Przemyślenia Anedroida

Luźny, niezobowiązujący zbiór osobistych refleksji dotyczących życia i technologii autora „przewodnika po alternatywnym internecie”

19 grudnia

Zakładam edukacyjny kanał wideo o alternatywnych technologiach cyfrowych, eksperymentach i trikach mniej znanych mainstreamowi, ogólnie wszystko co najlepsze z open source. Mam mnóstwo pomysłów.

Kanał będzie dostępny pod tym linkiem: https://tube.pol.social/c/przewodnik/videos

Dla waszej wygody próbowałem założyć YouTube, ale na razie jest problem – 🤖 (jestem botem!). Jak się uda, będzie tu i tu.

Pracuję nad tym już parę miesięcy i choć wkładam w to cały swój czas, raczej nie uda się wstawić pierwszego filmu w tym roku. Dlatego już teraz prosiłbym zainteresowanych o subskrypcję, 🔖 dodanie zakładki w przeglądarce czy ustawienie 🔔 przypomnienia w kalendarzu, by nie przegapić pierwszego wideo!

Pragnąłbym, by przynajmniej kilka osób mnie oglądało, dlatego uprzejmie proszę was, kochani, o komentowanie, podbijanie i udostępnianie tego posta. Podobno najskuteczniejsze są takie reakcje: 😡, więc nie wahajcie się ich użyć! Jest to raczej moja ostatnia interakcja z fb.

[oznaczonych 7 osób, 4 niezobowiązujące obrazki, deklarowane uczucie irytacji, 2 reakcje: 👍 ❤️, 0 komentarzy, 0 udostępnień]


19 grudnia

Do usunięcia konta pozostały niecałe 2 tygodnie...

[brak reakcji]


11 grudnia

⏰🚨 Przypominam, że za 3 tygodnie usuwam to konto na Facebooku.

[brak reakcji]


4 grudnia

⏰️ Do usunięcia mojego profilu na Facebooku pozostały 4 tygodnie! Zainteresowanych kontaktem proszę o wiadomość.

[brak reakcji]


26 listopada

Do usunięcia mojego profilu pozostało 5 tygodni...

[1 reakcja: 👍]


18 listopada

Do całkowitego usunięcia mojego profilu pozostało 6 tygodni...

[4 reakcje: 😢👍, 1 komentarz]

Ja: No co robicie takie smutne buźki? Piszę info, żeby dać wam czas na uzyskanie ode mnie danych kontaktowych, na otwarcie zewnętrznych, niefacebookowych kanałów komunikacji. [2 reakcje: 👍❤️]


8 października

Jeśli kogoś to obchodzi, przypominam, że wraz z końcem tego roku kasuję swoje konto na FB. Możecie przyłączyć się do mnie. Zyskacie:

  • więcej czasu (możecie nawet nie wiedzieć, ile SM go pochłaniają),
  • lepsze zdrowie (mniej niepotrzebnego siedzenia przed ekranem),
  • większą równowagę (wyjście poza swoją bańkę informacyjną),
  • więcej prywatności (mniej danych przesyłanych do wielkich platform).

Nie musicie od razu rzucać się na głęboką wodę, ale możecie np. ograniczyć swój kontakt z FB do komputera.

Przypominam również, dla tych, co nie wiedzą, że można się ze mną skontaktować w inny sposób. Większość z nas ma także numery telefonów i adresy mailowe. Korzystam też z innych, wygodniejszych form komunikacji. Wystarczy zapytać. I w końcu: nie będę mógł uczestniczyć w żadnych grupach na msg. Cokolwiek tam ustalacie czy ogłaszacie, będzie poza moją wiedzą, dlatego nie mówcie, że „wszyscy” tam są – mnie tam nie ma. FB nie ma prawa być przepustką do życia.

[brak reakcji]


1 września

Drodzy, to już 1 września. Przypominam, że z końcem tego roku – czyli już za 4 miesiące – usuwam swoje konto na Facebooku. Tak więc jeśli ktokolwiek chciałby złapać ze mną kontakt (telefoniczny, mailowy, przez komunikator), radzę tego nie odwlekać, bo potem może być ciężko. Zainteresowanych proszę o wiadomość bezpośrednią na Messenger.

[brak reakcji]


20 czerwca

Moi drodzy, przyszła pora abym wam wyjawił swoje plany.

Nie używałem Facebooka od 3-4 lat. Nie pamiętam już jakie miałem wówczas powody, wiem natomiast, że przez ten czas nie usłyszałem ani jednej dobrej rzeczy ani o Facebooku, ani innych usługach firmy Meta. Stale docierają do mnie natomiast wieści o złych rzeczach, które robi, jak łamie prawo i wprowadza kontrowersyjne zmiany. Ostatnio na przykład zaczęła wykorzystywać wasze posty do trenowania sztucznej inteligencji. Treść waszych wpisów, wasz wizerunek, zdjęcia które zamieszczacie... Zgoda jest domniemana, a jej niewyrażenie wymaga pisemnego uzasadnienia. Jest to sprzeczne z przepisami RODO, które mówią, że zgoda nie może być domniemana, lecz wyrażona wprost, oraz musi być tak samo łatwe jej niewyrażenie.

Jeszcze wcześniej na Facebooku umożliwiono rezygnację ze spersonalizowanej reklamy... za opłatą. Przy czym nie jest to rezygnacja z reklamy w ogóle ani z profilowania, to tylko niewyświetlanie reklam spersonalizowanych. Niebieski przycisk w pop-upie wyraźnie sugerował, aby tego nie kupować. Pragnę zaznaczyć, że prywatność nie jest dobrem luksusowym – jest prawem człowieka.

Fundacja Panoptykon przeprowadziła badanie w którym wykazała, że algorytm rekomendacyjny Facebooka nie respektuje jego preferencji użytkownika dotyczących treści, których nie chce oglądać – jeśli algorytm uzna, że treści szkodliwe, niebezpieczne, napędzające lęki angażują odbiorcę i sprawiają, że więcej czasu spędza w platformie, będzie mu te treści podsuwać.

Zuckerberg postawiony przed sądem został przymuszony do przeproszenia, co uczynił z wielkim oporem, ale nie chciał zrekompensować pokrzywdzone rodziny nastolatków, które w wyniku oddziaływania jego produktów odebrały sobie życie lub cierpią na poważne problemy psychiczne.

Ja mam dość. Dotąd moje konto było w stanie zawieszenia. Podjąłem decyzję: z końcem tego roku oznaczę je do usunięcia. Podjąłem ją już w chwili publikacji posta nr #1. Co jakiś czas loguję się tutaj, usiłując “rzutem na taśmę” zgarnąć ze sobą parę osób. Opublikowałem już 4 posty o alternatywnych technologiach cyfrowych, które odkryłem pozostając poza mainstreamowym korpo-netem, a które rozwiązują moje problemy. I mam nadzieję, że wasze również rozwiążą.

Pierwszy wpis dotyczył Delta Chat, komunikatora przez e-mail.

Drugi był o RSS-ie skąd mogę czerpać newsy (i nie tylko) i sam sobie wybierać źródła.

Trzeci post poświęciłem tematowi fediversum, nowej generacji mediów społecznościowych.

Ostatni z nich mówił o kalendarzu cyfrowym ICS dla lepszej organizacji pracy zespołu. Nie jest to bynajmniej ostatni post z serii, parę jeszcze pewnie się pojawi.

Jednak... Mam coraz mniejszą chęć je pisać. Nie widzę żadnego odzewu z waszej strony i nie wiem, czym to jest spowodowane, przyczyny mogą być różne, mogę się tylko domyślać. Wybaczcie, że tak się rozpisuję, ale jestem już przyzwyczajony do dłuższych form wypowiedzi. Prowadzę bloga technologicznego “przewodnik po alternatywnym internecie” a planuję wkrótce otwierać także kanał z filmami. Zachęcam do czytania i obserwowania. Piszę o mniej znanych cyfrowych technologiach (aplikacje, narzędzia, wtyczki do przeglądarki, standardy...), takie jak te w tych postach. Nie działają jak Meta, a wręcz przeciwnie.

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu z was używanie rzeczy, których nie używają wasi znajomi stanowi swego rodzaju akt wyrzeczenia. Z niepokojem podchodzicie do tego co nowe i nieznane. Z trudem przychodzi wam spojrzenie ponad narrację technoentuzjastyczną (nieskończony rozwój i postęp technologiczny, który rozwiąże wszystkie nasze problemy) i ogarnięcie wzrokiem szerszego spektrum kwestii społecznych, etycznych, i przez to zrozumienia pewnych problemów. Pragnę zaznaczyć, że nie zachęcam nikogo do rezygnacji z nowych technologii, do ucieczki od cywilizacji. Chcę wam jedynie pokazać inny świat technologii, tworzonych nie przez gigantów, a kolaboratywnie przez społeczność. To co chcę wam pokazać, to co rekomenduję, sam sprawdziłem i stwierdziłem, że jest godne zaufania.

---

#5 2024-06-20

Dołącz do alternatywnego internetu już dziś! writefreely.pl/anedroid

[2 reakcje: 👍, 7 komentarzy]

Dawid*: Podrzuć link do kanału, jeśli już jest.

Ja: Proszę bardzo, oto on: https://tube.pol.social/c/przewodnik

Pusty, ale już teraz można subskrybować.

Uprzedzając pytanie „dlaczego nie YouTube”: chcę dać odbiorcy możliwość oglądania na alternatywnej platformie i pomóc w zapełnianiu jej polskimi treściami. Dzięki temu będą mogli cieszyć się doświadczeniem wolnym od reklam. Biorę pod uwagę możliwość mirrorowania filmów na inne platformy, aby trafiły do większej liczby odbiorców (tak robi np. Fundacja „Internet. Czas działać!”). W każdym razie, bardzo mnie cieszy, że znalazła się ta jedna osoba, która wyłapała mój post wyrzucony w eter. Spodziewam się publikacji pierwszego wideo w lipcu lub sierpniu, wtedy będzie sporo wolnego czasu. Temat mam już wybrany.

Patrycja: Naprawdę niezła platforma. Akcja godna podziwu. Kochać wolne media.

Ja: Ma duży potencjał. To akurat polski serwer PeerTube, ale są też inne (platforma jest open source) i co ciekawe, potrafią się ze sobą komunikować – nic nie stoi na przeszkodzie, aby zasubskrybować kanał z innego serwera niż ten na którym mamy konto, albo napisać komentarz pod filmem z innego serwera. Wystarczy jedno konto i nawet nie musi to być konto PeerTube – z powodzeniem zda egzamin także Mastodon – platforma do krótkich wpisów a'la Twitter. Tak, z Mastodona można napisać komentarz.

Poza tym gdy jakiś film staje się popularny, dzięki integracji z BitTorrent użytkownicy mogą pobierać go od siebie nawzajem i w ten sposób odciążyć serwer. Kiedyś oglądałem taki popularniejszy i widziałem że przeglądarka pobierała go od trzech naraz. Fajna sprawa, tylko należy z tym uważać, bo można śledzić adresy IP oglądających konkretny film. Opcja jest do wyłączenia jeśli komuś to przeszkadza, albo alternatywnie można użyć jakiegoś VPN-a.

* imiona zostały zmienione

Szczerze, nie mogę doczekać chwili, gdy z nieukrywaną satysfakcją wcisnę przycisk „usuń konto”, rejestrując przy tym zawartość swojego wyświetlacza, by móc pochwalić się swoim wyczynem, choćby i na nowym kanale. Za pomocą narzędzia Facebooka pobrałem kopię całej swojej aktywności, wszystkich postów i zdjęć, do celów archiwalnych.

Nawet teraz, po 3-letniej przerwie, przy publikacji powyższych postów łapałem się na tym, że zamiast od razu się wylogować, jeszcze przeglądałem, przewijałem, wracałem do dawnych wspomnień. Nawet teraz. To prawda, że Facebook ma ogromną siłę przyciągania. Ale to już koniec. Nareszcie stanę się „tajemniczym Mateuszem”, którego nie da się wystalkować (nawiązanie do pewnego filmu), nikt nie powie mi „napisałem ci na Messengerze, ale nie odpisałeś”, „przecież ty też masz FB”. Czuję się jakbym odcinał sobie kajdany i jedynie Messengerowe grupy pozostaną mi cierniem, podobnie WhatsAppowe i Telegramowe.

Koledzy mi mówią „nie da się funkcjonować bez Facebooka, bez Messengera” – a ja jakoś funkcjonuję. – „Czy nie omijają cię jakieś ważne informacje?” – pytają. – „Tak, omijają. Ale i tak tego nie chcę. Radziłem sobie 3-4 lata bez Facebooka, teraz też sobie poradzę”. To prawda, że efekt sieci dla wielu jest barierą nie do przejścia, ale prawdą jest też, że jeśli jest się wystarczająco upartym, to nas nie zatrzyma.

Gdyby jego chęć ucieczki była czymś więcej niż kaprysem, gdyby się uparł, by poznać prawdę – nie potrafilibyśmy go powstrzymać. Sądzę, że to, co cię tak denerwuje, droga telewidzko, to fakt, że w ostatecznym rozrachunku Truman wybierze swoją – jak to nazywasz – celę. – I tu się mylisz. Dowiedzie, że nie masz racji.

źródło: film „The Truman Show”, rozmowa Chrisa z Sylwią, 1:07:45

Czy dowiódł? Ci, którzy oglądali, znają odpowiedź. Polecam film i recenzję.

Już za kilka dni, od nowego roku, moja relacja z Facebookiem zostanie raz na zawsze pogrzebana. Ja mogę i ty też możesz, jeśli chcesz.

Mojego koledze ze studiów, niulajtowi

Społeczeństwo globalne gdzieś od XIX wieku, ukierunkowało się zasadniczo na rozwój technologii z granicą dążącą ku nieskończoności. Za punkt zwrotny często podaje się wynalezienie maszyny parowej – urządzenia, które potrafiło przekształcać energię cieplną w energię mechaniczną. Tak rozpoczęła się epoka mechanizacji, ludzie stworzyli maszyny wykonujące za nich prace wymagające dużej siły lub powtarzalnych ruchów, zbudowali też fabryki wytwarzające dobra na wielką skalę (te, w których wykorzystywano dzieci jako tanią siłę roboczą).

Uważam, że właśnie wtedy zaszła diametralna zmiana w powszechnym światopoglądzie. Światu po raz pierwszy dane było zasmakować wygody automatyzacji: tę samą pracę można było wykonać albo mniejszym nakładem sił, albo przez mniejszą liczbę osób, albo zrobić więcej...

Potem nadeszły komputery i Internet, w zasadzie potęgując wcześniejsze procesy mechanizacji. I znów jako ludzie zostaliśmy odciążeni przez maszyny. Gdybym w tym miejscu zakończył, jakbyście ocenili te zjawiska? Być może grupa moich czytelników jest specyficzna, jednak ogół społeczeństwa zwykł postrzegać postęp technologiczny jako zjawisko jednoznacznie pozytywne. Ostatecznie przecież nowe technologie ułatwiają nam życie, pozwalają zwiększyć produktywność, podczas gdy my możemy się zrelaksować, dostarczają nam rozrywki...

Minęło 200 lat. Czy rzeczywiście nasze życie stało się łatwiejsze?

Maszyny wymagają nadzorowania. Nadzorowania, konserwacji, czyszczenia, naprawiania. Nie można zostawić maszyny bez nadzoru. Ktoś musi ją obsługiwać, dostarczać jej składników, odprowadzać produkty.

Jeśli pracę maszyny koordynują autonomiczne systemy, również nad nimi ktoś musi sprawować kontrolę, pilnować czy działają tak jak powinny, czy realizują założone cele. Musi to być osoba odpowiedzialna, przewidująca i zdolna do podejmowania decyzji. Potrzebne są też osoby, które zaprogramują takie systemy. Błąd na tym poziomie często ma większe konsekwencje niż awaria pojedynczej maszyny.

Jeśli pieczę nad algorytmami i tzw. logiką biznesową sprawuje sztuczna inteligencja – wielka czarna skrzynka zbudowana z miliardów przykładów, co powinna zrobić w danej sytuacji, wraz z algorytmem generującym statystycznie podobne wyniki, zdolna do samodzielnego podejmowania decyzji – nawet wówczas musi ona być poddana kontroli. Bez tego, wszystko może się potoczyć w zupełnie nieoczekiwanym (i niechcianym!) kierunku.

I ponownie, nadzorowanie takiego monstrum, praca nad nim, poprawianie błędów i tłumaczenie się z nich, czyni zarządzanie jeszcze bardziej skomplikowanym. Okazuje się bowiem, że trudno o zbiór danych, który nie skrywałby naszych ludzkich przywar, uprzedzeń i stereotypów. Powstałe na ich bazie modele powielają zaobserwowane wzorce, dobre czy złe, a nawet uwydatniają, polaryzują. Do tego dochodzi podatność na manipulacje, ochrona praw człowieka, zaskakujące zachowanie systemu w obliczu nietypowych sytuacji... Na autorach i wdrażających takie systemy spoczywa olbrzymia odpowiedzialność, ryzyko i stres.

Tak więc czy rzeczywiście żyje nam się łatwiej?

Nie jestem specjalistą...

Świat nie składa się z samych geniuszy zdolnych wziąć na swoje barki odpowiedzialność za losy całego społeczeństwa. Statystycznie rzecz biorąc, niemożliwym jest, aby większość jednostek wykazywała ponadprzeciętne możliwości – czy to intelektualne, czy inne. Większość społeczeństwa zawsze była, jest i będzie, przeciętna. Takie są prawa matematyki. Muszą być ludzie, którzy będą wykonywać zwykłą pracę. A żeby mogli wykonywać zwykłą pracę, zwykła praca musi istnieć.

Każdy przełom technologiczny, po którym życie nie było już takie samo, wywoływał wśród klasy średniej i niskiej, sprzeciw. Jednych zastąpiły maszyny, drugich komputery, a jeszcze innych – już wkrótce – AI. Kto potrzebuje dzisiaj artystów, skoro taniej lub nawet za darmo może to dla nich zrobić komputer? I ja rozumiem ich wzburzenie. Tak, mogą się przebranżowić, mogą nauczyć się nowego zawodu, ale wielu z nich poświęciło całe życie doskonaleniu jakiejś specjalizacji i z tego żyło. Dlaczego teraz to wszystko miałoby pójść na marne – bo właśnie zostali zastąpieni przez coś, co nawet nie jest człowiekiem?

Współczesny człowiek odczuwa presję, żeby być wykształconym, łatwo adaptować się do zmieniającego się otoczenia, gonić za trendami. Tylko wtedy ma szansę odnieść sukces zawodowy i żyć na poziomie, o jakim marzy. Tempo naszego życia przyspieszyło, jesteśmy zabiegani, zajęci, zestresowani. Jest to moim zdaniem antidotum na poczucie szczęścia i spełnienia. Żeby być szczęśliwym, trzeba przerwać tę szaleńczą gonitwę. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: co w swoim życiu uważam za najważniejsze? Czy poświęcam temu dostatecznie dużo uwagi? A może pochłaniają ją inne sprawy? Czy mój sposób realizowania tego celu okazał się, jak dotąd, skuteczny?

Maksymalizacja zysków

Powiedzieliśmy sobie wcześniej, że nowe technologie mają potencjał do zoptymalizowania naszej pracy. W dużym skrócie, są 2 możliwe rezultaty pojawienia się takiego czynnika optymalizującego:

  • robimy tyle co wcześniej, ale mniejszym kosztem,
  • robimy więcej takim samym kosztem.

Teraz, która możliwość jest bardziej kusząca dla przedsiębiorstw? Oczywiście, że ta druga. Człowiek bowiem z natury swej jest pazerny, dlatego jeżeli będzie mógł mieć więcej, to weźmie więcej. W praktyce jednak roboty jest więcej, gdyż do dotychczasowych obowiązków dochodzi uporanie się z problemami technicznymi.

W tym miejscu rozwiewa się iluzja wydajniejszej pracy – praca jest owszem, wydajniejsza, ale to my – pracownicy – ponosimy koszty. Tymi zaś, którzy zbierają plony, są menedżerowie, dyrektorzy i prezesi. Zresztą, nasze potrzeby też zostały napompowane.

Technologia – rozwiąże każdy problem?

Wracając myślami do pierwszego etapu owej „rewolucji technologicznej” z XIX wieku, jestem przekonany, że to był czas narodzin idei zwanej „techoptymizmem” bądź „techsolucjonizmem”, która jest obecnie głęboko zakorzeniona w globalnym społeczeństwie, a która głosi, że – jak w tytule – każdy problem można rozwiązać przy pomocy technologii. Nie mówi się o niej, gdyż stała się czymś w rodzaju aksjomatu, niezaprzeczalnego faktu.

Jest to idea o tyle niebezpieczna, że usypia naszą czujność. Technologia oślepia nas swoim blaskiem tak bardzo, że nie potrafimy (lub nie chcemy) dostrzec zagrożeń takich jak: utrata prywatności, uzależnienia od social mediów, manipulacja opinią publiczną, obniżona samoocena, ułatwiony dostęp do pornografii czy zanik relacji interpersonalnych w świecie realnym.

Dla niejednego Internet stał się całym światem. Tam mają znajomych, zdjęcia, mapy, dokumenty, pieniądze, tam szukają odpowiedzi na wszystkie pytania, stamtąd czerpią rozrywkę. Wyczekują dużych aktualizacji ulubionych gier, systemów operacyjnych, czekają na nowe modele iPhonów. Bez telefonu są nieporadni jak dziecko we mgle.

Wierzymy w chmurę, że nasze pliki nigdy tam nie zginą i nigdy nie nastąpi awaria. Nie hostujemy już własnych stron www – mamy strony na Facebooku. Bezmyślnie pobieramy i uruchamiamy randomowe pliki z sieci, bo antywirus i tak nas ochroni. Z VPN-em czujemy się całkowicie anonimowi i chronieni przed hackerami. Nie odczuwamy potrzeby zrozumienia technologii z których na co dzień korzystamy – skoro korzystają z nich miliony, to z pewnością można na nich polegać!

Techsolucjonizm odwraca uwagę społeczeństwa od rozwiązań innych niż technologiczne, nawet gdy są one lepsze. Tym samym, podważa zdroworozsądkowe i trzeźwe spojrzenie na problem. Doskonale obrazuje to unijny projekt Chat Control: https://mastodon.internet-czas-dzialac.pl/@icd/112642835663458707

Jaki problem próbujesz rozwiązać?

Nawiasem mówiąc, fakt istnienia w Polskim kraju Ministerstwa Cyfryzacji potwierdza tezę, że cyfryzacja jest jednym z wypowiedzianych celów funkcjonowania państwa. Cyfryzacja, jako cel sam w sobie, jest bezwartościowa. Jak wszystko, tak i cyfryzacja powinna być jedynie narzędziem do rozwiązania konkretnych problemów.

Jeżeli poszukuje się problemu do rozwiązania za pomocą np. AI (lub czegokolwiek innego), to istnieje duża szansa, że to „rozwiązanie” zaowocuje stertą nowych problemów. Najpierw uświadamiamy sobie istnienie problemu, a dopiero potem szukamy rozwiązania. Rozwiązanie nie powinno być podyktowane modą, a indywidualnymi potrzebami po przeanalizowaniu wszystkich „za” i „przeciw”. Warto też od czasu do czasu przypomnieć sobie postawione cele i sprawdzić, czy wciąż są realizowane.

Na przykład media społecznościowe: z założenia miały łączyć ludzi, pomóc pozostać w łączności na odległość. Czy tak jest w twoim przypadku? Czy czujesz, że wnoszą coś wartościowego do twojego życia? Pamiętaj, masz tylko jedno życie. Trzymaj się tego, co daje ci prawdziwe szczęście i satysfakcję, a odrzuć to, co wywiera na ciebie szkodliwy wpływ.

Hmm, na chwilę obecną zebrałem 10 wyświetleń. Być może nabiłem ich sobie sam, sprawdzając raz po raz, czy wygląda ok. Mimo to sam nie przeczytałem swoich wypocin w całości – zabrakło mi odwagi. Zresztą... co by to dało? Nie ma co żyć przeszłością, trzeba działać, iść naprzód...

Lubię Steve'a i Annie Chapman – to znaczy ich muzykę, nie znam tych ludzi osobiście. Tych kilka albumów, które wydali, powstawało w latach 80' i 90' XX w. Ich muzyka poświęcona jest tematom miłości, rodziny, małżeństwa oraz relacji człowieka ze Stwórcą. Nie wiem nawet, jakiego konkretnie są wyznania, ale jeżeli żyją zgodnie z tym, co śpiewają, muszą być wspaniałymi chrześcijanami.

Pobrałem i otagowałem wszystkie ich albumy, jakie udało mi się znaleźć:

  • A Man And A Woman
  • Circle Of Two
  • Precious Moments
  • Times And Seasons
  • This House Still Stands
  • Guest of Honor
  • The Ships Are Burning oraz album pt. „Steve & Annie Chapman” (pierwszy, najstarszy).

Dzięki temu mogę ich słuchać offline i nie zużywać danych mobilnych ani spowalniać sobie łącza.

Kilka z tych piosenek znam na pamięć lub w znacznej części:

The Good Years – opowiada o małżeństwie, które na początku nie miało zbyt wiele, ale bardzo się kochało. Pewnego dnia, on oświadczył, że gdy kiedyś będzie bogaty, będzie jej kupował wiele fajnych rzeczy. Z czasem pragnienie zdobycia bogactwa ziściło się. Mają teraz duży dom i 3 samochody. Jednak prawie ze sobą nie rozmawiają. Coś się skończyło. I dziewczyna owszem, dostaje mnóstwo fajnych rzeczy, jednak najchętniej sprzedałaby je, gdyby mogło to przywrócić ich dobre lata, kiedy się kochali.

The Greatest Gift – mówi, że nie warto pokładać nadziei w bogactwach tego świata, ponieważ one przeminą. Jest jednak dar, który można ofiarować swoim dzieciom, a który nigdy nie przeminie, lecz trwać będzie wiecznie: życie dla Chrystusa, znajomość PANA.

Turn Your Heart Toward Home – wyraża tęsknotę i żal ojca za synem marnotrawnym, który odszedł zbuntowany i nie ma go już długi czas. Jednak podobnie jak ojciec pragnie, by jego syn wrócił do domu, są też ojcowie i matki, które odchodzą, zajęci własnymi sprawami. W końcu, są też tacy, którzy nigdy nie odeszli, lecz tak naprawdę w ich sercach od domu dzieli ich wiele mil. Może być tak, że jedynym, który o tym wie, jest Ojciec w Niebie...

Two Children – dwoje dzieci w dzieciństwie doświadczało przemocy w rodzinie ze strony ojca, oboje tak samo. Oboje dorośli, jednak z jakiegoś powodu jedno z nich po kres życia pogrążone jest w zgorzknieniu, podczas gdy drugie wręcz przeciwnie – promienieje radością. Cała tajemnica leży w przebaczeniu i zostawieniu złych wspomnień za sobą.

Seasons Of A Man – opowiada o przemijaniu, o kolejnych okresach życia człowieka, porównując je do pór roku. Mija wiosna, lato, jesień i nadchodzi zima – dni są zimne i gorzkie. Są problemy z pamięcią, z chodzeniem, człowiek żałuje, że młodość już przeminęła, jednak... nie wszystko stracone. Wszak po zimie znów nadchodzi wiosna, która tym razem, będzie trwać na wieki.

Nie jest to muzyka, jaką lubi słuchać młodzież. Nie jest ani głośna, ani popularna, ani nie zawiera wulgaryzmu. Nie ma w niej nawet cienia nastroju buntu, pogardy, zmysłowości... wybaczcie skojarzenia. Musicie wiedzieć, że sam klasyfikuję się jako młodzież. Mam 20 lat, studiuję na uniwersytecie. Czuję się pod wieloma względami inny od moich rówieśników. Nie pociąga mnie palenie, picie, imprezy. Czuję się mocno związany emocjonalnie ze swoją rodziną: tatą, mamą, babcią, młodszą siostrą...

W chwilach samotności, gdy przebywam w swoim pokoju w akademiku, ta muzyka dodaje mi otuchy. Zdarza się, że powoduje u mnie wzruszenie, a nawet łzy. Nawet teraz, gdy piszę te słowa, z tęsknotą w sercu wspominam tych, których zostawiłem aż do piątku. Jestem samodzielny, potrafię sobie poradzić z nauką, z zakupami i załatwianiem spraw. Po prostu brakuje mi ich. W moim systemie wartości rodzina zajmuje 2 miejsce, edukacja – dopiero 5.

Nie jesteśmy idealni. Faktycznie, wiele brakuje nam do ideału. Ale drodzy czytelnicy, czy znacie jakąkolwiek rodzinę, w której nie ma żadnych problemów? W której wszystko idzie jak po maśle? Chciałbym, ale niestety takich rodzin nie ma.

Jeśli jest coś, do czego chciałbym was zachęcić, to do dbania o swoje rodziny, do cenienia ich i stawiania w swoim życiu ponad karierą zawodową. Czy w życiu naprawdę chodzi o odniesienie sukcesu? Czy jest on wart poświęcenia relacji z żoną i z dziećmi, których wychowają koledzy, telewizja i Internet? Czy naprawdę pieniądze potrafią uczynić człowieka szczęśliwym? Posłuchajcie, co Steve i Annie Chapman, mają nam do powiedzenia.

Źle zaczęliśmy znajomość. URL https://writefreely.pl/anedroid powinien prowadzić do przemyśleń Anedroida, a nie do „oficjalnego” przewodnika. Do przewodnika powinien prowadzić URL https://writefreely.pl/przewodnik. Nie popełnię już drugi raz tego błędu z kanałem wideo na PeerTubie.

Gdybym chciał teraz zaktualizować link – mógłbym po prostu przenieść stare wpisy pod nowy adres (/przewodnik), a w miejsce starego (/anedroid) zbudować nowy blog (ten). Tylko, że jest jeden problem: do mojego bloga linkują inne strony. Jestem odpowiedzialny za to, aby https://writefreely.pl/anedroid prowadziło do Przewodnika po alternatywnym internecie. Nie mogę psuć linków. Będzie brzydko, ale przynajmniej stabilnie.

To samo mogę powiedzieć o tzw. slugach w URL-ach. Początkowo nie dbałem o ich zwięzłość. Nie mogę ich jednak zaktualizować (chyba, że jakimś sposobem udałoby mi się uczynić przekierowanie). Oto aktualna lista linków do wpisów z przewodnika ułożona w kolejności chronologicznej:

Jak widzicie, dopiero od Delta Chat postać linków uległa skróceniu. Bo w końcu to jest tematem czy sednem wpisu, tytuł to tylko okładka, ma przyciągnąć uwagę, i może się zmienić. Link nie. Zrozumiałem to dopiero po czasie.

Jednak dla zachowania ciągłości, czuję się w obowiązku zachować je tak jak są.

Widzicie, jestem perfekcjonistą. Przykładam dużą dbałość do detali w swojej pracy, a niedoskonałości wywołują we mnie uczucie dyskomfortu. Chwilami perfekcjonizm utrudnia mi zobaczenie szerszego obrazu. Nawet w tej chwili poprawiam ostatnie zdanie, tak aby lepiej brzmiało, zamiast myśleć o tym, co dalej napiszę. Programowanie, którego uczę się od lat, totalnie mi nie wychodzi, rozjeżdżam się gdy mam napisać konkretny program. Trudno mi porzucić wstępne założenia implementacji, nawet gdy okażą się one błędne. Dlatego też czuję, że nie mam nic, czym mógłbym się pochwalić. Przyznaję się do winy.

Dobrym pomysłem okazało się zaprojektowanie spisu treści. W przyszłości planowałem go rozbudować o podział na kategorie i tagi, nie tylko wg daty. Ten blog miał stać się swoistym wiki poświęconym alternatywnemu internetowi.

W sekcji „o przewodniku” widnieje 6 zasad, założeń, które postawiłem sobie, pisząc tego bloga. Dla mnie osobiście są one czymś więcej niż tylko wytycznymi, mającymi utrzymać przewodnik w ideologicznych ryzach. Sam stosuję je w praktyce, podejmując decyzje, jakiego... narzędzia będę używał.

  1. Krytyczne spojrzenie na technologię. Nie ulegamy pułapce technoentuzjazmu, lecz przyglądamy się zarówno korzyściom jak i zagrożeniom. Ostateczna decyzja, czego będziecie używać, należy oczywiście do Państwa.
  2. Korporacjom mówimy absolutne NIE. One miały już swoją szansę i wielokrotnie zawiodły nasze zaufanie. Internet korporacji już widzieliśmy – nie zdał egzaminu.
  3. Niezależność od twórcy kodu. Tylko wolne i otwarte oprogramowanie (FOSS) jest pod kontrolą społeczną i może być ulepszane oraz modyfikowane do woli, aby jak najlepiej wykonać swoją pracę. Nie polecamy żadnych programów o restrykcyjnych licencjach lub niejawnym kodzie.
  4. Decentralizacja komunikacji. Nie polegamy na jedynym pośredniku, ponieważ może zawieść. Stawiamy na technologię niezależną od pośrednika.
  5. Prywatność jest ważna. Kiedy to możliwe, korzystamy z szyfrowania, aby zachować kontrolę nad tym, komu co udostępniamy. Używamy narzędzi, które na nas nie donoszą.
  6. Rozwijamy kompetencje cyfrowe. Czynimy z osób nietechnicznych osoby techniczne. Uczymy odpowiednio dobierać narzędzia i metody, rozumieć skutki swoich działań oraz naturę i przyczyny problemów.

Tak więc nie rzucam się z ekscytacją na nowinki jak AI, web3, kryptowaluty, mObywatela (jakkolwiek niecodzienna nie byłaby to kombinacja), lecz do każdej nowej rzeczy podchodzę z ostrożnością, starając się najpierw zrozumieć, czym naprawdę jest i w jaki sposób działa. Zdobycie przez to mojego zaufania wymaga czasu, poznania słabych i mocnych stron i ogólnej oceny wpływu tego czegoś na moje życie. Z drugiej strony, niewiele czasu potrzeba, by to zaufanie podważyć. Wystarczy jeden-dwa niefortunne incydenty sugerujące nieszczerość, dajmy na to, organizacji wobec opinii publicznej czy też ignorowanie istotnych problemów, i istnieje duża szansa, że będę tego unikał i jeżeli tylko będę miał taką możliwość, wybiorę coś innego.

To właśnie miałem na myśli, pisząc o zaufaniu wobec korporacji. W przeszłości poświęcałem wiele czasu, obnażając przed, że tak to ujmę, pospolitym tłumem niewykształconych użytkowników świata realnego, o szkodliwości Big Techu i jego licznych przewinieniach. Prowadziłem stronę internetową z linkami do artykułów anty-googlowych (w jeszcze bardziej zamierzchłej przeszłości byłem jego wielkim fanem, dopóki w mojej świadomości nie zaszła drastyczna, choć niegwałtowna, lecz trwająca pewien czas zmiana). Gdziekolwiek natknąłem się na niepochlebny nagłówek „Google zrobił to, czy tamto”, od razu dodawałem go do listy. Drugim „ulubieńcem” (w sarkastycznym tego słowa znaczeniu) był Facebook, zwący się w dniach współczesnych autorowi „Meta” (od metawersu, kolejnego „przełomowego” projektu mającego na celu, jak można się domyślać, zarobienie dużych pieniędzy).

Skoro mowa o Facebooku, wiedzieliście, że od jakiegoś czasu wykorzystuje wasze posty jako dane treningowe do swojego AI, zgoda jest domyślnie „na tak” (opt-out, to się chyba tak nazywa), a odmawiającym jeszcze każe się z tego faktu tłumaczyć – i wtedy może, może uzna naszą prośbę? Nie łudziłbym się jednak, że zostanie ona wzięta pod uwagę – dane i tak trafią do bazy treningowej. Tak uważam i nie wierzę Facebookowi na słowo. Nie wierzę też, że gdy zapłacę za brak spersonalizowanych reklam, przestaną mnie śledzić. Ze sprzedaży moich danych osobowych zyskają znacznie więcej, niż te marne, w przeliczeniu na polskie, jakieś 70 zł.

Skoro mowa o Facebooku, wiedzieliście, że Anedroid tak jak każdy normalny człowiek posiada na nim konto? (linka nie dam, sorry). Mało tego, są na nim jego zdjęcia! Oto treść mojego ostatniego wpisu, z 1 września br.:

Drodzy, to już 1 września. Przypominam, że z końcem tego roku – czyli już za 4 miesiące – usuwam swoje konto na Facebooku. Tak więc jeśli ktokolwiek chciałby złapać ze mną kontakt (telefoniczny, mailowy, przez komunikator), radzę tego nie odwlekać, bo potem może być ciężko. Zainteresowanych proszę o wiadomość bezpośrednią na Messenger.

Ależ sensacja, no chyba gościowi już kompletnie odbiło! Usuwać Facebooka? Odcinać się od przyjaciół, rodziny?! Zgadnijcie, ile reakcji zgarnąłem pod tym postem: okrągłe zero. Jak sądzę, znajdą się tacy, którzy czytając te słowa pomyślą, albo być może nie tylko pomyślą, że tak właśnie wyglądają moje relacje ze światem realnym, że jestem jakimś „odklejeńcem”, „odludkiem”. Dla tych osób specjalnie przygotowałem inną teorię:

Tak działa Facebook. Gdy piszesz, że odchodzisz, albo że istnieje szanująca prawa użytkowników konkurencja, albo w ogóle o czymkolwiek, co w jakiś sposób mogłoby zaszkodzić jego biznesowi, ten zrobi wszystko, byś jedyną osobą, jaka zobaczy ten post, był ty. Na poparcie swojej teorii dodam, że w świecie realnym nie jestem tak olewany.

...a więc jednak pojechałem po Facebooku. A myślałem, że mimo wszystko do tego nie dojdzie. Nie macie, ludzie, pojęcia, jakim za przeproszeniem, wrzodem na tyłku, jest dla mnie Messenger oraz WhatsApp, oraz ludzie przekonani, że Facebooka to przecież każdy ma. A jak nie ma, to jest nie normalny, bo kto by nie chciał się socjalizować? Jak wczoraj napisałem swojemu znajomemu ze studiów (na Signalu):

Choć w przypadku social mediów i komunikatorów warto zauważyć, że wiele osób posiada je z przymusu, pod wpływem presji społecznej – bo są tam znajomi, których znajomi też tam siedzą, i ich znajomi też, i tak jeden na drugiego oddziałuje jak grawitacja. Jeden używa Facebooka bo lubi, a drugi, bo musi. Tym bardziej, że niektórzy uważają posiadanie tam konta za pewnik i nie ułatwiają tym życia osobom, które chciałyby inaczej. Pracodawcy wymagają tego od pracowników, szkoły od uczniów, koledzy od kolegów... Z kolei Meta stawia przed użytkownikiem stos wymagań, które ten musi zaakceptować.

Wspomniany efekt grawitacyjny nazywa się „efektem sieci” i faktycznie stanowi psychologiczną barierię i siłę napędową spółki Zuckerberga, a właściwie każdej większej spółki, która w swoich dobrych czasach zdołała wytworzyć wokół siebie wystarczająco silne pole grawitacyjne. Potem może sobie robić co chce, balansować na granicy tego co legalne, a etyczne, a czasami ją przekraczać w imię „wyższego dobra” (którym jest pieniądz, oczywiście).

Również Apple, Microsoft, Amazon, czy Netflix, mają sporo na sumieniu. Dlaczego więc w przewodniku prawie o nich nie wspominam? Bo wiem, że ludzie i tak nie chcą o tym słuchać. Ostatecznie celem jest uświadomienie ludzkości istnienia alternatyw – do migracji dojdzie, gdy poczują taką potrzebę. Jestem już zmęczony nieustającym tłumaczeniem wciąż na nowo tego samego, z tak miernym skutkiem, oraz przekonywania ich, dlaczego powinni dbać o prywatność. Trochę się poddałem, muszę przyznać. Teraz chcę po prostu, abym przynajmniej ja mógł sobie bez przeszkód używać takiego oprogramowania, jakie chcę. Ale gdy szkoła, uczelnia czy znajomi wymuszają na mnie uczestnictwo w tym szalonym cyrku... słów mi brakuje. I nie wiem, co odpowiedzieć i ile.

A skoro mowa o prywatności, to nie tak, że żyję w ciągłym strachu, że ktoś czegoś o mnie się dowie. Mam świadomość, że danych, które raz pójdą w obieg już nie wycofam. W praktyce nie zastanawiam się zbyt wiele, co ci „oni” z tymi danymi zrobią. Po prostu dla zasady (zasady nr 5, prywatność jest ważna), co mogę – szyfruję, czego nie muszę – nie podaję. Jak nie puszczę danych w obieg, to nie ma czym się martwić, proste. Równie proste jest zainstalowanie w przeglądarce uBlock Origina, instalacja Linuxa, zmiana przeglądarki na nieszpiegującą... robi się to tylko raz. I nie zapomnijcie o menedżerze haseł!

Mam w fediverse znajomego – Oliwiera Jaszczyszyna – który niejednokrotnie na łamach swojego bloga, podobnie jak ja, narzekał na Big Techy, na Facebooka i na, za przeproszeniem, tępy tłum, do którego nic nie dociera (choć może kiedyś dotrze, kto wie?), jak również wskazywał na problem dyskryminacji cyfrowej. Kilka razy linkowałem do jego artykułów, ponieważ, trzeba przyznać, jego uwagi są bardzo trafne. On ma jeszcze siłę krzyczeć. Ja – coraz mniej. Mimo wszystko otuchy dodaje mi świadomość, że jest taka osoba, która potrafi mnie w tej kwestii zrozumieć.

...co z obiecanym filmem, zapytacie. Dlaczego nic nie piszę? Byłem na wakacjach. Odpoczywałem. Zwiedziłem polskie góry, Tatry. Spędziłem ten czas z bliskimi memu sercu osobami, z którymi jestem mocno związany emocjonalnie. Nadal chcę prowadzić ten projekt, pomimo również innych niedoskonałości niż tylko wygląd linków, który jakby się postarać, można olać. Chcę mieć na niego czas, a tu zaczyna się rok akademicki. Znowu mnie przygniotą jakimiś ciężkimi zagadnieniami i będę kuł do egzaminu, żeby dostać 3. Rozważałem też pomysł założenia podcastu – jak Internet. Czas działać!. Wymagałoby to ode mnie zdecydowanie mniej nakładu pracy niż prowadzenie kanału wideo, ale – umówmy się – mniej osób słucha podcastów niż ogląda filmów. Na podcaście nie wszystko też można pokazać... Właściwie, nic nie można pokazać, a w przypadku uczenia świata alternatywnego internetu, jednak by się przydało.

Jako że lubię pisać, a limit znaków na Mastodonie bywa zbyt mały, posty zbyt ulotne, interfejs niesprzyjający dłuższym formom wypowiedzi... stąd pomysł, zby zamiast tego przelać to na jakiegoś bloga. Taki rodzaj autoterapii, jaka każdemu by się przydała.

I cóż, zbliżamy się do brzegu. Użyłem tutaj sporo, jak na mój język, ostrych słów. Wulgarny język w czasach szkoły średniej był u mnie czymś normalnym, jednak z pełną świadomością zaniechałem tego paskudnego nawyku. Nieraz jeszcze łapię się na tym, że w myślach powiem jakieś brzydkie słowo, ale zawsze w takich momentach staram się wyrazić swoją frustrację w sposób bardziej... alternatywny. Do zobaczenia.