozmiarów. Choć asortyment jest szeroki, to właśnie czarki do sake i herbaty oraz miseczki do ryżu zyskały największą sławę. Te wytwory sztuki garncarskiej przyciągają uwagę nie tylko przystępną ceną, ale przede wszystkim niezwykłym pięknem. Co ciekawe, ich urok podbija serca zarówno Japończyków, jak i zagranicznych miłośników ceramiki. Hagi-yaki bowl

Sekretem uniwersalnego uroku Hagi-yaki jest charakterystyczna paleta barw. Mistrzowie ceramiki stosują glazury w subtelnych, pastelowych odcieniach. Stonowane szarości, delikatne błękity czy ciepłe, jesienne brązy sprawiają, że naczynia te z łatwością komponują się z różnorodnymi stylami wnętrzarskimi, dodając im nutę japońskiej elegancji.

W świecie japońskiej sztuki, proweniencja dzieła odgrywa kluczową rolę. Dla koneserów Hagi-yaki, certyfikat potwierdzający wykonanie przez uznanego mistrza jest bezcenny. Choć dla niewprawnego oka dwie czarki mogą wydawać się identyczne, ta opatrzona sygnaturą cenionego artysty może osiągać zawrotne ceny, nawet tysiąckrotnie przewyższające wartość podobnego, lecz anonimowego wyrobu[7]. To pokazuje, jak wielką wagę w japońskiej kulturze przywiązuje się do tradycji i kunsztu rzemieślniczego.


Przypisy: [1] Prefektura Yamaguchi – jedna z 47 prefektur Japonii, położona w regionie Chugoku na zachodnim krańcu wyspy Honsiu. [2] Klany Ouchi i Mori – potężne rody samurajskie, które odegrały znaczącą rolę w historii Japonii okresu Sengoku (1467-1615). [3] Zamek w Hagi – zbudowany w 1604 roku przez klan Mori po przegranej w bitwie pod Sekigaharą. [4] “Ichi Raku, ni Hagi, san Karatsu” – japońskie przysłowie określające ranking najlepszych ceramik do herbaty. [5] Zjawisko zmiany koloru ceramiki Hagi-yaki – nazywane w Japonii “siedmioma przemianami Hagi”. [6] Historia “wady” w ceramice Hagi-yaki – przykład kreatywnego obejścia restrykcyjnych przepisów feudalnej Japonii. [7] Znaczenie certyfikatu mistrza – w japońskiej sztuce autentyczność i proweniencja dzieła często mają większe znaczenie niż jego wygląd zewnętrzny.

#ceramika #sztuka #Japonia

 
Czytaj dalej...

from didleth

Prasówka feministyczna, a raczej jej zalążek...na więcej nie starczyło czasu

  1. Polka w Wenezueli: alimentów nikt tutaj nie płaci. Kobieta zostaje z kilkorgiem dzieci z różnych związków https://kobieta.rp.pl/wywiad/art41126431-polka-w-wenezueli-alimentow-nikt-tutaj-nie-placi-kobieta-zostaje-z-kilkorgiem-dzieci-z-roznych-zwiazkow

  2. „Ekspert”, „menedżer”, „doradca”. Brak żeńskich form w ogłoszeniach o pracę nie tylko zniechęca kobiety do rekrutacji. Może też być niezgodny z prawem https://www.forbes.pl/forbeswomen/ekspert-menedzer-doradca-brak-zenskich-form-w-ogloszeniach-zniecheca-kobiety-do/k3yl7dh

  3. Dziewczyński stres 2024 – raport dziennikarski https://kosmosdladziewczynek.pl/portal-wiedzy/ale-temat/dziewczynski-stres-2024-raport-dziennikarski

  4. Mobbing w instytucjach kultury. Sprawcy (i sprawczynie) wciąż mają się świetnie https://krytykapolityczna.pl/kultura/mobbing-w-instytucjach-kultury-sprawcy-maja-sie-swietnie/

  5. Brak równości małżeńskiej powoduje rozwody https://krytykapolityczna.pl/kraj/brak-rownosci-malzenskiej-powoduje-rozwody/

  6. Dochodzenie w sprawie śmierci Agnieszki, zmuszonej do noszenia przez tydzień martwego płodu, zostało umorzone https://www.facebook.com/ogolnopolskistrajkkobiet/posts/pfbid02WewgNEQxUzzELmTC2yniK3b7nCebFUNEtfXaVNQyFiDAreKUyCVij9U94YwmtidPl

  7. Czy szkoły katolickie odradzają uczniom i uczennicom szczepienie na HPV? https://www.instagram.com/p/DAOpwO_uP79/

  8. Aplikacja do śledzenia cyklu udostępniała Google dane zdrowotne kobiet: tło sprawy opisane przez Gosię Fraser https://techspresso.cafe/2021/01/21/aplikacja-flo-do-monitorowania-miesiaczki-przekazywala-wrazliwe-dane-facebookowi-i-google/ oraz nowy tweet Anny Wittenberg https://x.com/annawitten/status/1838471332394340445 I przy okazji warto przypomnieć: https://panoptykon.org/przeglad-aplikacji-dla-kobiet#1

 
Czytaj dalej...

from didleth

Prasówka 23-27.09.2025

  1. Malware w Google Play. 11 mln pobrań aplikacji zainfekowanych złośliwym oprogramowaniem https://arstechnica.com/security/2024/09/11-million-devices-infected-with-botnet-malware-hosted-in-google-play/

  2. Francuska minister cyfryzacji: AI zajmuje “szczególne miejsce” w sercu francuskiego rządu https://www.euractiv.com/section/artificial-intelligence/news/ai-has-a-special-place-in-french-government-says-new-ai-and-digital-minister/

  3. Sygnaliści mogą ujawnić nieprawidłowości w mediach społecznościowych https://pro.rp.pl/prawo-i-podatki/art41178661-sygnalisci-moga-ujawnic-nieprawidlowosci-w-mediach-spolecznosciowych

  4. Firefox po cichu włączył funkcję śledzącą użytkowników https://noyb.eu/en/firefox-tracks-you-privacy-preserving-feature

  5. Telegram zmienia swoją politykę – na wniosek władz będzie im udostępniać adresy IP i numery telefonów użytkowników https://pol.social/@m0bi13/113188325374254471 https://heise.de/-9949730

  6. Podcast Wittenberg rozmawia o technologiach – czy technologia zawiodła w trakcie powodzi? https://www.youtube.com/watch?v=lGLrmx1gM2M

  7. Dlaczego nie znosimy swojej pracy? podcast techspresso.cafe https://www.youtube.com/watch?v=ZrnEnjCmK8A

  8. Rosną kontrowersje wokół e-dzienników https://twitter.com/annawitten/status/1838291365895245907

  9. Krytyka działań rządu podczas powodzi nie oznacza, że jest się z PiS https://www.instagram.com/p/DATWmmUKa5n/

  10. Musk chce umożliwić zablokowanym hejterom czytanie wpisów ich ofiar https://www.instagram.com/p/DATg_p1MPlT/

  11. W związku z wyborami w USA Tik Tok usuwa rosyjskie media państwowe https://www.instagram.com/p/DAV0fpvMOxD/

  12. O zakazie telefonów w szkołach i ekranowych inkwizytorach. Felieton Magdy Bigaj https://magazynpismo.pl/idee/felietony/listy-z-cyfrowego-roju/zakaz-uzywania-smartfonow-w-szkolach/

  13. Radio Dreyeckland (sprawa nalotu za linkowanie do archiwum indymediów) ostatecznie uniewinnione https://www.heise.de/news/Radio-Dreyeckland-Freispruch-fuer-Link-zu-linksunten-indymedia-ist-rechtskraeftig-9953593.html

  14. Meta wykorzystuje czas powodzi na wojnę z polskimi mediami – przy linkowaniu do polskich mediów nie pojawiają się grafiki https://www.facebook.com/akurasinski/posts/pfbid031r917LPBHK9nL7FVvYojdHJ4VJgHwba7DUU3JfmbHaJxbUXjwjjXWLVvooWxk9F7l

  15. AI będzie oceniać scenariusze w Hollywood? Link za fb Artura Kurasińskiego https://www.technologyreview.com/2024/09/24/1104356/an-ai-script-editor-could-help-decide-what-films-get-made-in-hollywood/

  16. USA: reaktywacja nieczynnej elektrowni atomowej w związku z działaniami Microsoftu i rozwojem sztucznej inteligencji https://www.politico.com/newsletters/digital-future-daily/2024/09/25/ai-zombie-nuclear-plants-three-mile-microsoft-00181020

  17. Współpraca Palantira z Microsoftem to zagrożenie dla cyfrowych praw obywatelskich https://netzpolitik.org/2024/palantir-und-microsoft-warum-der-deal-ein-verlust-fuer-digitale-buergerrechte-ist/

  18. Facebook usunął stronę fb mistrzowie.org, która miała 350 000 polubień https://next.gazeta.pl/next/7,151243,31339113,facebook-usunal-strone-mistrzowie-org-kuriozalny-powod-mamy.html

 
Czytaj dalej...

from Privacy Matters

So this is a new home for my blog. Since it's a side project and I don't really write that often I decided to move to a shared writefreely instance. The move itself was a very smooth process so I can't complain. The only issues are my stats and follower count. Both metrics have been reset. I guess I'll have to write more often ;) Perhaps (even) shorter posts will do the trick? Only time will tell. In the meantime: feel free to follow this blog on the fediverse and spread the word!

 
Czytaj dalej...

from didleth

Prasówka 20-22.09.2024

  1. X/twitter ugina się pod brazylijskim wymiarem sprawiedliwości https://www.theverge.com/2024/9/21/24250697/x-complies-brazil-supreme-court

  2. Mozilla opuszcza fediwersum i zamyka swoją instancję mastodona https://www.heise.de/news/Mozilla-verlaesst-das-Fediverse-und-schliesst-die-eigene-Mastodon-Instanz-9901767.html

  3. Kontrola czatu – krótkie podsumowanie, z wyszczególnieniem stanowisk poszczególnych państw (strona Patricka Breyera) https://www.patrick-breyer.de/beitraege/chatkontrolle/

  4. Rozmowa z dr. Jackiem Pyżalskim o zachowaniach nastolatków w sieci. Polecam, warto https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177344,31313010,chcemy-sie-wybielic-mowiac-to-internet-robi-im-krzywde-my.html

  5. Weekendowa lektura Z3S https://zaufanatrzeciastrona.pl/post/weekendowa-lektura-odcinek-590-2024-09-20-bierzcie-i-czytajcie/

  6. Niemcy: potwierdzono wyciek danych ze schronisk młodzieżowych https://www.heise.de/news/Jugendherbergen-offenbar-Opfer-von-Ransomware-Bande-Hunters-9938226.html

  7. Europa chce chronić media. Polska – inwigilować dziennikarzy? https://panoptykon.org/emfa-w-polsce-inwigilacja-dziennikarzy

  8. USA: TikTok broni się argumentując, że inne chińskie firmy mogą gromadzić tyle samo danych (paywall) https://www.wired.com/story/tiktok-defense-china-ban/

  9. Komisja Spraw Wewnętrznych Bundestagu dyskutowała dziś nad „pakietem bezpieczeństwa” – organizacje broniące praw człowieka zwracają uwagę, że proponowana w jego ramach inwigilacja jest nieproporcjonalna do zagrożenia i może być niezgodna z prawem https://netzpolitik.org/2024/anhoerung-im-innenausschuss-harte-kritik-am-ueberwachungspaket/

  10. Pluralistic – o gromadzeniu danych i naruszaniu prywatności przez “sektor prywatny” https://pluralistic.net/2024/09/20/water-also-wet/

 
Czytaj dalej...

from Codzienność gryzie

Nie ważne, czy masz rację. Ważne jak głośno i agresywnie oznajmisz swoje zdanie.

Duże okna mojego mieszkania wychodzą bezpośrednio na przedszkole. Uwielbiam hałas, który robią dzieci, nigdy mi nie przeszkadzał, a mieszkam tak już 40 lat.

Ostatnio ktoś zamontował dzieciom nową zabawkę, drewniany blat imitujący kuchnię. Gdzie kuchnia, tam garnki. I zabawa na całego. Sama bym się tak chętnie z dziećmi pobawiła. Niestety moje już bardzo dorosłe.

Kiedy jednak dzieci idą do domów, garnki powinny być cicho. A już na pewno, gdy zapada noc. Po północy patelnia nie powinna prześcigać się z garnkiem, które z nich dźwięczy donośniej.

Niestety, w “moim” przedszkolu garnki wiszą całą noc na haczykach wbitych w deski. Póki deszcz nie pada, jest ok. Kiedy jednak zaczyna padać, za oknem zaczyna się perkusyjna kakofonia. Dźwięk garnków i patelni niesie się po maleńkiej uliczce i wpada prosto do naszego otwartego okna.

Poszłam dziś poprosić panie wychowawczynie, aby na noc składały naczynia kuchenne na półkę, bo tam by nie hałasowały w deszczu. I wtedy usłyszałam od jednej z pań:

  • A co, parapety i rynny też na noc zwijacie?

Pani ma ze 30 lat, ja 70. Jeszcze 20 lat temu żadna z wychowawczyń w tym przedszkolu tak by się nie odezwała do starszej osoby. Czasy się zmieniły, teraz każdy może powiedzieć co chce, byle głośno i z przytupem. Niestety chamstwo mnie zawsze zatyka, nigdy nie umiem na nie na czas odpowiedzieć. Powinnam zapytać:

  • A co, wy zawsze zostawiacie garnki i patelnie wiszące na haczykach przed domem?

Ale nie zapytałam, bo mnie zatkało. Nie szpanuję na wyższe sfery inteligenckie. Jestem sobie zupełnie zwykłą emerytką. Ale zawsze zapominam języka w gębie, gdy staje przede mną ktoś taki, jak ta pani wychowawczyni naszych, waszych dzieci.

U mnie w domu mówiło się o takich osobach wyszczekany. Znaczy umie odszczeknąć. Natychmiast. Bez zastanowienia, bez kalkulacji, czy wypada, czy to kogoś nie zaboli, czy nie zrobię komuś moim odszczeknięciem przykrości lub krzywdy.

Rodzice nie szanowali takich ludzi. A ja się ich po prostu bałam.

Nie odszczeknęłam, ale nie odpuszczę. Jeśli gary nadal będą wisieć i hałasować, będę interweniować. Noc jest, aby spać.

#blog #codziennosc #zycie #kultura

 
Czytaj dalej...

from Codzienność gryzie

Zablokowało mnie. Może to kwestia niepokoju, co przyniesie przyszłość. Nie, nie ta odległa, ale ta najbliższa, która wykuwa się właśnie w jakimś laboratorium histopatologicznym. Czekam na wyniki. Czekam... Trudno mi zmieścić się z pisaniem w tym całym czekaniu. Na szczęście jest jeszcze wiele rzeczy, które muszę robić w międzyczasie: zmiana opatrunków, gotowanie, sprzątanie, zmiana opatrunków. No i syn wyciągnął na wierzch moje stare wiersze i zasugerował, abym zrobiła z nich piosenki za pomocą serwisu Suno. Tak, żebym się trochę oderwała od zmartwień. To był fajny pomysł – trochę mnie oderwał. Na chwilę. Suno tworzy dla człowieka muzykę lub piosenki. Z muzyką jest łatwiej, bo interpretacja piosenek, zwłaszcza takich ciut poetyckich i w języku polskim, to dla niego duże wyzwanie. Czasem jedną piosenkę szlifuję cały długi wieczór, a i tak efekt jest niezadowalający. Bo Ai nie umie przeczytać polskiego słowa, bo czyta je po angielsku... Albo jak kiedyś, przełożyło cały wiersz na czeski, albo chorwacki, i zaśpiewało, nie wiadomo co, bo w nieznanym języku słowiańskim. Pomyślałam sobie, że to fajny sposób na ożywienie od dawna martwych wierszy. Martwych, a może zastygłych w letargu. Skoro mam już tę blokadę pisanie, to niech choć AI zrobi użytek z moich dawnych prób poetyckich. Ksiązeczki z wierszami i tak nikt nie kupi.

 
Czytaj dalej...

from arkadiusz durszlak

Wpis ukazał się 14.06.2024

Wracam z mojej pierwszej konferencji Perspektywy Women in Tech w Warszawie pełen dobrej energii (spowodowanej głównie prowadzonymi przeze mnie warsztatami, ale o tym potem) oraz z głową pełną przemyśleń, które postanowiłem przelać “na papier”.

Dla kogo jest konferencja Women in Tech?

Jestem w trakcie słuchania audiobooka “Niewidzialne Kobiety” Caroline Criado-Perez i bez przerwy polecam ją wszystkim wokół (zwłaszcza facetom!), czułem podskórnie więc, że konferencja Women in Tech znalazła mnie w dobrym momencie mojego życia.

Pozostawia mnie to jednak z pytaniem – jak rozwiązać paradoks takich konferencji? Takich, czyli przez kobiety, dla kobiet, z kobietami w roli głównej, ale nie chcąc jednocześnie tworzyć nowych baniek. Bo nie o stworzenie kolejnej bańki przecież chodzi, a o włączającą przestrzeń, gdzie bez uprzedzeń i z równymi szansami kobiety mogą być uczestniczkami zmian w świecie technologii, a nie jedynie milczącymi obserwatorkami, lub, co gorsza, uczestniczkami, ale pomijanymi na kartach historii. Z jednej strony więc chciałbym, żeby (podobnie jak czytelników “Niewidzialnych Kobiet”) na Women in Tech było więcej mężczyzn – uczestników, którzy będą mogli poznać perspektywę kobiet w technologii. Z drugiej jednak strony kobiety mają całkowite prawo do stworzenia bezpiecznej przestrzeni, w której (w końcu) mogą same ustalać reguły gry.

O czym w ogóle jest ta konferencja?

Byłoby manipulacją z mojej strony, gdybym zostawił opinię o Perspektywach jako wartościowym feministycznym spędzie, gdzie możemy posłuchać o wyzwaniach kobiet w świecie technologii.

Perspektywy Women in Tech to jednak przede wszystkim duża, wartościowa, branżowa konferencja traktująca o technologii w ogóle. Motywem przewodnim tegorocznej edycji jawił się nowy buzzword, który (wieszczę) będzie coraz częściej gościł na naszych stołach, aż do momentu, kiedy zacznie nam wyskakiwać z lodówki. Buzzwordem tym jest:

Quantum

Czyli “kwantowy”.

Nota poboczna: CEO konferencji, dr Bianka Siwińska, we wstępie bardzo mocno podkreśliła, że po zeszłorocznym hajpie organizatorki były znudzone i zmęczone “AI”, które zostało w poprzedniej agendzie odmienione przez wszystkie przypadki. No cóż, chyba jednak niedostatecznie, ponieważ w tegorocznej bez mała trzecia część wszystkich sesji dotyczyła sztucznej inteligencji właśnie (włączając w to dwie, świetne, swoją drogą, sesje mężczyzn-celebrytów, popularyzatorów nauki, czyli Tomasza Rożka i Andrzeja Dragana).

Słowa krytyki

To była moja pierwsza tak duża konferencja branżowa. Za duża. Organizatorki szacowały obecność aż 10 tysięcy osób! Pomimo tego, że warszawska przestrzeń EXPO XXI była w stanie bez problemu obsłużyć taką liczbę osób, nie obyło się bez dużych kolejek w niektórych miejscach oraz duchoty w przestrzeni targowej.

Sesje były bardzo nierówne. To trochę przypadłość dużych konferencji, gdzie na scenach w większości można zobaczyć sponsorów wydarzenia, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że atrakcyjność sesji nieraz była odwrotnie proporcjonalna do atrakcyjności jej nazwy.

Warte odnotowania jest także, że sesje typu “Szpilki na Marsie” czy “Nie tylko gotowanie” wzbudziły we mnie tylko zażenowanie i nie zachęciły mnie w żadnym stopniu do ich zobaczenia. O wiele bardziej przemawiały do mnie historie naukowczyń pracujących przy Wielkim Zderzaczu Hadronów czy profesorki Uniwersytetu Warszawskiego budującej komputer kwantowy oraz to, z jakimi wyzwaniami mierzyły się w przeszłości jako kobiety w świecie technologii.

Jeśli konferencja, to na pewno networking?

No właśnie tak średnio, bym powiedział, cytując klasyka. Do networkingu, czyli poszerzania swojej siatki kontaktów ani szczególnie nie zostałem zachęcony, ani nie było ku temu sposobności przez skalę tego wydarzenia.

Ostatnia rzecz, która mnie uwiera, to polityka. Rozumiem, że wsparcie polskiego rządu jest ważne na tego typu wydarzeniach, wysyła to mocny sygnał o strategii i priorytetach. Spójrzmy jednak na listę osób otwierających wydarzenie i odpowiedzmy sobie w milczeniu, czy to na pewno najlepszy dobór postaci:

  1. Krzysztof Gawkowski, Minister Cyfryzacji
  2. Barbara Nowacka, Ministra Edukacji
  3. Mark Brzezinski, Ambasador USA w Polsce (?)
  4. Olga Leonowicz, aktywistka równościowa
  5. Katarzyna Kotula, Ministra Równości
  6. Anna Clunes, Ambasadorka Wielkiej Brytanii w Polsce (??)
  7. Maciej Gdula, Podsekretarz Stanu (???)
  8. Bianka Siwińska, CEO Perspektywy Women in Tech

Co mnie najbardziej zaskoczyło?

Brak kolejek do toalet. Serio! Temat rzeka, ale zamiana wszelkich toalet w miejsca “gender neutral” ewidentnie wpłynęły korzystnie na przepływ osób korzystających z WC. Można by się przyczepić, że zamiana zarówno męskich jak i damskich toalet w “gender neutral” to nieodrobiona lekcja z feminizmu (piszę z przymrużeniem oka do osób, które czytały “Niewidzialne Kobiety”), ale tutaj po prostu zdało to egzamin.

Druga rzecz – szczególny nacisk na aspekt ekologiczny. Już nie zeroemisyjna, a nawet offsetująca ślad węglowy z nadwyżką konferencja oferowała wyłącznie wegańskie i wegetariańskie jedzenie, gdzie ze świecą było szukać plastiku (ale to już chyba standard, prawda?)

A warsztaty, o których wspominałem na początku?

Były to warsztaty projektowe dla programu LeaderSHEp Academy, gdzie grupy dziewczyn podjęły wyzwania stworzenia rozwiązań (nie tylko cyfrowych) odpowiadających na potrzeby dzisiejszego świata w ramach agendy Tech for Good.

Problemy, nad którymi pracowały, były złożone, nieraz bardzo trudne, wymagające wsparcia mentorskiego (od tego też tam byliśmy), ale w imponujący sposób otworzyły swoją kreatywność i dochodziły do całkiem nowych pomysłów na naszych oczach.

Czy pojadę za rok?

Odpowiem krótko – jeśli miałbym wydać 800 zł na bilet, pewnie żałowałbym wydania tych pieniędzy. Dzięki temu, że bilet otrzymałem od mojego pracodawcy oraz miałem przyjemność prowadzić warsztaty, odwiedzenie konferencji było zdecydowanie miłym dodatkiem.

Jednocześnie jednak polecam odwiedzenie Perspektyw Women in Tech każdej osobie, żeby wyrobiła sobie zdanie na temat tego wydarzenia sama.

 
Czytaj dalej...

from arkadiusz durszlak

Wpis ukazał się 16.10.2023

Ręka wrzucająca głos do urny wyborczej

Zamiast wstępu…

…disclaimer. To była moja pierwsza praca w komisji, więc proszę potraktować moje doświadczenia mocno subiektywnie. Wiem, że praca różni się w zależności od obwodu (liczba osób uprawnionych do głosowania) oraz doświadczenia osób członkowskich. Mój punkt wyborczy był dość spory jak na nasze 150-tysięczne miasto – trzy komisje w jednym lokalu, każda przyjmowała ok. 1200-1400 uprawnionych do głosowania. Komisja składała się z dziewięciu osób.

Pomimo moich dość mocnych przekonań politycznych, starałem się być obiektywnym obserwatorem procesu. Wypełniając swoje obowiązki (nie powiem, sumiennie) patrzyłem na całe wydarzeniem również przez pryzmat mojego zawodu – projektanta UX, może wchodzącego w rejony Service Designu, do czego przejdę w dalszej części.

Człowiek bez szkolenia

Powód dla zgłoszenia się na członka komisji był prosty – był to jeden z przywilejów systemu demokratycznego, którego jeszcze nie przetestowałem na własnej skórze. Postanowiłem sprawdzić z czym to się je, jakie są możliwe pola do nadużyć (o tym na końcu) i w jaki sposób praca komisji wyborczych jest kontrolowana przez PKW czy też organizacje (spoiler alert: praktycznie w ogóle).

Krótka historia o tym, jak (nie) zostałem przeszkolony: urząd miasta wysłał powiadomienie o powołaniu mnie na członka komisji wyborczej na błędny numer telefonu, przez co ominęło mnie całe szkolenie na żywo. Wszystkie materiały (ok 200 stron) otrzymałem mailowo, bez zweryfikowania faktu zapoznania się z nimi. Ot, całe szkolenie.

Nie chcąc ujawniać się szczególnie ze swoimi sympatiami politycznymi zgłosiłem się z listy rezerwowej komisarza okręgowego – co oznaczało, że na liście widniałem jako “uzupełnienie”, bez podania komitetu wyborczego danej partii, jak miało to miejsce w przypadku pozostałych.

No to, który jest członkiem którego

Tutaj było moje pierwsze zaskoczenie. Otóż po kilku godzinach okazało się, że przewodniczący komisji, który rzekomo był wystawiony z KW Trzeciej Drogi, wcale nie był od nich. Pani wiceprzewodnicząca, z ramienia KW Konfederacji, z Konfederacją nie miała nic wspólnego. Podobna sytuacja miała miejsce z koleżanką z ramienia KW PiS oraz kolegi z KW Antypartii. Jak to możliwe?

Sam do końca nie wiem. Nie chciałem pytać wprost, ale pokątnie udało mi się uzyskać informację o tym, że osoby zapisywały się do komisji “przez znajomych” i sami nie do końca wiedzieli z ramienia którego Komitetu Wyborczego wylądują w komisji. Co to w praktyce oznacza? Że w mniejszych okręgach do jednej komisji może dostać się grupa znających się wcześniej osób, które mogą podzielać swoje poglądy polityczne, co przeczy zasadzie bezstronności komisji. Nie mówię, że to łatwe, ale da się. Serio, tego nikt nie sprawdza.

Jak wielu rzeczy zresztą, związanych z samym przebiegiem wyborów.

Paczki z makulaturą

Pierwsze wrażenia

PKW wysłała do nas makulaturę i wytyczne. To tyle. Cała reszta zostaje po stronie komisji.

To, jak lokal wygląda (ustawienie stanowisk w przestrzeni, urny etc.) było zależne od miejsca, w którym wybory odbywają się od wielu, wielu lat. Natomiast cała organizacja pracy komisji leżała już po naszej stronie.

Podział obowiązków, rozdział list wyborców na poszczególne stanowiska (oraz ich ilość), opisanie stanowisk, sposób wydawani kart, zliczanie frekwencji etc. – to wszystko musieliśmy wypracować sobie sami. O ile w pierwszych fazach pracy nie było to problemem, o tyle w tych ostatnich potrafiło stanowić już dość konkretną przeszkodę w obliczu niektórych wyzwań.

Tutaj chciałbym poświęcić też chwilę, żeby – jak to mawiają korpomilenialsi – przekazać kudosy dla mojej drużyny. Trafiłem na gromadę naprawdę ogarniętych i sympatycznych osób, dzięki którym praca przebiegała – naprawdę – przyjemnie. Przewodniczący komisji pełnił tę rolę już ósmy raz z rzędu, a doświadczenie pracy jednej z członkiń pomogło nam usprawnić bardzo wiele małych i, wydawałoby się, błahych zadań.

Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się jak bardzo sposób pracy komisji wyborczej jest narzucony z góry, odpowiadam: minimalnie.

Trzy etapy pracy

Ogólnie etapy pracy w komisji podzieliłbym na trzy:

Etap 0: Szkolenie

Wcześniej wspomniane szkolenie na żywo (na którym nie dane mi było być, ale usłyszałem, że było stratą czasu) oraz / lub przez zapoznanie się z materiałami. Na tym etapie również wybrano przewodczniczącego oraz wiceprzewodniczącą.

Nota poboczna: przewodniczący nie przechodzą żadnego szczególnego szkolenia. Spoczywa na nich większa liczba obowiazków oraz otrzymują większą zapłatę za swoją pracę.

Etap 1: Przygotowanie głosowania

Dzień przed wyborami, przez około trzy godziny zajmowaliśmy się ustaleniem logistyki samego dnia wyborów oraz rozpakowywaliśmy makulaturę z PKW. Używam słowa “makulatura”, bo faktycznie tym była dla mnie ta sterta paczek zapakowanych w szary papier, przewiązanych szpagatem, dostarczonych w workach jak z targu warzywnego. Dopóki nie zostały przybite pięczecie, to był po prostu papier.

Na tym etapie odbyło się również liczenie otrzymanych kart. Do sejmu, senatu oraz referendalnych. Jak bardzo to przyjemne zajęcia? Średnio, porównałbym je do przeliczania kartek w świeżo otwartej ryzie papieru. Każdy błąd w liczeniu musiał być weryfikowany kilkukrotnie. Po przeliczeniu wszystkich kart 4-5 razy podpisaliśmy protokół, w którym zgłosiliśmy nadwyżkę czterech kart wyborczych do Senatu.

Tak, te ogromne karty wyborcze do Sejmu liczy się bardzo nieporęcznie. Okropnie nieporęcznie. Zwłaszcza jeśli jest ich ponad 1000.

Etap 2: Przebieg głosowania

Początek dnia – ostemplowanie wszystkich kart.

Dalej prosta sprawa. Wszyscy, którzy głosowali wiedzą, jak pracuje komisja. Tutaj nie ma czarnej magii – trzeba być osobą otwartą, uśmiechniętą i empatyczną. Na wybory przychodzi cały przekrój społeczeństwa z całym dobrodziejstwem inwetnarza. Czasem trzeba pomóc, czasem trzeba być asertywnym, ale dopiero praca w komisji pokazała mi, jak bardzo moment głosowania potrafi być dla wyborców stresujący.

Naprawdę, ilość osób, która w momencice próby nie jest w stanie sobie przypomnieć swojego adresu była zaskakująca.

Do zadań w trakcie głosowania należy oczywiście pilnowanie porządku, sprawdzanie czy nikt nie wynosi kart, podliczanie frekwencji co kilka godzin – luźne tematy.

Pod koniec dnia trzeba było domówić po kilkaset pakietów wyborczych do Sejmu i Senatu z powodu nie przewidzianej wcześniej frekwencji (na koniec dnia w naszej komisji – ponad 81%!), co spowodowało też dodatkowe bóle głowy później, ponieważ nie było wytycznych jak takie coś zaraportować w zsumowaniu kart.

Etap 3: Liczenie i raportowanie

Największa jazda, na którą nie byłem gotów. Po zamknięciu lokali wyborczych zaczyna się moment próby relacji społecznych członków komisji. Bo jest to moment, który w materiałach szkoleniowych jest opisany najmniej, a powinien być mu poświęcony conajmniej jeden duży rozdział.

Tutaj do zadań należało, w kolejności: 1. Zliczenie oddanych głosów do Sejmu i Senatu,osobno zliczenie głosów do Referendum 2. Zliczenie pozostałych, niewykorzystanych kart wyborczych (osobno Sejm/Senat, osobno Referendum) 3. Otwarcie urny i wyciągnięcie kart

⟶ Odtąd zaczyna się nasze autorskie podejście do procesu zliczania głosów, które nie jest nigdzie opisane

  1. Rozdzielenie kart na trzy grupy: Sejm, Senat, Referendum
  2. Oddzielenie kart ważnych od kart nieważnych
  3. Oddzielenie głosów ważnych od głosów nieważnych
  4. Posortowanie głosów nieważnych w zależności od powodu ich nieważności
  5. Rozdzielenie kart do głosowania do Sejmu na poszczególne listy
  6. Podsumowanie głosów na poszczególnych kandydatów
  7. I liczenie. Ilości oddanych kart, głosów nieważnych i kart nieważnych muszą się zgadzać z wcześniej podliczonymi z listy wyborców oddanymi głosami.
  8. Potem to samo Senat. (punkty 5-10)
  9. Potem to samo Referendum. I tutaj przystanek.

Liczenie referendum było wyjątkowo upierdliwe, ponieważ de facto nie istniało pojęcie “głosu nieważnego”. Nieważne były poszczególne odpowiedzi na pytania. W konsekwencji tego mogły być karty, na których odpowiedzi na pytania 2 i 4 były ważne, a na 1 i 3 już nie. W raportowaniu wszystkie te sytuacje należało opisać, ale zliczanie tego na podstawie kart zawierających wszystkie cztery pytania było już praktycznie niemożliwe.

Na szczęście jedna z koleżanek wzięła sprawy w swoje ręce i zliczyła te karty jakimś swoim magicznym systemem. Do teraz nie wiem jak, ale udało się. Sprawdzaliśmy jej liczenie, wszystko się zgadzało.

zdjęcie kartki z rozpisanym systemem liczenia głosów, skomplikowana tabelka (zdjęcie koleżanki, która zlicza nieważne głosy na poszczególne pytania w referendum)

Ostatnimi etapami jest zaniesienie protokołów do informatyka i wpisanie ich do systemu wyborczego. To jest moment, w którym system pokazuje kilkadziesiąt pól “na zielono, żółto albo czerwono:“. Co jest poświadczeniem, że w naszym liczeniu nie było błędów i matematycznie wszystko się zgadza.

Na samym końcu jeszcze tylko złożenie kilkdziesięciu podpisów na kilkunastu protokołach oraz zapakowanie wszystkiego. Praca manualna. Oczywiście, dostarczonego papieru brakowało, więc wykorzystywaliśmy papier z rozpakowanych paczek z dnia poprzedniego. Potem wszystko do worków, opisane, zaplombowane i zawiezione do urzędu miasta. Proste? Też tak myślałem, ale ten ostatni etap zajął nam ponad dwie godziny. Sposób, w jaki poszczególe zawartości pakietów mają być opisane jest bardzo (na klasyczną modłę urzędową) zagmatwany. Tutaj wjechało doświadczenie przewodniczącego, ale szczerze, nie mam pojęcia jak z tym opisaniem poradziły sobie mniej doświadczone osoby.

Koniec?

Tak, ale nie do końca. O 4:45, kiedy rozstawaliśmy się prawie o świcie, przewodniczący pożegnał nas słowami:

“Nie wyłączajcie telefonów dopóki wam nie napiszę, że wszystko gra, bo być może będe was ściągał do urzędu miasta po brakujące podpisy albo wyjaśnienia”

Urzędy potrafią “cofnąć” protokoły z powodu braku parafki jednego z członków komisji na jednej ze stron 12 protokołów, za wpisanie “–” zamiast “0” jeśli nie było oddanego głosu, za brak pieczątki na którejś z paczek (prawdziwe przykłady), więc samo oddawanie protokołów jest też bardzo stresującym momentem. Zwłaszcza, jeśli dobijasz do 26 godzin pracy bez snu i ciągle stoisz w kolejce.

Szczęśliwie, o 9:45 otrzymałem sms, że protokoły zostały przyjęte.

To są te przekręty, czy ich nie ma?

Powiem tak: nie wiem, ale się domyślam.

O ile w teorii bardzo ciężko jest nakłamać w liczbach na protokołach (tam wszystko się musi zgadzać i krzyżowo się weryfikuje na różnych stronach), o tyle w przypadku błędów w liczeniu głosów stosunkowo łatwo jest powiedzieć “ktoś pewnie wyniósł” i wpisać do protokołu w tej sposób.

Nasza komisja była sumienna i sprawdzaliśmy się nawzajem – kiedy brakowało nam jednej karty z wyborów do sejmu, liczyliśmy wszystko trzy razy i głos znaleźliśmy, ale równie dobrze mogliśmy zaraportować wyniesienie karty poza lokal wyborczy.

Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której jakaś mała komisja niedoświadczonych w temacie osób zostaje przytłoczona osobowością osoby przewodniczącej, która narzuca swój sposób pracy, myślenia i zwyczajnie nimi manipuluje.

Nie chciałem szczególnie rozpisywać się na temat słynnego już pytania “czy życzy Pan sobie kartę do referendum”, ale rozumiecie, że jedną decyzją przewodniczącego można ustawić całą linię narracyjną członków.

Czy udałoby się w ten sposób wykręcić jakieś solidne matactwa wyborcze? Nie sądzę, ale pole do nadużyć definitywnie jest.

Mężowie i żony

Krótko wspomnę jeszcze o zewnętrznym kontrollingu, którego byliśmy przedmiotem (i bardzo dobrze!)

Podczas wyborów był z nami pan Mąż Zaufania z PiSu, bardzo leciwy pan, który w zasadzie przez pięć godzin siedział przy urnie i nie odezwał się ani słowem. Kiedy jedna z osób próbowała obok niego przejść z kartą referendum, kompletnie nie zareagował, na szczęście koleżanka w porę dostrzegła chłopaka, który tłumaczył się tym, że kartę pobrał przez przypadek i nie wiedział co z nią zrobić. Ale dietę pan pobrał i dobrze, niech będzie.

Podczas liczenia głosów była za to z nami dziewczyna z KOD (obserwatorka społeczna), która była ogólnie bardzo miła i w miłej atmosferze obywatelskiego porywu spełnialiśmy swoje obowiązki. To, co było dla mnie ciekawe to fakt, że na końcu wzięła protokół przewodniczącego i raportowała go do niezależnego systemu kontroli wyborów KOD. Dzięki temu organizacja będzie mogła porównać oficjalne dane danych okręgów z ich informacjami. Tam też koleżanka opisywała nasz sposób pracy, czy nie dopuszczaliśmy się nadużyć i – naprawdę szczerze – współczuła nam tego, jak bardzo PKW zostawia komisje okręgowe na pastwę losu.

Zanim zgłosiłem się do pracy w komisji sam rozważałem opcję bycia mężem zaufania lub obserwatorem społecznym, jednak ich ograniczone pole możliwości i wyłącznie rola obserwatorska mnie zniechęciła. Chciałem sobie ubrabrać łapy demokracją

Co z tym projektowaniem usług?

Schemat opisujący Service Design

Jest taka działka, starsza kuzynka UX Designu, nazywa się Service Design, czyli projektowanie usług. To jest ta działka, w której projektanci starają się sprawić, żeby wizyta w banku była przyjemna, żeby organizacja kolejek w urzędzie miasta była bez zarzutu lub żeby doświadczenie przebywania w szpitalu było możliwie najmniej dotkliwe. Mówimy tutaj o zaprojektowaniu doświadczenia osoby, która musi wykonać pewne zadanie w przestrzeni fizycznej.

No i cóż, życzyłbym sobie, żeby przy PKW powstała jednostka tak prężnie działające jak odpowiadające za mObywatela COI. Jednostka, która nie tylko projektuje doświadczenia osób głosujących poprzez odpowiednie zaprojektowanie przejrzystości instrukcji głosowania oraz samych kart, ale także zaprojektuje doświadczenie osób zasiadających w komisjach.

Uwierzcie mi, nabrałem empatii w stosunku do pracowników budżetówki. Wytyczne są absolutnie niejasne, nikt w żadnym momencie nie zastanowił się jak komisji można ułatwić pracę liczenia głosów. Trochę nie wiem czego się spodziewałem, a trochę mam żal.

Przecież członkowie komisji to tacy sami obywatele jak ci, którzy głosują. Ludzie, którzy z własnej woli postanowili poświęcić czas i energię, żeby dołożyć swoją cegiełkę do społeczeństwa obywatelskiego.

Przecież można było napisać proste rekomendacje dotyczące sposobu organizacji liczenia głosów. Przecież można użyć kolorów do odpowiedniego oznaczania typów protokołów oraz kopert. Przecież można nagrać serię krótkich filmów przygotowujących do pracy w komisji. Przecież można stworzyć kurs e-learningowy. Przecież można stworzyć infolinię, pod którą będzie dostępny ktoś, kto udzieli niezbędnych informacji (nie, nie ma takiej infolinii). Przecież można to wszystko zrobić lepiej. Warto to wszystko zrobić lepiej, jeśli chce się wyszkolić pracowników komisji na przyłość i zatrzymać ich na kolejne wybory.

Czy warto było?

Krótka odpowiedź: tak, chociaż nie jestem pewien, czy to nie była moja pierwsza i ostatnia praca w komisji. Te ostatnie godziny były naprawdę ciężkie.

Natomiast na sam koniec chciałem jeszcze odpowiedzieć na pytanie, które pojawia się (zaskakująco) często – czy to się opłaca? Z góry zaznaczam, że kompletnie nie myślałem o mojej pracy w komisji w takich kategoriach. Poszedłbym tam i za 200 i za 100 i być może nawet i za darmo, żeby tylko się przekonać jak to działa od wewnątrz.

No to podliczmy: *Szkolenie – 3h *Przygotowanie dzień wcześniej – 3h *Zmiana w komisji – 10h *Liczenie i raportowanie – 8h 600 zł / 24h daje nam kwotę 25 złotych na godzinę, do tego dochodzą dwa dni wolne od pracy.

Zawiedziony Zbigniew Stonoga

Czy to dużo, czy mało, odpowiedzcie sobie sami, jednak do równania dołóżcie jeszcze stres i zmęczenie (24 godziny na nogach w moim przypadku).

No i pamiętajcie, że moja komisja działała naprawdę sprawnie i stosunkowo szybko uwinęliśmy się z liczeniem (naprawdę, za nami było jeszcze ¾ komisji z całego miasta).

Zamiast zakończenia

Po 24 godzinach na nogach i czterech godzinach snu obudziłem się na wyborczym kacu. Nie przywiązuję się do exit polli, nie odświeżam na bieżąco strony PKW. Zjadłem śniadanie, piję kawę i staram się na chwilę zapomnieć o polityce, chcę chociaż chwilę pobyć w tym powyborczym limbo.

 
Czytaj dalej...

from Michał Stankiewicz Blog

Jak doskonale wiecie, cyberbezpieczeństwo jest dla mnie bardzo ważne. W związku z tym chciałbym was poinformować, że w aplikacji mObywatel 2.0, którą każdy z nas posiada (lub przynajmniej powinien posiadać) na swoim telefonie, pojawiła się nowa funkcja. Jest to usługa „Bezpiecznie w sieci”.

Infografika przedstawiająca trzy ekrany aplikacji mObywatel 2.0 na smartfonie z systemem iOS. Pierwszy ekran: główny ekran zakładki „Usługi”, gdzie wyświetlona jest opcja „Bezpiecznie w sieci”, między innymi opcjami takimi jak „Bon energetyczny”, „Zastrzeż PESEL” i inne. Środkowy ekran: komunikat „Uważaj na oszustwa” w sekcji „Bezpiecznie w sieci”, zachęcający użytkownika do zgłoszenia incydentów związanych z bezpieczeństwem w internecie. Poniżej znajduje się przycisk „Zgłoś incydent”, który pozwala zgłosić sytuację naruszającą bezpieczeństwo w sieci, oraz opcja włączenia powiadomień o zagrożeniach. Trzeci ekran: pokazuje listę możliwych incydentów do zgłoszenia, takich jak „Złośliwa strona internetowa”, „Podejrzany SMS”, „Podejrzany e-mail”, „Oszustwo” oraz inne.

Usługa ta daje dwie możliwości. Pierwszą z nich jest otrzymywanie powiadomień o powtarzających się i narastających atakach związanych z cyberprzestrzenią, takich jak szerokie rozpowszechnianie fałszywych maili z danego „banku” czy innego typu oszustw. Uważam, że jest to bardzo przydatna funkcja.

Drugą, chyba jeszcze ważniejszą, jest zgłaszanie incydentów. Możemy zgłosić złośliwą stronę internetową, podejrzany SMS, podejrzany adres e-mail, oszustwo lub inną formę incydentu bezpieczeństwa za pomocą aplikacji. Dzięki temu możemy poinformować CERT NASK (Państwowy Instytut Badawczy, a konkretnie zespół reagowania na incydenty) o występowaniu danego rodzaju ataku. To sprawi, że więcej osób będzie mogło się na to przygotować, dzięki czemu inne osoby nie staną się ofiarami tego ataku.

Infografika przedstawiająca cztery ekrany aplikacji mObywatel 2.0, pokazujące proces zgłaszania złośliwej strony internetowej. Pierwszy ekran: Użytkownik jest proszony o dodanie adresu złośliwej strony internetowej. Widnieje opcja „Dodaj adres strony”, a poniżej przycisk „Dalej”, umożliwiający przejście do następnego kroku. Drugi ekran: Użytkownik wprowadza opis zgłoszenia, wyjaśniając, dlaczego strona internetowa jest podejrzana. W dolnej części ekranu znajduje się przycisk „Dalej” umożliwiający przejście dalej. Trzeci ekran: Użytkownik podaje swoje dane kontaktowe, takie jak adres e-mail, z opcją zgłoszenia incydentu anonimowo. Widoczna jest również zgoda na przetwarzanie danych osobowych oraz przycisk „Dalej”. Czwarty ekran: Potwierdzenie wysłania zgłoszenia. Komunikat informuje, że zgłoszenie zostało przesłane i będzie analizowane przez zespół CERT Polska. Widoczny jest przycisk „Zamknij”, kończący proces zgłoszenia.

Co więcej, na stronie NASK możemy przeczytać, że docelowo w aplikacji ma pojawić się możliwość czytania tekstów na temat zagrożeń w sieci oraz porad, jak ich unikać.

Niestety, nie wiem jeszcze, jak ta usługa zadziała w praktyce, ponieważ została wprowadzona niedawno. Jednak myślę, że będzie bardzo przydatna i zachęcam każdego do przyjrzenia się jej w swojej aplikacji mObywatel. Jeśli jeszcze nie macie możliwości znalezienia tej usługi, upewnijcie się, że macie zainstalowaną najnowszą wersję aplikacji mObywatel 2.0 na swoim urządzeniu. Możecie to zrobić w App Store lub sklepie Google Play.

źródła: info.mobywatel.gov.pl, www.nask.pl

#Shorts

 
Czytaj dalej...