Codzienność gryzie

“Człowiek to homo loquens — istota posługująca się językiem, który umożliwia porozumiewanie się, a także kumulowanie wiedzy i doświadczeń.” Racjonalista<

Zmiany nigdy nie są proste, a co dopiero przebudowa własnych przyzwyczajeń, do tego takich, na które godziliśmy się przez minione ponad pół wieku.

Całe życie byłam osobą chaotyczną, robiącą kilka rzeczy na raz, i zawsze mi to trochę przeszkadzało, ale wtedy wierzyłam, że ze wszystkim dam sobie radę. Aż do teraz, kiedy okazało się, że już tak nie potrafię.

imm006-5-A zdjęcie własne

Zaczyna mi brakować czasu, który jest jak taśma magnetofonowa na dawnym szpulowcu, a ja już widzę, że za chwilę się skończy i luźna końcówka zacznie się znacząco kręcić wokół szpuli. W magnetofonie szpulowym rzecz była prosta. Zamieniałeś szpule miejscami, podczepiałeś taśmę do pustej szpuli (to czasem nie było łatwe) i jazda, znów można słuchać lub nagrywać. Tyle że z życiem już tak łatwo nie jest, nie da się puścić szpuli na nowo. Miałeś swoje 5 minut kędziorku, a potem trzeba się spakować, wyłączyć magnetofon i powiedzieć wszystkim bye bye.

Cóż zatem można zrobić, aby choć trochę wrócić do przeszłości? Oczywiście, jeśli uważamy, że warto, bo znam co najmniej trzy osoby które sądzą, że wracać myślami do czegoś, co już minęło, to bezsensowna strata czasu. Ja w każdym razie tak nie uważam, choć może moje dzieciństwo nie było aż tak fajne i zabawne, że warto o nim dużo opowiadać. A już na pewno nie na ogólnie dostępnym blogu. Ale niektóre wspomnienia, które tłoczą mi się pod beretem, będę przelewać na wirtualny papier.


pexels-cottonbro-studio-8382288 zdjęcie z netu

W naszym domu magnetofon szpulowy zagościł na początku lat 70, oczywiście za sprawą mojego brata, który potrafił mamę namówić na każdy zakup. Co mnie się raczej nigdy nie udawało. To prawdopodobnie był jakiś Grundig, bo takie ekskluzywne urządzenia przyjeżdżały do PRL z NRD. Siedział więc brat przy tym Grundigu i nagrywał z radia co się dało. Większość rzeczy mnie nie interesowała, ale pewnego dnia usłyszałam In a broken dream Roda Stewarta. Mam wrażenie, że był to przełomowy moment dla mojej wrażliwości muzycznej. Ten utwór do dziś wywołuje we mnie niezwykłe wzruszenie, a po krzyżu przebiegają mi mróweczki.

Zabawne, że kiedy kilkanaście lat później pojechałam do Stanów i próbowałam kupić ten utwór, w jakiejkolwiek postaci, nie udało mi się – był jakby zupełnie zapomniany. Dopiero niezapomniany Napster mi pomógł, ale to już w wolnej Polsce, lata później.

Tak to już jest z rzeczami, które przychodzą łatwo, że obdarowany szybko się nimi nudzi i rzuca je w kąt. Tak było i z naszym pierwszym Grundigiem, który szybko poszedł w niepamięć, bo brat namówił mamę na kupno powiększalnika. Odziedziczyłam tego rozwieruchtanego już wtedy szpulowca z jedną czy z dwiema taśmami i z moją ukochaną piosenką, którą puszczałam w koło Macieju, aż do kompletnego zniszczenia.

In a broken dream https://youtu.be/dcLlq_DXpY8?si=5vCK59X8d5vAPpfn

#blog #codziennosc #writefreelypl #writeblog #wspomnienia #muzyka

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

(Wieczne opowiadanie nr 32)

— To Czuszka – powiedział rozanielonym głosem. Duśka się zakrztusiła. Gdy skończyła się dławić, powiedziała ze śmiertelną powagą, wyciągając do dziewczyny rękę z pędzlem. – Bardzo mi miło. Wiele o tobie słyszałam. Maciek jest tobą oczarowany. Czuszka spojrzała na nią jakoś dziwnie, z pietyzmem uścisnęła najmniejszy palec Duśki, pracowicie obciągnęła kusą spódniczkę i zagaiła: – On też nam o pani opowiadał. – Nam? – No tak, mnie i mamusi. Duśka miała w oczach śmierć. Wiedziałam, co to znaczy. Ukochany Maciuś, oczko w głowie, szlaja się po obcych mamusiach! Patrzyłam z podziwem, jak się powstrzymuje, aby nie plunąć jadem, który najwyraźniej zaczął się jej zbierać w ustach. Młodzi odpłynęli z wolna, nieuchronnie kierując się w stronę pokoju Maciusia. Duśka patrzyła z nienawiścią na zgrabne, gołe nogi Czuszki. – Żmija, podstępna żmija – syknęła z nietajoną nienawiścią. – Żmije nie mają zgrabnych dolnych kończyn – włożyłam z lubością kij w mrowisko. Jeszcze chwilę, a zacznie toczyć pianę – pomyślałam jednak z litością i szybko zmieniłam temat: – Więc jak właściwie jest z tym pierścionkiem? Z rezygnacją pokiwała głową, gdy drzwi pokoju Maciusia zamknęły się ze złowieszczym zgrzytem. Wiedziałam, o czym myśli. – Nie, no co ty, chyba nie sobie wyobrażasz, że oni nie mają nic do roboty, tylko uprawiać seks w domu pełnym starych bab malujących ściany? Czy ty w ogóle myślisz, że twój Maciuś jest zdolny rzucić się na nią w tym pokoju i namiętnie zedrzeć z niej ubranie? – Tfy, na psa urok, o czym ty gadasz, kobieto! Jakie ubranie, przecież ona prawie nic na sobie nie ma! A przede wszystkim, co za stare baby? A propos, czy nie mogłybyśmy teraz pomalować pokoju Maciusia? Nim zdołałam ją powstrzymać z promiennym uśmiechem pukała do drzwi pokoju syna.

#opowiadania #wieczne #pisanki #niepoważne

2024-02-24-20-29-55-2

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

(satyra wierszem z przedwiecznych czasów Wikipedii)

Mało kto pamięta pierwsze lata polskiej Wikipedii. No cóż, była to trochę partyzantka. Adminów było kilku, zasad niewiele, chętnych do tworzenia tego projektu takoż. Czasem dochodziło do scysji na temat pryncypiów, czasem szło o drobiazgi, ale wióry leciały zawsze.

2020-09-09-20-41-53-1-2

Wpis archiwalny

Z Wikipedii, wolnej encyklopedii

(pod wpływem kłótni między adminami)

Powiało chłodem na Wikipedii - Ranking maleje! Admini zbledli! Stub, stuba, stubem każdy odmienia Beno kwituje: “Stan zagównienia”.

Czyli jak zwykle swojski bardaczek, rzadko w nim bywa Chepry, Boraczek, nie ma Matusza, Jersza nie wspomnę, Silthor był – zniknął innych nie pomnę...

Ci co zostali, knują na liście, jak zrobić więcej, lepiej i czyściej... Komu skasować, komu darować, co trzeba będzie wimmeryzować?

Dyskusji chęcią namiętną dyszą – im więcej leją tym słabiej piszą... ...A Beno z wdziękiem zwykłym nadmienia, że jego zdaniem stan zagównienia...

#wiersze #satyra #humor #wikipedia #blog

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

To nie będzie kolejny blog kulinarny. Ten etap też już mam za sobą – wydałam dwie książki kulinarne i to w pełni zaspokoiło moje potrzeby w tym względzie.

Ale to blog codzienny, również o rzeczach takich jak pieczenie chleba. Dlatego ten wpis jest o ZAKWASIE. IMG-20240228-190257588

Zrobienie zakwasu nie jest takie trudne jak się czasami wydaje, a chleb który wyrósł na zakwasie, jest trwały, wilgotny i przede wszystkim smaczny oraz zdrowy. W internecie znalazłam tysiące przepisów na zrobienie zakwasu, ale jako starsza pani preferuje słowo pisane i drukowane, przynajmniej w tym wypadku. O to przepis na zakwas, który znalazłam w czasopiśmie kuchnia, magazyn dla smakoszy. W kolekcji dla smakoszy, w wydaniu specjalnym z lutego 2015 roku. Kuchnia była jedynym czasopismem z przepisami i poradami kuchennymi, które kupowałam i szanowałam. Szanuję zresztą do dzisiaj, chodź już nie kupuję, bo to czasopismo wydawane z wielkim pietyzmem i sympatią dla kuchni całego świata.

Zakwas

Najczęściej jest żytni i zawsze pieczemy na nim chleby żytnie. Żytni chleb na drożdżach po prostu nie wyjdzie, a raczej wyjdzie twardy i niesmaczny. Jednocześnie żytni zakwas może być dodawany do pieczywa z mąk mieszanych lub pszennych. Dzięki temu jest smaczniejsze i dłużej zachowuje świeżość. Pszenny zakwas także jest popularny – ma barwę jaśniejszą od żytniego i jest mniej kwaśny. Za produkcję zakwasu odpowiedzialne są, między innymi (bo pracują tu także bakterie kwasu mlekowego), drożdże, tyle że dzikie, działające wolniej i bardziej chimeryczne niż te kupione w sklepie – tak więc produkcja zakwasu i pieczenie chleba na nim wymaga cierpliwości i szacunku dla zagadek natury. Wielkim cudem zakwasu jest bowiem to, że wystarczy jego niewielka porcja, aby wyprodukować dowolną ilość ciasta.

Jak zrobić zakwas? Produkcja trwa trzy dni. Pierwszego odmierzamy 80-100 g żytniej mąki razowej typ 2000 i mieszamy ze 120 ml przegotowanej i ostudzonej do temperatury pokojowej wody. Wlewamy mieszaninę do słoja i przykrywamy ściereczką (musi być dostęp powietrza). Naczynie stawiamy w ciepłym miejscu. Po 12 godzinach mieszamy, chyba że zacznie mocno kipieć, wtedy mieszamy wcześniej.

Drugiego dnia zaczynamy karmienie zakwasu: dodajemy do niego tyle samo mąki i wody, ile użyliśmy pierwszego dnia. Po 12 godzinach mieszamy. Trzeciego dnia robimy to samo, co drugiego. Czwartego dnia dokarmiamy zakwas po raz ostatni. Po ostatnim mieszaniu odstawiamy go jeszcze na 2-3 godziny i gotowe! Odmierzamy tyle zakwasu, ile potrzeba nam do przepisu, a resztę zamykamy w słoiku i chowamy w lodówce. Tam spokojnie przeżyje 2-3 tygodnie.

Czego zakwasowi nie wolno? Pachnieć octem, zmienić barwy na czerwoną, zieloną lub czarną, ani spleśnieć – gdy tak się stanie, trzeba go wyrzucić.

#kuchnia #gotowanie #przepisy #czytelnia #czasopisma

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

Zawsze mnie zadziwia przemiana, jaka zachodzi w przyrodzie, gdy odchodzi zima.

Zielska dosłownie prześcigają się w wyścigu do słońca. Nic dziwnego, latem liczą się tylko te najwyższe, największe.

Z drugiej strony dzięki nim te mniejsze mają się gdzie skryć przez słońcem. Bo jak przyjdzie słońce.🤔

Jak to opowiadał pewien farmer z Tekasu:

– U nas w tym roku były takie upały, że salamandry właziły do ogniska, żeby się skryć przed słońcem w cieniu patelni.

2023-04-30-T12-20-56-02-00

#przyroda #wiosna

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

Mam ADHD. Starsze panie też miewają. Takie umysłowe, nie fizyczne. Bardzo to utrudnia uporządkowanie życia.

Wczoraj obudziłam się z poczuciem, że mam strasznie dużo rzeczy do zrobienia. Pół dnia chodziłam z tą przytłaczającą świadomością, nie robiąc nic z tego, co powinnam.

W końcu usiadłam do komputera i zrobiłam coś zupełnie innego, a spać poszłam znów z myślą, że mam strasznie dużo rzeczy do zrobienia.


Dziś znów obudziłam się z poczuciem że mam strasznie dużo rzeczy do zrobienia. I tak w koło Macieju do końca życia będzie.

Tymczasem wspominkowy album letnich kwiatów

Kwiaty i liścieKwiaty i liście

#adhd #osobiste

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

Co jakiś czas dostaję głupawki analogowej. To znaczy, że mam ochotę na robienie zdjęć analogowych – albo takie przerabianie cyfrówek, żeby wyglądały jak analogowe. Jednym z objawów głupawki jest też takie przerabianie zdjęć (cyfrowych lub analogowych), aby wyglądały jak stary obraz analogowy. Mam na to swój własny, nieznany nikomu sposób. Żadnych filtrów efektowych, o nie!

Ja wiem, że to atawizm, ale doskonałość cyfrowa zawsze mi przeszkadzała.

Kiedyś mąż stwierdził, patrząc na cyfrowe zdjęcia szkockich włochatych krów, że przecież one tak nie wyglądają. Bo one nigdy nie wydają się takie “ostre”, zawsze wyglądają trochę niewyraźnie, mgliście, nieostro – to skutek ich puszystości i albo mgły, albo igraszek światła, czyli tego, czego w Szkocji jest po kokardy. Oko ludzkie odbiera ten obraz inaczej niż aparat o iluśtam pierdylionach pikseli.

Zwykle głupawka nachodzi mnie jesienią, kiedy jestem nasycona, przesycona i przywalona wakacyjnymi cyfrakami. Nie myślcie, że nie lubię cyfrówki – jej wygoda i taniość eksploatacji to zalety, których nie da się lekceważyć. Ale jest też to małe coś w analogu, co sprawia, że ciągle do niego wracam.

#fotografia #analog #KrotkiText #750words

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

Jakieś 10 lat temu pisałam, na blogu gazeta.pl, jako homoloquens, kiedy jeszcze serwer ten udostępniał miejsce dla zwykłych zjadaczy chleba, bardzo podobny tekst jak w poprzednim wpisie. Tyle że byłam wtedy młódką, więc nie patrzyłam na rzecz z punktu widzenia staruchy, jak dzisiaj.

Oto fragmencik:

Od pewnego czasu całe moje jestestwo buntuje się przeciw kanalizowaniu tematyki społecznej przez media. Gdyby jakiś kosmita wylądował wczoraj w Polsce to po jednodniowym skanowaniu czułkami najważniejszych polskich spraw doszedłby do wniosku, że Polacy dzielą się na dwie frakcje: tych co chcą kraść własność intelektualną i tych, którzy jej z całych sił bronią. W zacietrzewieniu nie zauważamy nic innego. Uczepieni jak rzep psiego ogona płyniemy kanałem wyznaczonym nagłówkami gazet. Umykają nam nawet te rzeczy, które są dla nas ważne. Ale nie są na topie – akurat teraz, bo może będą za miesiąć, za rok. Kto skanalizowany w ACTA zauważył wysłuchanie publiczne na temat dzieci i rodziców żyjących z piętnem in vitro? A przecież to właśnie wysłuchania publiczne powinny być szczególnie nagłaśniane, bo one mają szansę uświadomić nam, że życie społeczne jest wielokanałowe. Że tego samego dnia może się dziać jeszcze coś innego, prócz protestów w sprawie ACTA, prócz nawalanek słownych w sejmie.

I tu zadaję pytanie: czy blogerzy też muszą płynąć głównymi kanałami? Bo często to robimy, co jest o tyle naturalne, że w natłoku pracy nie zawsze mamy czas na szukanie innych tematów niż te, które same nas znajdują, potężnym tsunami wylewając się z ekranów i łamów prasowych.

Zdając sobie sprawę z niestosowności stawiania takiego pytania na serwerze jednego z prężnych mediów, zapytam: może powinniśmy tworzyć swoje własne, liczne małe kanały, swoje tematy przewodnie? Może blogosfera nie powinna dublować mediów, ale raczej podsuwać inne, może mniej nośne, ale równie ważne tematy?


No właśnie, już wtedy wołałam o decentralizację mediów społecznych! I nareszcie się doczekałam #mastodon i #fediverse. Teraz czekam na blogerów, którzy napiszą coś, czego wcześniej nie przeczytali w jakiejś internetowej gazecie. I niech piszą na #writefreely. A najlepiej na

[Writefreely.pl] http://writefreely.pl

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

Pierwotny tytuł tego wpisu brzmiał tunelowanie zainteresowań, ale sami wiecie, jaki jest mało chwytliwy. Tym niemniej o to właśnie chodzi w tym tekście.

Właściwie należałoby powiedzieć kanalizacja, i nawet skojarzenie byłoby stosowne. Ale o co chodzi? Dlaczego starsza pani znów się wkurza? Dlaczego pluje i jątrzy, mówiąc kiedyś to były dobre czasy?

Lubię lekkoatletykę. Powiem szczerze, to jedyna dziedzina sportu, która przyspiesza przepływ krwi w moich starych, zwapniałych żyłach. Lekkoatletyka zawsze była dla mnie królową sportu, bezpośrednio pokazywała zmaganie pojedynczych zawodników, ich triumfy, ich upadki. Jednocześnie nie miała dłużyzn, które męczą psychicznie, no może z wyjątkiem maratonu, chodu i biegów na b. długie dystanse, ale te były zwykle transmitowane fragmentarycznie lub na końcowym odcinku.

Tymczasem ostatnio nasza wspaniała TV transmituje prawie wyłącznie skoki, tenis i, no oczywiście, piłkę nożną. Ci, ci nie mają telewizora, a jest ich coraz więcej, mogą sobie zajrzeć w Inmedio do pierwszego lepszego programu telewizyjnego: znajdą tam potwierdzenie moich słów. Całe strony meczów takiej czy innej ligi, czasem trzeciorzędnych, czasem powtórkowych, ale zawsze niezwykle interesujących, o tak! A na stronie https://www.polsatsport.pl nie znajdziemy lekkoatletyki wśród maistreamowych gałęzi sportu, o nie! Znajdziecie ją pod hamburgerem, i do tego w dziale inne. Inne, znaczy mniej ważne.

No cóż, od pewnego czasu zauważam, że rzeczy, które mnie interesują, które pobudzają mnie do aktywności umysłowej lub fizycznej, ktoś – jakiś menedżer, I suppose – umieszcza w dziale inne, pozostałe, nieważne, gdzieś tam na pobrzeżach Internetu, na bocznicy życia. Niby czemu nie, przecież zainteresowania staruszków i staruszek trzeba tunelizować, wpychać w koleinę, którą sobie dojadą do końca żywota, np. sadzać ich przed telewizorem, żeby oglądali idiotyczne seriale.

  • Cześć kochana, co porabiasz?
  • A jak myślisz? Siedzę i oglądam 1526 odcinek mojego ulubionego serialu o polskiej zwykłej rodzinie. A ty co robisz?
  • No, ja za nim nie przepadam, ale muszę kończyć, bo zaczyna się 9322 odcinek mojej ulubionej sagi o rodzinie hiszpańskich miliarderów.

I każdy zadowolony.

A co z tymi, co wyskoczyli z koleiny, co próbują wyleźć z tego kanału, w który codzienność ich wpycha, bo są starzy? Albo dlatego, że interesują się czyś innym niż piłka nożna? Czemu polskie telewizje zrezygnowały z relacjonowania zawodów lekkoatletycznych? Czemu nie można już obejrzeć malowniczych zapasów sumo?

  • Phi, nie będziemy montować specjalnych semaforów dla tych, co stoją na bocznicy.

PS. Ostatni raz widziałam sumo w telewizji słowackiej, na jakimś sportowym kanale. Rety, jak ja się ucieszyłam. W tym roku znów się wybieram na Słowację, pochodzić po Wysokich Tatrach.

https://photos.app.goo.gl/dAv1qXQVsn7ft1g28

Że 70-latka powinna siedzieć na d... w domu, ew. w poczekalni u lekarza? Przyjdzie pora, to posiedzi. Na razie mówcie o mnie wykolejona.

#sport #starość #telewizja #lekkoatletyka #sumo

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely

Niebo gwiaździs­te na­de mną i pra­wo mo­ral­ne we mnie. The star­ry skies abo­ve me and the mo­ral law in­si­de me. (ang.) Der ges­tir­nte Him­mel über mir und das mo­ralis­che Ge­setz in mir. (niem.) Le ciel étoilé au-des­sus de moi et la loi mo­rale en moi. (franc.) El cielo es­trel­la­do sob­re mí, y la ley mo­ral de mí mis­mo. (hiszp.) Immanuel Kant

Powiem szczerze – cała moja młodość to było bujanie myślami w chmurach i kosmosie. Nic tak wtedy nie pobudzało wyobraźni jak rozmyślania o dalekich światach, pełnych istot odmiennych, ale zorganizowanych w społeczności, czasem zupełnie odmienne od ludzi, a czasem do nich podobne, czasem wręcz karykaturalnie. Co stało się z poczciwą fantastyką naukową? Taką uczciwą, bez jakichś abrakadabra, czary mary i hokus pokus? Czy już całkiem powiesiliśmy ją na kołku i przestaliśmy patrzeć w niebo? Nie widzimy już  tam miejsca dla siebie, naszych wnuków, prawnuków? Nie przeszkadza już nam fakt, że tak mało wiemy?  Kiedy byłam młoda, a było to wtedy, kiedy mamuty chodziły po drzewach*, z czarów i czarodziejów wyrastało się szybko. Po prostu nie wypadało się takimi bajdami fascynować. Co innego Kosmos, inne cywilizacje, sztuczne planety i niezmiernie długie podróże w towarzystwie robotów. To z tamtego okresu pochodzi jeden z najwspanialszych filmów SF, a mianowicie Odyseja kosmiczna 2001. Tak, wtedy myśleliśmy, że w 2001 roku będziemy latać w głębiny Kosmosu! Co stało się z tym marzeniem?

Na co zamieniliśmy? Na marzenie o lepszym samochodzie czy 70 calowym telewizorze? A może kolejnym ajfonie, ajpadzie, którym będziemy sobie robić selfy, korzystając z półmetrowego patyka?

Miałam piękną młodość, choć byłam półsierotą. Miałam książki, cudowne filmy, mogłam wędrować miesiąc po Bieszczadach, jedząc byle co, byle gdzie, myjąc się w jeziorach czy strumieniach. Wieczorami siadaliśmy przed namiotem i gapiliśmy się w niebo. Szukaliśmy Oriona, Wielkiej Niedźwiedzicy i zadawaliśmy sobie tysiące razy pytanie: czy kiedyś tam polecimy? My – ludzkość. Czy kiedyś człowiek będzie na tyle mądry, by wymyślić sposób na szybkie przemieszczanie się w próżni kosmicznej? Czy nasze prawnuki zasiedlą Kosmos? Do dziś mi to zostało, choć coraz częściej wątpię w ludzkość. Martwi mnie, że jedynym prawdziwym spiritus movens człowieka są wojny, przemysł zbrojeniowy, choroby i epidemie. Zupełnie jakbyśmy już położyli lachę na pozytywistycznym podejściu do świata. To tak, jakby tylko łatać dziury w ubraniu, zamiast szyć i projektować nowe. Być może nasza cywilizacja faktycznie już dochodzi kresu. Może ta konstrukcja świata musi się zawalić, tak jak zawaliło się Cesarstwo Rzymskie. Może człowiek, ludzkość, ma wbudowane w umysł ograniczenie, które sprawia, że doszedłszy do pewnego punktu dobrobytu po prostu zaczyna gnuśnieć i świrować. Dziecinnieje, zaczyna się bawić zabawkami i cofa się w rozwoju.   Zapomina i o tym prawie moralnym, co ponoć jest w nas naturalne, i o tym niebie gwiaździstym, co nam wiruje nad głową. Przestaje wypatrywać Oriona, bo dawno zapomniał, czego właściwie chciał od tych trzech kropek na niebie. Ani ich dotknąć, ani do kieszeni schować, ani sobie z nimi selfa pstryknąć. W cholerę z nimi....

*) ulubione określenie moich dzieci, oznaczające, że jestem bardzo, bardzo stara...

#kosmos #przyszłość

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely