didleth

prywatność

Co łączy edukację w zakresie rodzicielstwa bliskości, wegetarianizmu i poszanowania prywatności? Pomijanie perspektywy feministycznej.

Parę razy chciałam się odezwać w takim czy innym temacie, ale uznałam, że lepiej zebrać to wszystko do kupy i wypuścić jako osobny tekst z okazji Dnia Kobiet. A że przypada on jutro, w piątek i planuję być wtedy zajęta panikowaniem z powodu niewyrobienia się z masą wcześniej zaplanowanych rzeczy ;) to publikuję dziś. Uprzedzając: to nie jest atak na jakąkolwiek organizację czy osoby utożsamiające się z którąś z opisywanych baniek, a raczej apel o refleksję. Jak zwykle wyszło mi krótko i zwięźle ;–) Także mając świadomość, jak bardzo niektórych odrzuca czytanie, wersja skrócona do długości tweeta brzmiałaby: “przekonując do jakichś zachowań czy idei uwzględnijcie perspektywę kobiet”. A teraz wersja w długości normalnej:

Wsadzę kij w mrowisko, a właściwie to dużą gałąź w wiele mrowisk i to takich, których sama jestem częścią. Wiecie, co łączy ekologię, rodzicielstwo bliskości, edukację, wegetarianizm, higienę cyfrową i masę innych, generalnie wartościowych środowisk i idei? Pomijanie perspektywy feministycznej. Także przez kobiety, także przez te nazywające się feministkami.

Pamiętam, jak swego czasu na grupie dot. pieluch wielorazowych rozgorzała dyskusja odnośnie tego, czy ich propagowanie nie uderza w wyzwolenie kobiet. Dowodziłam wtedy, że zdecydowanie nie – bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by dzieckiem i praniem jego pieluch zajął się tatuś, podczas gdy matka realizuje się zawodowo i że to generalnie prywatna sprawa danej rodziny. Nie uwzględniłam szeregu uwarunkowań kulturowych, ekonomicznych i politycznych sprawiających, że zdecydowanie częściej to na kobiety spadają i obowiązki związane z dzieckiem, i cała krytyka społeczna (dobre i wciąż aktualne teksty napisała na ten temat Ilona Kostecka https://mumandthecity.pl/matka-polka/, https://mumandthecity.pl/matka-jest-wszystkiemu-winna/). Jakiś czas później, mając już zdecydowanie większą świadomość w temacie, z niepokojem słuchałam audycji, w której ktoś zachęcał, by mniej czasu spędzać w internecie, a zamiast tego skupić się na relacjach z bliskimi. Bo wiedziałam, że zupełnie inaczej taki komunikat odbierze facet, który wieczory spędza na reddicie, zwalając na żonę usypianie dzieci i sprzątanie po kolacji, a inaczej ofiara przemocy domowej, która pomyśli, że chyba rzeczywiście zasłużyła na te razy od męża, bo zamiast skupić się na jego potrzebach ośmieliła się porozmawiać z koleżanką (czy – o zgrozo! – kimś z organizacji pomocowej, czyli obcą osobą z internetu!) przez maila czy messengera.

Z czego to wszystko wynika? W jednym i drugim przypadku – tj. zarówno po stronie przekonujących, jak i przekonywanych – właśnie z kulturowego uwarunkowania kobiet.

W zasadzie to warunkowanie odbywa się, zanim jeszcze chłopiec czy dziewczynka przyjdzie na świat. Ledwo kobieta zajdzie w ciążę, dla społeczeństwa przestaje być człowiekiem, a staje się inkubatorem. Jeśli z nadzieją na pomoc bliskich i niższe koszta życia przeniesie się w rodzinne strony swoje lub męża – konserwatywne otoczenie szybko przypomni jej o “roli kobiety”. Jeśli zostanie w dużym mieście, partner (dot. też tych będących teoretycznie zwolennikami równouprawnienia) zwykle z automatu uzna, że to ona ma zostać z niemowlęciem w domu, podczas gdy to on będzie się realizować zawodowo. Innymi słowy przyszła matka – nieraz osłabiona ciążą, nie mająca siły się bronić i nie chcąc się denerwować “dla dobra dziecka”, atakowana przez społeczeństwo metodą “kropli drążącej skałę” – nasiąka seksistowską propagandą jeszcze zanim urodzi. Nawet, jeśli przed ciążą miała opinię wyzwolonej feministki. A jej dziecko doświadcza nacechowanych stereotypami zachowań już od pierwszych dni życia.

Dzieci już od małego słyszą, że dane zachowania czy rzeczy są przypisane chłopcom lub dziewczynkom. Nawet, jeśli maluchom trafią się feministyczni rodzice – to dzieci nie żyją w klatce i różne seksistowskie uwagi usłyszą od babć i dziadków, cioć i wujków, nauczycielek i nauczycieli, sprzedawców na stoisku odzieżowym czy ekspedientek w sklepie z zabawkami.

Mamy więc lalki i różowe ciasne sukienki dla dziewczynek oraz samochodziki i szarobure szerokie spodnie dla chłopców, bo wiadomo, że dziewczynka już jako 2latka powinna dążyć do figury lalki Barbie, a chłopiec już jako 2latek powinien być spasiony. Dziecko idzie do sklepu czy biblioteki – i z automatu ktoś proponuje mu coś stereotypowo chłopięcego lub stereotypowo dziewczęcego, a jak dzieciak wybierze coś niezgodnie ze stereotypem, to usłyszy “stosowny” komentarz. Zazwyczaj w tego typu sytuacjach udawało mi się ugryźć w język – i nie komentować, tudzież wejść w kulturalną rozmowę typu “dziewczynki mogą lubić autka, a chłopcy kreskówki z przygodami jakiejś bohaterki”, ale jak już limit mojej tolerancji na seksizm i głupotę zostawał przekroczony, to zdarzało mi się na pytanie “skarpetki dla chłopca czy dziewczynki?” odpowiedzieć “to skarpetki, na stopy, nie na genitalia”. Raczej bez zrozumienia po drugiej stronie. Widocznie wyraz “genitalia” był dla interlokutorów za trudny... A pytanie “dla chłopca czy dla dziewczynki?” słyszałam kupując wodę mineralną na sali zabaw albo plasterki w aptece. Serio, to brzmi jak mem, ale to rzeczywistość. Nie zliczę, ile razy byłam pytana o to, dlaczego moi chłopcy mają wózek dla lalek – mimo, iż przy dwójce synów wózki dla lalek mieliśmy raptem dwa. O to, dlaczego moje dzieci bawią się autkami, których mają więcej, niż są w stanie zliczyć, nie zapytał dotąd nikt. No, bo to takie oczywiste, że to dziewczynka powinna bawić się lalkami, rozwijając empatię i kompetencje opiekuńcze. Powinna – dbając jednocześnie o nienaganny wygląd – chodzić z wózkiem na spacery, przyzwyczajać się do tego, że nieraz trudno go przenieść po schodach czy innych wertepach, bo przecież kiedyś zostanie matką, więc niech już teraz się przyzwyczaja, że miasta nie są projektowane dla kobiet. Kojarzycie eksperyment ze słoną lemoniadą (opisaną chociażby tutaj https://jakwychowywacdziewczynki.pl/mowisz-corce-badz-grzeczna-ale-po-co/ )? Dziewczynki od najmłodszych lat wychowuje się inaczej. “Mała dama” powinna być miła, czysta, cicha, uczynna i wyrozumiała. Ewentualnie – mając świadomych rodziców – kilkadziesiąt razy usłyszy, jak Ci tłumaczą się obcym ludziom, że zabawa ich córki w błocie jest ok i że powiedzenie “nie” to oznaka asertywności. Jej brat w analogicznych sytuacjach podobnych tłumaczeń nie będzie musiał wysłuchiwać – nikt się nie doczepi, więc wyjaśnienia nie będą konieczne. Chłopcom częściej pozwala się pyskować, rozrabiać, brudzić się – wspomniani wyżej feministyczni rodzice będą musieli bronić swojego prawa do zwrócenia synowi uwagi (“nie czepiaj się go, to tylko chłopiec, chłopcy tak mają”), zabawy lalkami czy okazania słabości, bo przecież przyszły mężczyzna powinien być pewny siebie, zdecydowany i nie płakać. Dziecko idzie do szkoły – gdzie seksistowskimi tekstami i zachowaniami jest bombardowane już bardziej zdecydowanie, czy to ze strony nauczycieli, czy rówieśników, a jak jakiś rodzic zaprotestuje przeciwko prezentowaniu (z okazji Mikołajek czy Dnia Dziecka) uczniom zestawów lego i uczennicom lalek – co najwyżej otrzyma łatkę roszczeniowego i awanturującego się rodzica. Chłopiec molestuje koleżankę – zagląda jej pod spódnicę, strzela gumką od stanika? “Ale jakie molestowanie, to przecież niewinna zabawa”. Koleżanka coś mu odpyskuje? “Ale jak ona się wyraża i zachowuje, przecież jest dziewczynką, to nie wypada!”

Niezależnie od tego, czy zostaliśmy wychowaniu w środowisku konserwatywnym, czy w postępowym – w mniejszym lub większym stopniu wzrastaliśmy właśnie w takiej atmosferze i w takiej samej wychowujemy nasze dzieci. Nawet w związkach o partnerskim nastawieniu kobiety poświęcają statystycznie więcej czasu na obowiązki domowe od swoich partnerów – bo od małego warunkuje się nas, że mamy troszczyć się o innych, nie konfliktować się, dbać o bliskich i być uczynne. W katolickim społeczeństwie od lat wpaja nam się “twoja wina, twoja wina, twoja bardzo wielka wina” – i nawet, gdy porzucimy kościół, jego rolę w obwinianiu przejmuje rodzina, inna grupa, do której należymy, czy reszta społeczeństwa. Dlatego kobiety będą bardziej podatne na komunikaty “robisz źle, ponieważ...”, częściej będą czuć się winne z powodu niespełniania norm grupy, częściej będą też krytykowane, gdy takiej czy innej idei powiedzą “nie”. Kilka przykładów:

Rodzicielstwo bliskości? Matka powinna spełniać każdą potrzebę dziecka nie doprowadzając do tego, by to chociaż zakwiliło, siedzieć non stop z dzieckiem przez min. 3 lata (a niektórzy powiedzą, że do szkoły średniej włącznie – takie rewelacje na grupach dot. edukacji domowej, nie polecam), karmić wyłącznie piersią – non stop patrząc się przy tym na dziecko – bo jeśli podczas karmienia czyta książkę lub przegląda fora dla matek to zaburza więź, ale jednocześnie przy tym nie zasnąć, bo narazi dziecko na upadek i niebezpieczeństwo, nie mieć żadnych własnych potrzeb, chyba siedzieć w pampersie (bo za duże ryzyko, że dziecko zapłacze, gdy matka pójdzie do toalety), kąpać się wyłącznie z potomkiem – ale tak, by ten się nie rozpłakał, zapewnić maluchowi osobny pokój i drogie zabawki Montessori. A poza tym zawsze być uśmiechniętą, nie przerzucać na dzieciaka swoich lęków (nauka przedszkolaka czy szkolniaka podstaw pierwszej pomocy czy telefonów alarmowych odpada), nie stosować kar i nagród i liczyć na to, że dziecko samo nabierze motywacji wewnętrznej – niezależnie od tego, czy chodzi o nadwrażliwe niemowlę, które trzeba przewinąć i zabrać na rehabilitację, czy o dziecko szkolne, któremu motywacja zewnętrzna pomogłaby w zmuszeniu się do odrobienia lekcji ze znienawidzonego przedmiotu. Czas snu matka powinna przeznaczyć na lekturę książek, oczywiście tych dotyczących rozwoju dzieci, bo sen to fanaberia dla leniwych. Zawalasz coś z tego? Jesteś najgorszą matką na świecie. Dajesz się złapać w te sidła, wszystko robisz zgodnie z nimi, a Twoje dziecko mimo to zachowuje się jak prawdziwe dziecko, a nie program komputerowy działający wedle instrukcji i np. jako trzymiesięczniak nie nabrało “motywacji wewnętrznej” do szczepienia? Widocznie robisz coś nie tak. Miałam nieprzyjemność zadawać się ze środowiskami mamusiek utożsamiających się z tym nurtem i szczerze mówiąc była to jedna z najbardziej toksycznych grup ludzi, z jakimi kiedykolwiek miałam do czynienia. I teoretycznie do rodzicielstwa bliskości można zachęcać także ojców – tylko wtedy jest tak, jak w tym tekście Ilony Kosteckiej. Ojcu się wszystko wybacza, a jeśli popełni jakiś błąd – to winna jest jego żona/partnerka...

Przy okazji: o ile część powyższych uwag i komentarzy to zdecydowana przesada, to już sama idea nurtu wydawała mi się teoretycznie słuszna i chwalebna. Skupić się na potrzebach dziecka, być wobec niego empatycznym, uczyć kompromisowego rozwiązania konfliktów w miejsce dowodzenia “kto ma rację”, zwracać uwagę na mocne strony itp. Brzmi dobrze. Wciąż jednak miałam przeczucie, że coś jest tutaj nie tak – ale nie potrafiłam określić, co konkretnie. Teraz już wiem, co. Właśnie ten brak perspektywy feministycznej. Weźmy konflikt dwójki przedszkolaków, chłopca i dziewczynki, którzy otrzymają podobny komunikat: “masz prawo czuć złość, nie spodobało ci się zachowanie koleżanki/kolegi, ponieważ...” (bez negatywnego oceniania) i zostaną zachęceni, by poszukać kompromisowego rozwiązania. Na pierwszy rzut oka wygląda pedagogicznie, nowocześnie i w idealnym świecie pewnie tak to powinno wyglądać. Tyle, że nie żyjemy w idealnym świecie, nasze dzieci nie żyją w próżni i otrzymują od małego masę stereotypowych przekazów. W ten sposób dziewczynka, przekonywana przez babcie, dzieci z placu zabaw czy obcych ludzi z ulicy, że ma być miła, ustępliwa i ugodowa zrozumie “niby mam prawo czuć złość, ale powinnam być miła, zrozumieć zachowanie tego chłopca, wybaczyć mu zamiast oddawać bo na pewno nie chciał źle i dalej się z nim bawić”. Chłopiec z kolei, który zewsząd słyszy, że ma być pewny siebie, że może rozrabiać, bo “to tylko zabawa” i “chłopcy tak mają” zrozumie “ok, popchnąłem tę dziewczynkę pierwszy, ale jak mnie odepchnęła to i tak nikt nie stanął jednoznacznie po jej stronie i jej też zwrócono uwagę, nikt na mnie nie nakrzyczał, nie dostałem żadnej kary, koleżanka znów się ze mną bawi, więc chyba rzeczywiście jako chłopiec mogę więcej, mogę rozrabiać, to nic złego, jak znów coś zrobię dziewczynce, bo przecież nic się nie stanie”.

Kolejne przykłady: edukacja, medycyna, terapia, rehabilitacja. Znów: zwykle spadają na matki. To one obrywają za niedopilnowanie dziecka w odrabianiu lekcji – nawet, jeśli nie są samodzielnymi matkami, to one słyszą wszystkie te negatywne uwagi ze strony lekarzy czy terapeutów, to one muszą “świecić oczami” – nawet, jeśli to mąż/partner nie wywiązał się z jakiegoś ojcowskiego zobowiązania i obiecał ćwiczyć z dzieckiem, gdy żona będzie w delegacji, a tego nie zrobił. I weźmy teraz wszystkie te apele, aby rodzice mniej zajmowali się pracą i swoimi potrzebami, a więcej czasu poświęcali dzieciom. Jak odbierze to ojciec, który takie coś usłyszy jeden czy dwa razy, najczęściej w formie “obcy człowiek pisze coś w internecie”, a jak matka, dla której to będzie tysiąc pierwsza tego typu uwaga?

Dalej: ekologia, wegetarianizm i zdrowy styl życia. Znów – kobiety, jako te od dzieciństwa warunkowane do empatii i poczucia winy, częściej będą się czuć odpowiedzialne za to, że szkodzą planecie. A jednocześnie statystycznie to na nie częściej spadają prace związane z domem, ogrodem czy opieką nad potrzebującymi pomocy członkami rodziny. Mężczyźni, warunkowani od małego, by być pewnymi siebie, nie przejmować się opiniami innych, a już zwłaszcza tym, co mówią “jakieś obce baby” co najwyżej pogardliwie prychną czy wybuchną śmiechem, gdy zwróci im się uwagę na mięsny kotlet czy buty ze skóry. W ogóle nie czując potrzeby, by się tłumaczyć, jeśli jednak poczują – raczej nie będą mieć problemu, by rzucić bluzgiem czy odpyskować, bo nikt im nie powie, że mężczyźnie nie wypada używać takiego języka. To kobieta oberwie za to, jakich pieluch używa jej dziecko. I to ona będzie musiała zrezygnować z pracy zawodowej – gdy żłobek odmówi przyjęcia dziecka w wielorazówkach. To ona oberwie od innych kobiet, że jest złą i wygodną matką zabijającą planetę, bo jej niemowlę używa pieluch jednorazowych (szczerze? to najbardziej ekologiczną postawą jest antynatalizm, więc jeśli już, to wszyscy rodzice “zabijają planetę” przez sam fakt wydania dziecka na świat) lub – w drugą stronę – że jest ekoświrką, skoro nie chce zdecydować się na pampersy. Widział ktoś kiedyś, by mężczyźnie przewijającemu dziecku pampersa ktoś zarzucił, że niszczy planetę? Bo ja kojarzę co najwyżej peany nt. tego, jakim to cudownym jest ojcem. Z żywieniem podobnie, zresztą czy jeżdżenie samochodem 10 km po warzywa do lokalnych rolników na pewno jest takie eko? A jak babka pojedzie rowerem z przyczepką, w której umieści dziecko, to jej zarzucą, że nie dba o jego bezpieczeństwo, bo jak to tak, ulicą z dziećmi, przecież mężczyźni wychowani od małego, by bawić się samochodzikami w wyścigi i wypadki, bo wózki dla lalek są “dziewczyńskie”, muszą pędzić 140km/h przy ograniczeniu do 90km/h i jak potrącą jakąś rowerzystkę z dzieckiem, to też będzie jej wina...

Ale problem nie dotyczy tylko matek. Statystycznie to kobiety bardziej przejmują się wyglądem – więc to na nie spada ogarnianie, czy kosmetyki nie są testowane na zwierzętach, czy ubrania zostały wytworzone w etyczny sposób. To one zajmują się domem – więc albo muszą się więcej napracować za pomocą środków ekologicznych, albo oberwą za zabijanie środowiska “ostrą chemią”. Skrytykował ktoś kiedykolwiek faceta za to, że takiej “ostrej chemii” używa? Mężczyzna raczej dostanie pochwalę, że w ogóle dba o dom. I tyle się tych pochwał nasłucha, że gdy usłyszy gdzieś “lepiej byś octu i sody używał”, może po prostu odpyskować “doceń, że w ogóle sprzątam, bo wielu facetów tego nie robi”. Wymagając, by nie stosować w ogrodzie szkodliwej chemii czy nie podlewać przydomowych ogródków – wymagamy tego od kobiet, bo to najczęściej one zajmują się przydomowymi warzywnikami. Ich mężowie siedzą nieraz w tym czasie w klimatyzowanych pomieszczeniach w korpo i jakoś apeli czy zarządzeń samorządów, by firmy ograniczyły klimatyzację w pomieszczeniach, bo to zużywa energię i szkodzi środowisku, jakoś nie słyszałam.

A jak już jesteśmy przy korpo – to nieraz, zwłaszcza ze strony tzw. lewicy, widzę hejt skierowany w stronę pracujących tam ludzi. Bo wiadomo, że prawdziwy lewak czy lewaczka musi iść do pracy u lokalnego Janusza Biznesu w małej miejscowości, żeby się “nie wywyższać” i “nie zajmować się zastępczymi problemami” (tłumaczenie: zajmowanie się zastępczymi tematami jest np. wtedy, gdy jako osoba LGBT regularnie doświadczasz przemocy w małej konserwatywnej społeczności, więc uciekasz żyć do dużego miasta). Ewentualnie można stworzyć spółdzielnię – nie masz z kim? To co z Ciebie za lewaczka? Widocznie się wywyższasz i izolujesz od ludzi i ich problemów. Można też pracować w lokalnej fabryce, by tam kręcić związki zawodowe. Btw byłam kiedyś właśnie w takim “anarchistycznym” związku zawodowym – i zrezygnowałam, bo w razie problemów w pracy nie można było liczyć nie tylko na jakąkolwiek pomoc, ale nawet komunikację z ich strony. No ale byłam tylko kobietą na umowie zleceniu, a nie pracującym na etacie facetem z dużych zakładów walczącym o podwyżkę. I teoretycznie wszystkie te uwagi są kierowane pod adresem i kobiet, i mężczyzn – ale to kobietom (czy innym osobom z grup dyskryminowanych) częściej trudno jest znaleźć godną pracę w małej miejscowości, częściej Janusz Biznesu będzie rzucał seksistowskimi tekstami. Ze strony środowisk OS (otwarte oprogramowanie – linuksiarze itp.) nieraz słyszy się narzekania na to, że kobiety w IT pracują głównie w korpo – to może zapytajcie, dlaczego i jakie cudowne mają doświadczenia ze strony tzw. środowisk OS.

Kolejny przykład: wychowanie dzieci w zgodzie ze światopoglądem. W rodzinach katolickich – to zwykle matka prowadzi do kościoła, w rodzinach ateistycznych – to zwykle matka walczy ze szkołą, by dziecko nie miało okienka, gdy jego koledzy mają religię. W obu przypadkach to ona oberwie ze strony swojego środowiska, że czegoś nie dopilnowała. I znów – z racji wychowania do bycia ugodową i czucia się zawsze winną – to kobiecie trudniej jest oprzeć się naciskom otoczenia czy rodziny.

Dalej: ochrona prywatności i higiena cyfrowa. Swego czasu rzucił mi się w mediach społecznościowych wpis pewnego ojca – pana z branży IT, który wychodząc gdzieś na spacer z dzieckiem wziął ze sobą smartfona i komentował coś na twitterze. Byłam w szoku. To tak można? Spędziłam sporo czasu na placach zabaw, widywałam matki wpatrzone w ekran – i zwykle towarzyszyły temu, czasami szeptane, a czasami otwarcie kąśliwe komentarze innych, że na placu zabaw to powinno się patrzeć na dziecko, a nie na ekran. A tutaj facet nie tylko zajmuje się twitterem podczas spaceru z córką czy synem, ale też publicznie o tym pisze, nawet się nie tłumacząc. A z racji branży, w której pan pracuje, prawdopodobieństwo, że zetknął się z tymi wszystkimi materiałami dotyczącymi higieny cyfrowej jest dużo większe, niż w przypadku losowej matki z placu zabaw. Dlaczego w takim razie to kobieta zawsze w takiej sytuacji poczuje się winna, odruchowo będzie wszystkim tłumaczyć, że akurat musiała sprawdzić wiadomość z e-dziennika, przypomnieć mężowi o kupnie mleka lub odpowiedzieć na maila? Pamiętam wpis na blogu pewnej edukacyjnej influencerki, zagorzałej przeciwniczki ekranów dla dzieci. Odsądzała od czci i wiary matki, które widziała na oczy przez kilkanaście minut, pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz w swoim życiu – bo te dały dziecku smartfona w sklepie czy w poczekali u lekarza. Jednocześnie nie miała najmniejszego problemu, by dzielić się zdjęciami i wrażeniami z życia swojego dziecka – wiem, jak jej dziecko się nazywa, wygląda, co lubi a czego nie lubi, jakie zabawki edukacyjne reklamuje. I babce należy się zdecydowana krytyka za sharenting – tyle, że taka należy się też uprawiającym go ojcom, a rzadko kiedy realnie na nich spada, a jeśli już – to rzadko kiedy się nią przejmą. Powszechnie krytykuje się matki za dzielenie się rodzicielskimi doświadczeniami (więc i prywatnością potomstwa) z obcymi ludźmi w internecie, zapominając o jednym istotnym szczególe: obcy ludzie z internetu (tudzież “obcy” w znaczeniu “nie z rodziny”, z którymi rozmawia się przez internet) to nieraz jedyne osoby, z którymi zamknięta w domu matka może porozmawiać, podzielić się trudami, wątpliwościami i radościami. A te siłą rzeczy dotyczą dziecka – gdy jakaś mama ośmieli się mówić czy myśleć o czymś innym, od razu ktoś sprowadzi ją do parteru. W czasie gdy jej mąż/partner nie tylko rozwija się i rozmawia z kolegami z pracy, ale może też któregoś wieczoru wyjść z nimi na przysłowiowe piwo i nikt go nie zapyta “a kto zostanie z dzieckiem?”. Dużo łatwiej jest nie dzielić się prywatnością dzieci w internecie, jeśli nie spędza się z nimi całego dnia. Ale to kobieta jest tą złą i winną, bo wrzuciła na facebooka zdjęcia ze spaceru czy wspólnej zabawy, mężuś zajęty imprezowaniem z kolegami nie wrzucił, okazując tym samym szacunek do bliskich, więc jego zachowanie jest już ok.

Kolejny przykład: święta i to, jak powinny wyglądać. Jako osoba, która od lat nie jest związana z kościołem katolickim gazetek parafialnych nie czytam i na katolickie serwisy nie wchodzę. A mimo to wszędzie słyszę o magii świąt. O tym, jak to powinno się być w ich trakcie empatycznym, wyrozumiałym i dobrym dla swoich bliskich, jakim to zamachem na rodzinę i tradycję jest wyjazd z najbliższymi w góry czy do ciepłych krajów, jak to dom musi lśnić czystością, bo inaczej wstyd i jak to na stole powinno być 12 potraw – najlepiej samodzielnie przygotowanych, jakim to nietaktem jest niezaproszenie takiej czy innej toksycznej ciotki lub niezjawienie się na Wigilii u toksycznych dziadków, jak to powinno się spędzać czas z bliskimi, a nie z obcymi (czy obcy są rozumiani jako “ci z internetu”, czy jako “znajomi ze szkoły”, to już kwestia drugorzędna). Osobiście z bliskimi mam dobry kontakt – a mimo to, jako autystka, po jednym intensywnym wieczorze czuję się tak przebodźcowana, że muszę odpocząć przez kilka dni. A co ma powiedzieć kobieta, która do bliskich jedzie nie na jeden wieczór, ale na kilka dni – lub zaprasza całą dużą rodzinę do siebie? Która “do najbliższych” jedzie sama – bo rodzice są homofobami i czekają, aż “lesbijstwo” jej przejdzie, tudzież są zagorzałymi katolikami i nie uznają, że jej mąż po ślubie cywilnym to rodzina? Która zastanawia się nad rozstaniem z przemocowym partnerem – i od grona ciotek przy świątecznym stole słyszy, że zamiast tego powinna postarać się o dziecko, bo “zegar tyka”? Która jest matką – i przy stole słyszy masę nieproszonych i przemocowych porad wychowawczych? I to ona jest tą złą, bo zamiast dać się mieszać z błotem przez rodzinę szybciej odchodzi od stołu, żeby popisać z mężem/dziewczyną? Bo nie chce słuchać tych złotych rad, że “sama jest winna przemocy partnera i jak da mu dziecko, to ten się na pewno zmieni” – więc zamiast spędzać czas z bliskimi woli się gdzieś zaszyć i zastanowić nad swoim życiem? Która “bezczelnie” broni swojego dziecka, nie wpychając w nie karpia na siłę, przez co “nie przekazuje mu żadnych tradycji i żadnych wartości”? Która ośmieliła się chodzić do pracy, korzystać z toalety, jeść i spać – zamiast się roztroić na rzecz kompulsywnego sprzątania i gotowania, bo bliscy bywają gorsi od sanepidu, a kupno gotowych potraw świadczy o lenistwie? Bo nie powstrzymała wujka, dorosłego faceta, przed daniem dziecku n-tego jajka z czekolady lub – przeciwnie – powstrzymała “odbierając dziecku dzieciństwo”? Bo nie rozplanowała dokładnie każdej chwili świąt (kiedy niby? gdy dwoma rękami lepiła pierogi, kolejnymi dwoma polerowała podłogi, a w kolejnych trzech trzymała siatki z zakupami miała jej jeszcze wyrosnąć ósma ręka do rozpisania wszystkich planów?). Lub – co gorsza – rozplanowała, ale ktoś jednak stwierdził, że ma już dość spędu rodzinnego i woli wyjść do znajomych, ktoś inny – że włączy telewizor a ktoś jeszcze inny, że woli posiedzieć w socialmediach niż pograć w planszówki z wujkami. Serio?? Albo – o zgrozo – babka zmęczona tą całą przedświąteczną bieganiną, wymyślaniem, kupowaniem, sprzątaniem, gotowaniem, usługiwaniem itp. drugiego dnia świąt, zamiast odciągać kuzynostwo od telewizora i dzieci brata od smartfona, postanowi odpuścić i wejść na Tik Toka. Zbrodnia, nie? I....ok. Niby wprost się nie mówi, że te wszystkie zalecenia i dobre rady dotyczą wyłącznie kobiet – zwykle są wypowiadane ogólnie, ale jakoś nigdy nie słyszałam, by ktoś czepiał się mężczyzny, że pierogi kupił, zamiast samodzielnie ulepić. I czy jakikolwiek facet pomyślał kiedyś “o rety, nie wypastowałem podłogi, co sobie o mnie teraz ciocia Marysia pomyśli?” Btw zauważyłam powszechny w Polsce dziwny zwyczaj – towarzyszący chyba wszystkim świętom – sprowadzający się do tego, że po skończonym posiłku panie idą do kuchni posprzątać, a panowie w tym czasie zajmują się jakimiś przyjemnościami. Może rozmawiają wtedy o tym, jak to równouprawnienie zagraża pozycji mężczyzn? Bo według najnowszego badania IPSOS uważa tak co drugi mężczyzna w Polsce...

A osobami zaangażowanymi społecznie, edukującymi i wkręconymi w propagowanie idei, są często same kobiety. Matka propagująca rodzicielstwo bliskości nigdy nie napisze drugiej kobiecie “zostaw dziecko z mężem i idź do koleżanki na kawę” (a przynajmniej ja nigdy się z takim komunikatem nie spotkałam, a spędziłam w tym środowisku parę zdecydowanie za długich lat). Nauczyciel(ka) czy lekarz/ka, jeśli nawet pomyśli, że jakiś problem mógłby zostać rozwiązany przez ojca lub przez niego spowodowany – co najwyżej zruga matkę, by ta z mężem/partnerem porozmawiała i go przekonała, bo skoro nie przekonała – to jej wina (słynne “męża trzeba sobie wychować”, jakby to było kolejne dziecko, a nie dorosły człowiek). Zapalona wegetarianka raczej nie powie “odpuść wegetarianizm, jeśli przez to musiałabyś gotować osobne obiady” (dodatkowo osobne, bo przy alergiach w jednej rodzinie i bez wegetarianizmu bywa kilka diet jednocześnie) – raczej stwierdzi, by zachęcić resztę rodziny do wegetarianizmu. Nie uwzględni, że przez to zwala na kobietę jeszcze więcej odpowiedzialności, a ta wpadnie już nie tylko w wyrzuty sumienia powodowane “jedzeniem zwierząt”, ale także w te powodowane niemożnością przekonania reszty rodziny. Ktoś pomagający osobom w trudnej sytuacji ekonomicznej teoretycznie wrzuci takie samo ogłoszenie prosząc o pomoc dla samotnej matki i samotnego ojca – ale odbiór społeczny na te 2 apele będzie zupełnie inny.

I wiem z czego to wynika – bo sama robię identycznie. Wprawdzie rzadziej, niż kiedyś, ale wciąż zdecydowanie za często nie uwzględniam kontekstu feministycznego. Nieraz po to, by “skupić się na konkretnym problemie”, “nie mieszać wątków” i “nie zniechęcać ludzi” – jakby kobiety nie stanowiły połowy ludzkości. Mogę napisać dobry tekst dotyczący praw kobiet i uwzględnić w nim wszystko, co trzeba – ale już pisząc taki o poszanowaniu prywatności dziecka nie myślę – chociaż powinnam – o tym, że mój tekst zdecydowanie bardziej dotknie kobiety, niż mężczyzn. A przecież zamiast pisać po raz n-ty o higienie cyfrowej mogłabym po prostu powiedzieć “mamo, masz prawo pisać maila na placu zabaw, Twoje dziecko ma też ojca, niech on się nim zajmie”. Zamiast polecać ku refleksji podcast dot. spędzania świąt z bliskimi i bez smartfona mogłabym zachęcać, by olać w święta toksycznych bliskich i zrobić w tym czasie coś dla siebie, nie bacząc na ich wieczną krytykę. A zamiast krytykować rodziców, czyli w większości matki, za dzielenie się prywatnością dzieci z obcymi ludźmi w internecie można zacząć apelować do ojców. Jeśli zrozumieją, że ich partnerka/żona nie przestała być człowiekiem przez fakt zostania matką, że ma prawo mieć swoje życie i zainteresowania, jeśli tatusiowie bardziej się zaangażują w obowiązki domowe i opiekę nad potomkiem, jeśli nie będą się panicznie bać zostać z niemowlakiem w domu pisząc co 5 minut smsmy “kiedy wracasz??!!” – gdy żona ośmieli się wyjść bez dziecka do sklepu, to czy na ochronę prywatności dzieci nie wpłynie to lepiej, niż wpędzanie ich matek w większe poczucie winy? Matka, która czuje, że ma prawo interesować się czymś innym niż jej dziecko – nie będzie się bała pisać w internecie o czymś innym. Mogąc wyjść na spotkanie z przyjaciółmi nie będzie mieć takiego ciśnienia, by podzielić się czymś w internecie – bo prozaicznie będzie mieć znajomych także poza internetem. I rzadziej będzie wylewać swoje frustracje na mamuśkowych grupach – bo zwyczajnie będzie mniej sfrustrowana. Są inicjatywy typu “kobiety w IT” czy “mamo, pracuj” – i chwała im za to, ale nie kojarzę żadnych analogicznych typu “pieluchy wielorazowe – kurs dla ojców”, czy “męskie sprzątanie po świątecznym obiedzie”. A szkoda.

#feminizm #dzienkobiet #8marca #kobieta #kobiety #matka #ojciec #rodzicielstwo #ekologia #edukacja #lekarze #terapia #wegetarianizm #prywatność #higienacyfrowa #sharenting

Prasówka 23.02-01.03.2024

Państwo, prawo, regulacje, inwigilacja i ochrona danych - Polska i reszta UE

#RODO #kontrolaczatu #inwigilacja #ePrawo #ePanstwo #eUE

  1. RODO na wesoło https://twitter.com/borys_tomasz/status/1762431178395496715 https://twitter.com/borys_tomasz/status/1762431180241056038 https://twitter.com/borys_tomasz/status/1762431182073987262 https://twitter.com/borys_tomasz/status/1762431183780975067

  2. AI Act vs deepfake: krok naprzód, ale niewystarczający https://www.euractiv.com/section/artificial-intelligence/opinion/the-ai-act-vs-deepfakes-a-step-forward-but-is-it-enough/

  3. Co robi twoja babcia na Facebooku? Sztuczna inteligencja i seniorzy https://demagog.org.pl/analizy_i_raporty/co-robi-twoja-babcia-na-facebooku-sztuczna-inteligencja-i-seniorzy/

  4. UODO już linkuje do Mastodona na swojej oficjalnej stronie (info dzięki tootowi https://101010.pl/@karma/112016357264405230 ) https://uodo.gov.pl/

  5. Co z nowym systemem biletowym w Warszawie? https://eupolicy.social/@panoptykon/112009134838230420

  6. Ministerstwo Cyfryzacji zaczyna pracę nad aktualizacją polityki AI https://cyberdefence24.pl/polityka-i-prawo/ministerstwo-cyfryzacji-siada-do-aktualizacji-polityki-ai

  7. Zielone światło dla eIDAS https://netzpolitik.org/2024/eidas-reform-eu-parlament-stimmt-fuer-digitale-brieftasche/

  8. Nie musisz odpowiadać obcym ludziom w internecie – bardzo dobry wpis Magdaleny Bigaj. Warto przeczytać. A potem jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż do skutku ;) (ja niestety czytałam za mało razy ;p) https://www.facebook.com/magda.bigaj/posts/pfbid02pib2uPwBLfyQnNf1zZb133pFwCAq76r4Dit1j4LKE3CC5VkYtbCY8GncNCXNj4M2l

  9. 1,5 mld zł na cyberbezpieczeństwo samorządów. Pierwsza umowa podpisana https://cyberdefence24.pl/polityka-i-prawo/15-mld-zl-na-cyberbezpieczenstwo-samorzadow-pierwsza-umowa-podpisana

  10. Słoweński organ nadzorczy nałożył karę na administratora danych, który używał monitoringu wizyjnego obejmującego zbyt duży obszar i bez odpowiedniego poinformowania monitorowanych osób https://101010.pl/@adamklimowski/112016262026899214

  11. Elektroniczne zabawki dla dzieci zagrożeniem dla prywatności https://www.linkedin.com/posts/activity-7168946036785266688-cVzk

  12. Informacje publiczne w ogólnodostępnych źródłach – Krajowy Rejestr Sądowy (KRS) https://informacjapubliczna.org/news/krajowy-rejestr-sadowy-krs/

  13. Belgijskie pomysły na kontrolę czatu https://netzpolitik.org/2024/chatkontrolle-der-rat-will-es-nochmal-versuchen/

  14. Rynek firm produkujących oprogramowanie w rodzaju Pegasusa traci kolejnego gracza https://infosec.exchange/@avolha/112013972030256700

  15. Parlament Europejski zagłosował za przyjęciem przepisów anty-SLAPP, żeby chronić ludzi zajmujących się dziennikarstwem i aktywizmem przed pozwami zastraszającymi https://netzpolitik.org/2024/gesetz-fuer-daphne-eu-parlament-stimmt-fuer-besseren-schutz-gegen-einschuechterungsklagen/

  16. Problemy z niemieckim e-dowodem https://netzpolitik.org/2024/pin-ruecksetzbrief-bundesinnenministerium-erwaegt-kosten-beim-online-ausweis-auf-buergerinnen-abzuwaelzen/

  17. Wywiad z Arne Semsrottem, szefem organizacji FragDenStaat, przeciwko któremu prokuratura prowadzi śledztwo w związku z publikacją akt sądowych sprawy przeciwko aktywistom https://taz.de/Arne-Semsrott-ueber-seine-Anklage/!5992152/

  18. Jak dzieci płacą haracz za lajki dorosłych – info za fb Rafała Pikuły i Magdy Bigaj. Długie, ale warte przeczytania https://spidersweb.pl/plus/2024/02/dzieci-placa-haracz-za-lajki-doroslych

  19. Obecność Parlamentu Europejskiego na zakazanym TikTok budzi obawy dot bezpieczeństwa https://www.euractiv.com/section/politics/podcast/european-parliaments-presence-on-banned-tiktok-raises-security-concerns/

  20. Dowódczyni z Bundeswehry Anastasia Biefang została upomniana za swój profil na Tinderze – sąd zarzucił jej “brak dyscypliny seksualnej”, co miało naruszyć “wojskowy obowiązek dobrego zachowania poza służbą. ” https://netzpolitik.org/2024/recht-gegen-rechts-fragwuerdige-sittenvorstellungen-des-bundesverwaltungsgerichts-beim-online-dating/

  21. Kampania wyborcza w „gazetach władzy” https://siecobywatelska.pl/kampania-wyborcza-w-gazetach-wladzy/

  22. Kryzysy personalne, kryzys nadzoru, kryzys zaufania – to powyborcze problemy w COI https://twitter.com/annawitten/status/1760956411146613099/photo/1

  23. W samorządach ochrona danych osobowych bez ochrony (info i link za twitterem Tomasza Borysa) https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/bezpieczenstwo-ochrony-danych-osobowych-w-jst.html

  24. Ciekawy komentarz odnośnie legalizacji marihuany w Niemczech – “u dilera jest większa ochrona danych” https://netzpolitik.org/2024/legalisierung-beim-dealer-ist-mehr-datenschutz/

  25. Od śledzenia ukochanej po kradzież exploitów – najdziwniejsze wpadki wokół Pegasusa https://zaufanatrzeciastrona.pl/post/od-sledzenia-ukochanej-po-kradziez-exploitow-najdziwniejsze-wpadki-wokol-pegasusa/

  26. Niemcy: Ustawa o dostępnie online – jak wpłynie na cyfryzację administracji? https://netzpolitik.org/2024/onlinezugangsgesetz-2-0-bundestag-beschliesst-update-fuer-die-verwaltungsdigitalisierung/

  27. Dlaczego pseudonimizacja jest w internecie niezbędna (stare, przypomniane) https://netzpolitik.org/2018/16-beispiele-warum-pseudonymitaet-im-netz-unverzichtbar-ist/

  28. O pracy w mediach w dobie socialmediów https://www.instagram.com/p/C3xNLoAIGBl/

  29. Ważna ustawa. Prawo komunikacji elektronicznej w konsultacjach https://cyberdefence24.pl/polityka-i-prawo/wazna-ustawa-prawo-komunikacji-elektronicznej-w-sejmie-ruszaja-konsultacje

  30. Państwa UE mają wdrażać istniejące regulacje tech, a nie tworzyć nowe https://techspresso.cafe/2024/02/26/panstwa-ue-maja-wdrazac-istniejace-regulacje-tech-a-nie-tworzyc-nowe/

  31. Watchdog Polska w sądzie https://pol.social/@Watchdog_Polska/111981691222367331

  32. Decyduj świadomie: Czym jest samorząd gminy? https://demagog.org.pl/analizy_i_raporty/wybory-samorzadowe-decyduj-swiadomie-1-samorzad-gminy/

  33. Chiny grożą Europie. Powód? Nowe sankcje https://techspresso.cafe/2024/02/27/chiny-groza-europie-powod-nowe-sankcje/

  34. Aplikacja do inwentaryzacji miejskich drzew https://szmer.info/post/2494209

  35. Jak kontrola wieku zmienia internet? https://netzpolitik.org/2024/ausweispflicht-wie-alterskontrollen-das-internet-umkrempeln-sollen/

  36. Niemcy i karty płatnicze dla azylantów: czy będzie limit gotówkowy? https://mastodon.social/@annskaja/112013645545602767

  37. Parlament Europejski podjął decyzję o odebraniu wejściówek przedstawiciel(k)om firmy Amazon. https://netzpolitik.org/2024/zugaenge-eingezogen-amazon-lobbyistinnen-duerfen-nicht-mehr-ins-eu-parlament/

  38. “Pytamy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego m.in. o to, czy opinie, które wskazał minister Bartłomiej Sienkiewicz na portalu X, powstały na zlecenie ministerstwa. W odpowiedzi czytamy, że ,,dokumenty (...) znajdują się w dyspozycji poszczególnych spółek”.” https://pol.social/@Watchdog_Polska/111999316477748045

  39. “European standardisation group gears up to elect new director amid conflict with EU Commission” https://www.euractiv.com/section/digital/news/european-standardisation-group-gears-up-to-elect-new-director-amid-conflict-with-eu-commission/

  40. Osiem organizacji należących do sieci Europejskiej Organizacji Konsumentów BEUC złożyło w czwartek (29 lutego) skargi do krajowych organów ochrony danych przeciwko modelowi “pay-or-ok” Facebooka i Instagrama. https://www.euractiv.com/section/data-privacy/news/consumer-groups-file-data-privacy-complaints-against-facebook-instagram-pay-or-consent-model/

  41. Jak zreformować media publiczne? https://siecobywatelska.pl/jak-zreformowac-media-publiczne/

  42. “Pytamy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego m.in. o to, czy opinie, które wskazał minister Bartłomiej Sienkiewicz na portalu X, powstały na zlecenie ministerstwa. W odpowiedzi czytamy, że ,,dokumenty (...) znajdują się w dyspozycji poszczególnych spółek”.” https://pol.social/@Watchdog_Polska/111999316477748045

  43. Europejskie media pozywają Google. Wśród nich Agora. Chodzi o 1,9 mld euro https://next.gazeta.pl/next/7,151243,30747743,europejskie-media-pozywaja-google-wsrod-nich-agora-chodzi.html

Sztuczna inteligencja

#AI #SI #sztucznainteligencja

  1. Błąd automatu z przekąskami ujawnił, że stosuje rozpoznawanie twarzy. Polecam, mocne https://techspresso.cafe/2024/02/27/blad-automatu-z-przekaskami-ujawnil-ze-stosuje-rozpoznawanie-twarzy/

  2. “Wkrótce może nie być już miejsca na powierzchni Ziemi, gdzie ludzie nie byliby obserwowani.” https://netzpolitik.org/2024/albedo-space-jetzt-kommen-die-ueberwachungssatelliten-die-einzelne-personen-beobachten-koennen/

  3. Microsoft Copilot fabrykował cytaty z Putina o śmierci Nawalnego https://techspresso.cafe/2024/02/26/microsoft-copilot-fabrykowal-cytaty-z-putina-o-smierci-nawalnego/

  4. “Według sztucznej inteligencji, jeśli ktoś uprawia prestiżowy zawód, to zazwyczaj jest to mężczyzna – wynika z eksperymentu badaczy z Akademii Leona Koźmińskiego” https://infosec.exchange/@avolha/111997572027371194

  5. The Intercept i Raw Story wnoszą roszczenia dot. praw autorskich wobec OpenAI https://www.heise.de/news/Copyright-Klagen-gegen-OpenAI-von-The-Intercept-und-Raw-Story-9643107.html

  6. USA: chińskie samochody zagrożeniem dla bezpieczeństwa https://cyberdefence24.pl/cyberbezpieczenstwo/chinskie-auta-zagrozeniem-dla-bezpieczenstwa

  7. Naukowcy generowani przez sztuczną inteligencję w TikTok – czy to działa? https://wisskomm.social/@WisskommPortal/112013953366702890

  8. Microsoft wchodzi we współpracę z europejskim Mistral https://arstechnica.com/information-technology/2024/02/microsoft-faces-scrutiny-from-eu-after-partnership-with-openai-rival-mistral/ https://www.euractiv.com/section/artificial-intelligence/news/french-mps-voice-sovereignty-competition-concerns-after-microsoft-mistral-ai-deal/

  9. Nowa gra słowna bazująca na AI łączy palestyńskie dzieci z terroryzmem https://mastodon.art/@Eralea/112012449073925966

  10. “Badanie przeprowadzone przez Fundację Mozilla bada kwestię tego, w jaki sposób można oznaczać treści generowane przez sztuczną inteligencję. Naukowcy nie widzą prostego rozwiązania. Potrzebne jest raczej szerokie podejście, które uznaje sztuczną inteligencję nie tylko za technologię, ale za system społeczno-ekologiczny.” https://netzpolitik.org/2024/mozilla-studie-werkzeuge-gegen-die-deepfake-flut/

  11. Sztuczna inteligencja służy USA do identyfikowania celów dla ataków z powietrza https://techspresso.cafe/2024/02/28/sztuczna-inteligencja-sluzy-usa-do-identyfikowania-celow-dla-atakow-z-powietrza/

(Cyber)bezpieczeństwo

#cyberbezpieczenstwo

  1. Fakenews o likwidacji gmaila https://cyberdefence24.pl/technologie/google-wycofuje-gmail-to-fake-news

  2. Usłyszał dziwne dźwięki w pokoju dziecięcym. Kamera skanowała wszystko, łącznie z łóżeczkiem https://www.edziecko.pl/rodzice/7,79361,30734612,uslyszal-dziwne-dzwieki-w-pokoju-dzieciecym-kamera-skanowala.html

  3. USA: chińskie samochody zagrożeniem dla bezpieczeństwa https://cyberdefence24.pl/cyberbezpieczenstwo/chinskie-auta-zagrozeniem-dla-bezpieczenstwa

  4. USA: Plan Departamentu Energii dotyczący śledzenia wydobycia Bitcoinów wstrzymany przez sędziego https://arstechnica.com/tech-policy/2024/02/department-of-energys-plan-to-track-bitcoin-mining-put-on-hold-by-judge/

  5. Chiny. Prywatne firmy szpiegują na zlecenie rządu https://techspresso.cafe/2024/02/23/chiny-prywatne-firmy-szpieguja-na-zlecenie-rzadu/

  6. Ukraina odpiera ataki Rosji na sektor energetyczny https://cyberdefence24.pl/cyberbezpieczenstwo/ukraina-odpiera-ataki-rosji-na-sektor-energetyczny

  7. Generał: żyjemy w najbardziej niebezpiecznych czasach, jakie pamiętam https://techspresso.cafe/2024/02/26/general-zyjemy-w-najbardziej-niebezpiecznych-czasach-jakie-pamietam/

  8. Hackathon NATO. Polska bez wygranej, wysokie miejsce Ukrainy https://cyberdefence24.pl/cyberbezpieczenstwo/hackathon-nato-polska-bez-wygranej-wysokie-miejsce-ukrainy

  9. Rosja buduje narzędzie do automatycznej inwigilacji kont w mediach społecznościowych https://netzpolitik.org/2024/kreml-leaks-russland-will-millionen-accounts-in-sozialen-netzwerken-automatisch-ueberwachen/

  10. Atak na GitHub https://arstechnica.com/security/2024/02/github-besieged-by-millions-of-malicious-repositories-in-ongoing-attack/

  11. Weekendowa lektura zaufanej trzeciej strony https://zaufanatrzeciastrona.pl/post/weekendowa-lektura-odcinek-560-2024-02-23-bierzcie-i-czytajcie/

  12. USA: zakaz masowej sprzedaży danych do Chin i Rosji. Historyczny ruch Bidena https://cyberdefence24.pl/polityka-i-prawo/usa-zakaz-masowej-sprzedazy-danych-do-chin-i-rosji-historyczny-ruch-bidena

BigTechy i wolny internet

#BigTech #Meta #twitter

  1. Koniec sieci społecznościowych? https://www.economist.com/leaders/2024/02/01/the-end-of-the-social-network

  2. Dzięki publikacji skrajnie prawiocowych treści użytkownicy zyskują rozgłos w mediach społecznościowych https://netzpolitik.org/2024/breakpoint-wer-in-der-demokratie-schlaeft/

  3. Czy AI w pracy nad Gentoo będzie zakazane? https://pol.social/@mgorny/112004336735593163

  4. Pracowniczy pozew zbiorowy przeciwko Tesli https://arstechnica.com/tech-policy/2024/02/tesla-must-face-racism-class-action-from-6000-black-workers-judge-rules/

  5. Meta będzie zbierać o nas jeszcze więcej danych https://twitter.com/techspressocafe/status/1762853263953494096

Podcasty i video

#podcasty

  1. „Godna zaufania” sztuczna inteligencja w Firefoxie, walka marketingowa Biedronki z Lidlem – ICD Weekend 13 http://www.internet-czas-dzialac.pl/weekend-13/

  2. Okiem Watchdoga odc. 7 o sprawie Pablo Moralesa i Platformie Obywatelskiej, poufności w pracach zespołu ds. wzmocnienia ochrony lasów, odpowiedzi KPRM w sprawie notatek Marka Kuchcińskiego oraz rekrutacji do monitoringu wykorzystywania zasobów publicznych w kampanii wyborczej. https://pol.social/@Watchdog_Polska/111982533640010351

  3. Mateusz Chrobok – Pegasus contra Predator https://infosec.exchange/@avolha/111985884127053956

  4. Paulina Matysiak – Niejasności wokół problemów z pojazdami Impuls: kontynuacja rozmów https://www.youtube.com/watch?v=CDv_tLnpwVo

  5. Media społecznościowe mogą wpływać na zdrowie psychiczne, ale mają też pozytywne strony. Rozmowa z dr. Cezarym Żechowskim https://panoptykon.org/podcast-cezary-zechowski-social-media-a-depresja

  6. Podcast Demagoga o sztucznej inteligencji https://open.spotify.com/episode/4EPm0hBJZYaNUWfNaUaY27

Dobre wiadomości

#dobre

  1. Nie musisz się tłumaczyć obcym ludziom w internecie https://www.facebook.com/magda.bigaj/posts/pfbid02pib2uPwBLfyQnNf1zZb133pFwCAq76r4Dit1j4LKE3CC5VkYtbCY8GncNCXNj4M2l

  2. USA: zakaz masowej sprzedaży danych do Chin i Rosji. https://cyberdefence24.pl/polityka-i-prawo/usa-zakaz-masowej-sprzedazy-danych-do-chin-i-rosji-historyczny-ruch-bidena

  3. UODO już linkuje do Mastodona na swojej oficjalnej stronie (info dzięki tootowi https://101010.pl/@karma/112016357264405230 ) https://uodo.gov.pl/

  4. Parlament Europejski zagłosował za przyjęciem przepisów anty-SLAPP, żeby chronić ludzi zajmujących się dziennikarstwem i aktywizmem przed pozwami zastraszającymi https://netzpolitik.org/2024/gesetz-fuer-daphne-eu-parlament-stimmt-fuer-besseren-schutz-gegen-einschuechterungsklagen/

  5. Pracowniczy pozew zbiorowy przeciwko Tesli https://arstechnica.com/tech-policy/2024/02/tesla-must-face-racism-class-action-from-6000-black-workers-judge-rules/

  6. Parlament Europejski podjął decyzję o odebraniu wejściówek przedstawiciel(k)om firmy Amazon. https://netzpolitik.org/2024/zugaenge-eingezogen-amazon-lobbyistinnen-duerfen-nicht-mehr-ins-eu-parlament/

  7. Osiem organizacji należących do sieci Europejskiej Organizacji Konsumentów BEUC złożyło w czwartek (29 lutego) skargi do krajowych organów ochrony danych przeciwko modelowi “pay-or-ok” Facebooka i Instagrama. https://www.euractiv.com/section/data-privacy/news/consumer-groups-file-data-privacy-complaints-against-facebook-instagram-pay-or-consent-model/

  8. Watchdog Polska w sądach – w 2 przypadkach sąd przyznał im rację https://pol.social/@Watchdog_Polska/111981691222367331 https://pol.social/@Watchdog_Polska/112002274659907993

#prywatność #prasówka

Czy szkoły przestrzegają RODO? - część pierwsza

#RODO #szkoła #przedszkole #dane #prywatność #prawadziecka #prawaucznia #edziennik #nauczyciele #UODO #microsoft #facebook #komunikacja #komunikatory #rekrutacja #aplikacje #smartfony

Poniższy tekst ma charakter zarówno analizy, jak i publicystyki. Tak miał być. W niektórych miejscach mogą się zdarzyć uogólnienia – sorry, jeśli na takie traficie, nie bierzcie do siebie, widocznie tak bardziej pasowało stylistycznie lub podczas pisania umknęło mi jakieś “większość” czy “zazwyczaj”. Jeśli kogoś interesują suche fakty i paragrafy, bez odautorskich komentarzy i opinii – zapraszam na koniec tekstu (będzie w drugiej części, bo całość mi się nie zmieściła. A bloga założyłam, bo teksty nie mieściły mi się na szmerze...chyba się rozkręcam ;–)). Są tam źródła, z których korzystałam, można sobie samemu wszystko pozbierać, wyłuskać i wyrobić własną opinię. Jeśli natomiast ktoś wolałby publicystykę i nie rozumie, po co w tekście nudne dane czy paragrafy – no niestety, ale walcząc o przestrzeganie prawa warto te paragrafy znać, żeby móc się na nie powołać. Inaczej to tylko “ja mam swoje zdanie, pani swoje i proszę się już o zdjęcie dziecka na szkolnym fb nie czepiać”. Dodam jeszcze, że chociaż starałam się, by artykuł był rzetelny i pomocny – to zawodową prawniczką nie jestem i mogło mi coś umknąć – za co przepraszam i proszę o ewentualne uzupełnienia, uwagi czy korektę.

Tekst ma wstęp, zakończenie i 10 rozdziałów – jeśli czegoś z tego brakuje, to dlatego, że wciąż kombinuję, jak to technicznie opublikować ;–)

Wstęp

Rozpoczął się nowy rok szkolny. Stan polskiej oświaty jest alarmujący już od lat: niedofinansowanie, upolitycznienie, narzucanie religijnego charakteru, wielozmianowość, braki kadrowe – i w efekcie łatanie wakatów byle kim, przepełnione klasy, sfrustrowani i nieraz niekompetentni nauczyciele po jednej stronie oraz, także często, rodzice domagający się ocenozy i zgody na znęcanie się nad dziećmi, by te “nauczyły się życia” po drugiej. Do tego każdy kolejny polski minister edukacji bierze sobie chyba za cel, by zniszczyć ją jeszcze bardziej, niż poprzednik. Finalnie “nieprawomyślni” dyrektorzy i dyrektorki boją się o pracę, a gdy zostaną zastąpieni przez kogoś żyjącego lepiej z władzą – o pracę zaczynają bać się inni nauczyciele. Nauczyciele – pasjonaci, którzy mieli siłę pchać ten kaganek oświaty – nieraz przy oporze rodziców, innych pedagogów czy dyrekcji – mają dość, odpuszczają lub zmieniają zawód, tych mających siłę walczyć dalej jest coraz mniej. Rodzice – ci walczący o prawa swoich dzieci – dostają łatkę roszczeniowych. Przyklejaną im przez dyrekcję, grono pedagogiczne, czasami (chociaż mam wrażenie, że jednak coraz rzadziej) przez innych rodziców. Przykład nauczycielki, która została zwolniona z przedszkola, bo zgłosiła przemoc domową u jednego z podopiecznych (reszta kadry chciała się nie wtrącać i mieć święty spokój) jest dość wymowny. Przykład szkoły, która podała “roszczeniowego” rodzica do sądu twierdząc, że 10letnie dziecko jest zaniedbane, gdyż samodzielnie chodzi do szkoły – także.

Oliwy do ognia dolewają media i socialmedia. Niedawno czytałam w lokalnej prasie artykuł – szkoła zaniedbała zapewnienie pomocy uczniowi (z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego), w efekcie czego dziecko zrobiło krzywdę koleżance. Tytuł? Coś w stylu “szkoła sobie nie radzi”, “brakuje nauczycieli – dzieci cierpią”? Gdzie tam. “11latek terroryzuje szkołę”, bo dla “dziennikarza” nie ma różnicy między dzieckiem potrzebującym pomocy a kimś, kto porywa samolot, by nim wlecieć w wieżowiec. A jeśli jest, to lepiej się do tego nie przyznawać, bo wiarygodny i sensowy nagłówek nie będzie się tak dobrze klikać. Kolejny aspekt – socialmedia. Praktycznie pod każdym tekstem dot. problemów w polskiej edukacji wylewa się hejt na rodziców. Bynajmniej nie na tych, którzy domagają się apeli papieskich i szkolnych mszy, a o cudzą koszulkę z dynią czy Hello Kitty urządzają awanturę, bo im się “uczucia religijne” obraziły. A na tych, którzy walczą o prawa swoich dzieci, gdy szkoła je łamie, lub gdy chcąc uniknąć “dobrodziejstw” szkoły rejonowej wybierają dla swoich dzieci inne rozwiązania. Tradycyjnie obrywają “leniwe matki” – są leniwe, jeśli pracują zawodowo – więc nie poświęcają dość czasu, bo wychować dziecko do roli niewolnika dla jakiegoś randomowego frustrata z internetu; są też leniwe, gdy nie pracują zawodowo pomagając dziecku w nauce i nie zmuszając go do przebywania w przepełnionej świetlicy. Jeśli więc matka nie jest w stanie się rozdwoić czy roztroić, to jest “leniwą roszczeniową maDką” i nic z tą łatką nie zrobi. W tym roku, przez wzgląd na braki kadrowe, przedszkola mają być czynne krócej, więc problem się nasili. Btw – parę lat temu natknęłam się na forum dla tzw. “nauczycielek” (celowo w cudzysłowie) przedszkolnych narzekających, że dzieci przychodzące do przedszkola powinny być samodzielne, wyedukowane i zsocjalizowane, a autyzm i inne zaburzenia to wina rodziców chodzących po centrach handlowych. Wtedy miałam nadzieję, że będzie szło ku lepszemu, a takie stworzenia szybko pożegnają się z pracą w zawodzie. Jest wręcz przeciwnie – nauczycieli brakuje coraz bardziej, więc dyrekcje wybrzydzać nie będą, a rodzic, któremu się to nie podoba, jest co najwyżej roszczeniową madką...

Wielu rodziców woli odpuścić walkę z obawy, że placówka z zemsty pokaże im drzwi. O ile ze szkoły rejonowej trudniej ucznia usunąć, to pozostałe mogą już szukać jakiegoś bardziej oficjalnego pretekstu (argumentacja “bo roszczeniowy rodzic domagał się od nas, byśmy nie łamali prawa” może nie przejść w sądzie), ojcu czy matce mówiąc wprost, że na miejsce ich dziecka znajdzie się masa chętnych.

W świetle powyższego nie ma się co dziwić, że tak niewiele miejsca poświęca się tematyce ochrony danych osobowych w przedszkolach i szkołach. Z punktu widzenia mnogości problemów systemu edukacji prywatność staje się dobrem luksusowym, na które mało kogo stać. Teoretycznie dziecko ma prawo do jej ochrony – w praktyce dopilnowanie tego to otwieranie kolejnego frontu walki z przedszkolem czy szkołą, z niepewnym wynikiem.

To tak pokrótce, żeby wyjaśnić, dlaczego z przestrzeganiem RODO w polskiej oświacie bywa tak źle. A teraz – do konkretów.

Rozdział 1: Czym są dane osobowe?

Należałoby zacząć od podstaw, mianowicie tego, czym są dane osobowe.

Otóż – wbrew powszechnej opinii – dane osobowe to nie tylko imię i nazwisko. Wedle RODO (edit: podziękowania dla Adama Klimowskiego za zwrócenie uwagi na błędy w terminologii – wcześniej określiłam RODO mianem ustawy, zamiast rozporządzenia) “„dane osobowe” oznaczają informacje o zidentyfikowanej lub możliwej do zidentyfikowania osobie fizycznej („osobie, której dane dotyczą”); możliwa do zidentyfikowania osoba fizyczna to osoba, którą można bezpośrednio lub pośrednio zidentyfikować, w szczególności na podstawie identyfikatora takiego jak imię i nazwisko, numer identyfikacyjny, dane o lokalizacji, identyfikator internetowy lub jeden bądź kilka szczególnych czynników określających fizyczną, fizjologiczną, genetyczną, psychiczną, ekonomiczną, kulturową lub społeczną tożsamość osoby fizycznej” (RODO, art. 4 ust. 1). Innymi słowy, jeśli szkoła (tudzież podmiot z nią współpracujący) wykręca się w formie “ale nie łamiemy RODO, bo nie pytamy o imię i nazwisko”, tudzież “przetwarzamy dane jedynie w formie imienia i nazwiska” – to nieraz łamie prawo. Pierwszy przypadek dot. często pseudoanonimowych ankiet – gdzie wprawdzie nie trzeba podawać imienia i nazwiska, trzeba za to podać masę innych danych. A to już “jeden bądź kilka szczególnych czynników określających tożsamość osoby”. Niejednokrotnie wystarczy tutaj “uczeń klasy takiej a takiej, urodzony w roku...”. I to nie tylko problem szkół dla dorosłych, gdzie nieraz jest się jedynym osobnikiem z danego rocznika na danym kierunku i roku, ale także przypadek wielu uczniów i uczennic w szkołach podstawowych. Wystarczy, że dziecko jako jedyne poszło do szkoły wcześniej, zostało odroczone lub powtarza klasę i jego rok urodzenia będzie inny od pozostałych. Tudzież chłopiec i dziewczynka są jedynymi w swojej klasie dziećmi, które poszły do szkoły jako 6latki – a “anonimowe” badanie nakazuje podać rok urodzenia i płeć. Analogicznie z w drugim przypadku. Jeśli osoba prowadząca zdalne lekcje wymaga, by dziecko użyło platformy platformy do videostreamingu (np. microsoftowych teamsów) – to przekazuje znacznie więcej danych, niż imię i nazwisko. Jeśli nauczyciel lub nauczycielka nagra w szkole ucznia lub uczennicę i pokaże to nagranie czy to koleżance, czy przedstawicielowi firmy trzeciej – łamie RODO i nie na znaczenia, że dziewczyna na filmiku nie jest podpisana. Ważne, że można ją na tej podstawie zidentyfikować. Przy tekście “mam problem z pewną rudowłosą dziewczynką z mojej klasy” w momencie, gdy do danej klasy chodzi tylko jedna rudowłosa dziewczynka – podobnie.

A kiedy RODO nie ma zastosowania (edit: jak słusznie zauważył Tymoteusz Jóźwiak – niefortunne sformułowanie, bo RODO wciąż ma zastosowanie – chodziło mi o to, że rodzic nie można odmówić przekazania szkole imienia i nazwiska dziecka argumentując to ochroną danych przez RODO), mimo, że szkoły lub rodzice próbują się na nie powołać? W przypadku gromadzenia danych niezbędnych (kluczowe słowo – bo nie każda informacja, o którą nas tutaj proszą będzie niezbędna) w procesie rekrutacji czy realizacji obowiązku szkolnego – w pierwszym przypadku informacje są potrzebne, by – z logistycznego i technicznego punktu widzenia rekrutacja mogła się odbyć, a drugim przypadku dochodzi kwestia interesu publicznego, który takie przetwarzanie umożliwia (RODO art. 6 ust. 1b i 1e). I to działa w obie strony – szkoła nie może odmówić prowadzenia dziennika czy sprawdzenia obecności powołując się na ochronę danych osobowych.

Szkoły nie mogą się też zasłaniać RODO w momencie otrzymania zapytania, ilu uczniów zapisało się na szkolną katechezę. Nie chodzi bowiem i informację “kto”, a “ilu”, a to dane statystyczne, a nie osobowe (vide np. https://bip.um.wroc.pl/informacja-publiczna/48904/liczba-uczniow-uczeszczajacych-na-lekcje-religii-w-szkolach-podstawowych-i-ponadpodstawowych-we-wroclawiu-wniosek-740-2020, https://bip.lublin.eu/informacja-publiczna/wnioski-o-udostepnienie-informacji-publicznej/2020/389-wniosek-o-dostep-do-informacji-publicznej-dotyczacy-liczby-uczniow-uczeszczajacych-na-religie,1701,27834,2.html)

Rozdział 2: dlaczego warto przejmować się ochroną danych?

“Naprawdę myślisz, że kogokolwiek obchodzą Twoje dane/dane Twojego dziecka?”, “Po co utrudniać sobie życie?”, “nie mam nic do ukrycia – i nic przeciwko temu, by poświęcić moje dane w imię bezpieczeństwa” – można nieraz usłyszeć. Tymczasem, cytując klasyka, kto “Kto rezygnuje z wolności dla bezpieczeństwa, traci jedno i drugie” .

Tymczasem dane Polaków zgromadzone przez Google'a i Facebooka warte są 6 mld zł (https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/dane-polakow-na-facebooku-i-google-tyle-sa-warte/47t0gnn). Niezła cena jak na coś, co nikogo nie obchodzi. Innymi słowy – tak, dane Twojego dziecka obchodzą wiele osób. Niektórych – w celach stricte reklamowych. Marketingowcy już dawno odkryli, że na dzieciach i ich rodzicach da się zarobić, jeśli tylko przekona się ich, że dany produkt czy usługa są potrzebne “dla dobra dziecka”. A dane osobowe ułatwiają dostosowanie reklamy pod dziecko, by to następnie przekonało rodzica, że potrzebuje akurat konkretnego produktu firmy X czy Y. Nie dlatego, że dany produkt jest najlepszy czy niezbędny – a dlatego, że firmy zatrudniają specjalistów od manipulacji wiedzących, jak przekonać dziecko. Potem wokół produktu można zbudować całe imperium, od filmów po karty i figurki, a podczas kolejnych zakupów dziecko będzie usilnie namawiało, by zrobić je w konkretnym dyskoncie, bo akurat w takim programie lojalnościowym bierze udział szkoła.

Ale są też inne niebezpieczeństwa, z których nieraz nie zdajemy sobie sprawy. Dane osobowe to wiedza, a wiedza to władza. Jeśli dane naszego dziecko dostaną się w niepowołane ręce – mogą zostać wykorzystanie przeciwko niemu. A tutaj jest już całe spektrum: od pozbawionych złych intencji żartów czy plotek – które rozrastają się czyniąc z dziecka ofiarę wyśmiewania lub hejtu, przez wykorzystywanie informacji o dziecku przez służby, by grozić jego bliskim, po kradzieży wizerunku, tożsamości i przerabianie wizerunku dziecka (z pomocą AI) przez pedofilów.

A jak już jesteśmy przy służbach – możemy spotkać się z ich strony z różnymi dziwnymi groźbami czy sugestiami, że powinniśmy posiadać wiedzę, której nie posiadamy. “Bo jak to tak, to niemożliwe, że w rodzinie nie rozmawia się o pracy, że nauczycielka nie rozpowiada na prawo i lewo, że Zosia Iksińska z licealnej Ia miała w szkole zeszyt z symbolem Strajku Kobiet, a Karol Igrekowski z IVb jest osobą LGBT i w zaufaniu zwierzył się z tego wychowawczyni. I że mąż/matka/syn nauczycielki nic o tym nie wiedzą”.

Otóż nie. Mąż, matka czy syn nauczycielki nie są pracownikami szkoły. I nie tylko mogą pewnych rzeczy nie wiedzieć – a wręcz nie mają prawa uzyskać tych informacji. I dając się wciągnąć w różne machlojki służb i kłamiąc, że posiada się większą niż w rzeczywistości wiedzę na temat uczniów, można zaszkodzić bliskiej osobie. Nie ma nic nielegalnego w tym, że nauczycielka zna poglądy czy orientację seksualną swoich uczniów. Nikt jej za to nie skaże, bo nie ma za co. Można ją natomiast oskarżyć o nieprzestrzeganie RODO, gdyby okazało się, że wrażliwe danych uczniów i uczennic przekazała, bez ich zgody, komuś ze swojej rodziny.

Rozdział 3: Rekrutacja

Wedle prawa oświatowego (art 150 i 151) przy rekrutacji do szkoły czy przedszkola rodzic musi podać imię, nazwisko, datę urodzenia, nr PESEL, adres zamieszkania, w określonych przypadkach – dodatkowe dokumenty (dot. rozwodu, separacji lub zgonu rodzica, oświadczenie o samotnym wychowaniu dziecka czy o dochodach). I tyle.

Prawo nie wymaga podawania żadnych danych dot. stanu zdrowia, alergii, wyznania, zgody na umieszczanie zdjęć w socialmediach, danych osób upoważnionych do odbierania dziecka, danych pracodawcy, klientów czy kontrahentów....Wszystkie te informacje gromadzone już na etapie rekrutacji nie są niezbędne, by przyjąć dziecko do przedszkola – więc nie powinny być gromadzone. A już zwłaszcza pytania o stan zdrowia czy wyznanie, czyli o dane szczególnie wrażliwe, są niedozwolone (RODO, art. 9 ust.1). Dlaczego przedszkola pytają o to już na etapie rekrutacji? Bo chcą odsiać dzieci, które z jakiegoś względu odstawałyby od pozostałych. To dyskryminacja – już na etapie przedszkola. I to właśnie z myślą o m. in. takich sytuacjach powstało RODO – by tego typu praktyki utrudnić.

Jeśli zaś chodzi o listy przyjętych i nieprzyjętych – to zgodnie z prawem oświatowym placówka może stworzyć listę złożoną z imion i nazwisk i wywiesić ją w szkole czy przedszkolu. Ale umieszczanie jej na publicznej stronie internetowej nie ma pokrycia przepisach i jest nielegalne (za https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/ochrona-danych-osobowych-w-szkole--poradnik-uodo-i-men)

Rozdział 4: czy katecheta może mieć wgląd w dane ucznia?

Kolejny temat, ostatnio głośny. Szkolna religia i przymuszanie do niej, w taki czy inny sposób. Temat wałkowany chyba we wszystkich możliwych odmianach (w razie problemów w tym zakresie polecam https://wolnoscodreligii.pl/) – tyle, że uczniów chroni konstytucja, różne inne przepisy dot. wolności sumienia i wyznania, prawa dot. wychowania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami, rozporządzenie dot. organizacji religii w szkołach, prawo oświatowe...ale czy RODO? To już zależy...

Najczęstszym argumentem podnoszonym w kontekście danych osobowych jest udostępnianie katechecie danych dziecka niezapisanego na religię. Czy szkoła ma do tego prawo? Teoretycznie katecheta jest nauczycielem, ma więc prawo do obecności na radzie pedagogicznej, gdzie i tak dane dziecka padają. Nie oznacza to jednak, że ma mieć do nich dostęp podczas każdej katechezy. Czemu, nota bene, nieraz towarzyszy wypytywanie innych uczniów, czemu Iksiński nie chodzi na religię (a to już wymuszanie informacji dot. wyznania czy bezwyznaniowości, czyli bardziej chronionego rodzaju danych wrażliwych – RODO, art. 9 ust. 1). Po pierwsze – informacje o uczniu czy uczennicy z dziennika lekcyjnego są obszerniejsze niż te, z którymi pedagodzy stykają się podczas rady pedagogicznej. Po drugie – w dobie e-dzienników szkoły tworzą klasy wirtualne dla uczniów uczestniczących w poszczególnych lekcjach. Powstają więc klasy wirtualne dla przedmiotów obowiązkowych, w których uczestniczą wszyscy uczniowie i uczennice, w cudowny sposób da się stworzyć klasy wirtualne na WF, lektoraty z języków czy etykę – i uwzględniać na listach obecności tylko te osoby, których dane lekcje dotyczą, a w przypadku szkolnej katechezy nagle się nie da, administrator e-dziennika dostaje jakiegoś nagłego zaćmienia umysłu i ksiądz katecheta dostaje dane uczniów niezapisanych na religię. A następnie, przy nazwisku “winowajcy/winowajczyni” wpisuje sobie “nieobecny/a” lub “zwolniony”. Tutaj już wchodzi nie tylko kwestia RODO, ale zwyczajnego fałszowania dokumentacji. Dlaczego to problem? Chociażby dlatego, że w przypadku sytuacji nadzwyczajnych, jak np. pożar nie wiadomo, gdzie dokładnie i pod czyją opieką znajduje się dziecko. A próbę beztroskiego podejścia to kwestii “czy lista dzieci z e-dziennika i z sali jest zbieżna” mamy chociażby tutaj https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,30162452,ursus-osmioletnia-dziewczynka-zaginela-w-szkole-szukala-jej.html?

Coś, co zdecydowanie nie jest zgodne z RODO, to wymaganie w niektórych szkołach oświadczeń negatywnych (czyli “nie wyrażam zgody na udział w lekcjach religii”), czy to zawierających jedynie imię i nazwisko dziecka, czy dodatkowo powód niezapisania na katechezę, w celu... udostępnienia ich proboszczowi. To już raczej ten element “łatania byle kim” nie tylko etatów nauczycielskich, ale dyrektorskich, inaczej takiego zachowania wytłumaczyć nie potrafię. Kościół jest jaki jest. To, że czasami chce bezprawnie zbierać dane osobowe uczniów i uczennic to jedno – ale to nie oznacza, że szkoła ma im te dane udostępniać. Analogicznie jak nie oddaje się imion i nazwisk dzieci z danej szkoły imamowi, by miał porządek w papierach i sobie odnotował, jakie konkretne dziecko i z jakiej rodziny nie wyznaje islamu. A wymóg deklaracji negatywnych, tj. wymaganie od rodziców dzieci nigdy nie zapisanych na katechezę oświadczenia, że nie zgadzają się na uczestnictwo syna/córki w lekcjach religii mają podobny sens, co wymóg deklaracji, że syn/córka nie będą brać udziału w lekcjach w szkole rodzenia. Czyli mają związek albo z niekompetencją szkoły, albo – dodatkowo – z fanatyzmem osób ją prowadzących. W kontekście wynoszenia danych uczniów ze szkoły i przekazywania ich dalej – czy to na parafię, czy to do szkoły rodzenia, czy na dowolne zajęcia nadprogramowe, w który dziecko nie bierze udziału – mamy do czynienia z bezprawnym naruszeniem danych (RODO Art. 6 ust. 1). I w momencie, gdy zwykłe zwrócenie uwagi nie pomoże, warto zainteresować sprawą Urząd Ochrony Danych Osobowych.

Szczytem jest już świadome udostępnianie danych kontaktowych rodziców katechecie – by ten przekonał ich do zmiany zdania albo bieganie za rodzicem z prośbą i groźbą o pisemne wyjaśnienie dla księdza, argumentując wprost “bo proboszcz prosi, bo musi mieć porządek w papierach”. Tego typu sytuacji nie da się już wytłumaczyć niekompetencją i nieznajomością przepisów – do tego potrzeba złej woli i braku elementarnej przyzwoitości. Jakoś nigdy nie słyszałam, by jakikolwiek dyrektor zaprzyjaźniony z mułłą czy rabinem urządzał podobne cyrki i przekazywał (już nie wnikając, czy w formie przyjacielskiego prezentu, czy sprzedaży towaru) mu dane swoich uczniów czy ich rodziców.

Rozdział 5: RODO, Microsoft i zdalne nauczanie

Problem dla jednych oczywisty – Microsoft to amerykańska, a więc pozaunijna firma gromadząca masę dodatkowych danych użytkowniczek i użytkowników. Inni, zwłaszcza ci bardziej eurosceptyczni i proamerykańscy nie widzą problemu. Oglądając wpisy na twitterze polityków partii rządzącej, także tych odpowiedzialnych za cyfryzację, miałam nieraz problem z rozpoznaniem, kto bardziej lobbuje na rzecz amerykańskich korporacji – przedstawiciele BigTechów, czy polscy politycy. W tym kontekście nie dziwi fakt, że w poradniku UODO dla szkół, przedstawiającym 18 szczegółowych zagadnień dot. ochrony danych osobowych, kwestia korporacyjnego oprogramowania nawet nie wypłynęła. A jaki jest problem z Microsoftem w szkołach i dlaczego powinniśmy się tym przejmować?

Po pierwsze dlatego, że przyzwyczaja uczniów do korzystania z produktów jednej firmy. To trochę jak z religią w wielu rodzinach – dziecko dostaje chrzest, bo tak trzeba, potem idzie do komunii, bo wszyscy idą, potem bierze ślub kościelny, bo ładny kościółek, biała sukienka i wprawdzie z nauką instytucji nie do końca po drodze i wysiłek intelektualny włożony w “ale zaraz, nie zgadzam się z nauką kościoła, ślub mogę wziąć, gdzie chcę” byłby równie uciążliwy co “ale zaraz, nie muszę używać MS Office, są inne pakiety biurowe” – to jednak siła przyzwyczajenia i presja społeczna robią swoje.

Po drugie – dane. Microsoft zbiera ich takie ilości, że dwukrotnie zdobył Big Brother Award (https://writefreely.pl/didleth/microsoft-otrzymuje-big-brother-award) – antynagrodę przyznawaną za inwigilację i naruszenie danych. Takie zachowanie budzi zaniepokojenie nie tylko wśród zwykłych obywateli, ale także wśród urzędników (nie polskich, bo w Polsce lobbing dużych firm technologicznych jest duży, a zasoby organizacji walczących o prawo do prywatności czy cyfrowe prawa obywatelskie – małe), np. https://gdpr.pl/czy-microsoft-365-jest-bezpiecznym-narzedziem. Firma nie ujawnia, jakie dokładnie dane gromadzi, w jakim celu je przetwarza, ponadto wysyła je do USA – gdzie poziom ich ochrony jest znacznie niższy, niż w UE. Przed ETS od lat toczą się spory między Europejczykami a Stanami Zjednoczonymi, dot. właśnie ochrony danych osobowych obywateli Europy.

A co firma może zrobić z danymi i dlaczego powinno nas obchodzić, że Meta (właściciel Facebooka, Instagrama i Whatsappa), Google czy inne firmy posiadają nasze dane? Ponieważ dzięki temu są nie tylko w stanie zgromadzić nadmiarowe informacje o naszych preferencjach czy zachowaniach, bynajmniej nie będące niezbędnymi do wykonania usługi (jest to tzw. nadwyżka behawioralna) i sprzedać je reklamodawcom, ale też na ich podstawie przewidzieć nasze przyszłe działania. A w związku z tym – przygotować reklamy i usługi mające na celu wywołać konkretne czynności z naszej strony. Nie chodzi już o to, żeby wrzucić nam reklamę z kategorii, która nas potencjalnie interesuje – ale by tworzyć w nas potrzeby, których wcześniej byśmy nie mieli i kształtować konkretne zachowania na zlecenie reklamodawców. A to szczególnie groźne.

Ten sam dylemat dotyczy więc nie tylko Microsoftu, ale także usług Google'a, Facebooka czy Amazona. Nie dodaję do tej listy produktów Apple'a – gdyż prozaicznie są poza zasięgiem finansowym większości polskich placówek.

Tymczasem nauczyciele nie znają alternatyw – więc wymagają korporacyjnych rozwiązań. Podczas zdalnego nauczania powszechne było wymaganie od uczniów zainstalowania Teamsów, Zooma, Messengera czy różnorakich komunikatorów. Często w formie “każdy nauczyciel wymaga innego, a dziecko niech je upchnie na komputerze obok programów używanych przez rodziców i rodzeństwo”. Dotyczy to także szkół, które miały możliwość skorzystania z innych rozwiązań, ale wolały tego nie robić. W pozostałych przypadkach zwyciężyła wygoda i skorzystanie z oprogramowania, które było wprawdzie nie tańsze (bo nasze dane mają sporą wartość), ale jednak łatwiej dostępne.

Ale opisywany problem sięga dużo dalej, niż zdalne nauczanie. To, także pozapandemiczna, codzienność polskich szkół. Szkolne i przedszkolne fanpage w socialmediach, o których napiszę w dalszej części artykułu. Grupy w socialmediach (nie wszystkie podlegające pod RODO, bo czym innym będzie taka założona przez samych uczniów, a czym innym taka, na której nauczyciele omawiają między sobą szczegółowo problem Stasia Iksińskiego). Komunikatory – nieraz nauczyciel(ka) wprost przyznaje, że z uczniami komunikuje się przez Messengera, bo tak jest im najwygodniej, on(a) zaś wie, że wtedy młodzież wiadomości odczyta. Tyle, że nikt nie ma obowiązku używać Facebooka czy instalować Messengera i w momencie, gdy jest nacisk na skorzystanie z tej formy komunikacji zarówno uczniowie, jak i nauczyciele czują presję, by jednak wziąć udział w karmieniu korporacji. Także w tych obszarach, w których dotąd tego nie robili. Nawet, jeśli szkoła ma e-dziennik, rodzice nieraz są przez samych nauczycieli proszeni o zainstalowanie Whatsup'a, o przypomnienie czegoś przez Messengera. Czasami dyrektor próbuje zdyscyplinować pracowników i przekonać, by przynajmniej nie nadużywali komunikatorów w kontaktach z rodzicami – ale to jak głos wołającego na pustyni. W oświacie jest kryzys, prywatność to nie priorytet. Do tego dochodzą jeszcze kosztowne prezenty od sponsorów. A to czytniki e-booków od Amazona, a to okulary do wirtualnej rzeczywistości od Mety. Kusi, by rzucić kamieniem i napisać coś o nauczycielach czy dyrektorach, dla których dobro sponsora jest ważniejsze od dobra ucznia. Ale nic nie jest czarno-białe.

Pamiętam ze swoich czasów szkolnych sytuacje, gdy do szkoły wchodziła jakaś prywatna firma – a to producent pasty do zębów prowadził warsztaty z higieny jamy ustnej dorzucając przy okazji próbki swojej pasty i tłumacząc, dlaczego powinniśmy używać właśnie tej, a to producent podpasek w podobnym tonie prowadził zajęcia dla dziewcząt, a to ktoś z banku oferował otworzenie młodzieżowego konta – oczywiście u nich – wymagając comiesięcznych wpływów, o których nikomu w naszej klasie się wtedy nie śniło. A zindoktrynowane wcześniej przez przedstawicieli tych firm nauczycielki grzmiały groźnie, żebyśmy z tych usług skorzystali. Wzmacniały przekaz własnym autorytetem, będąc zapewne wdzięcznymi marketingowcom, że wybrali akurat naszą szkołę i przekonanymi, że szansa, jaka nam się trafiła, jest wyjątkowa. Nie miały pojęcia, że zostały zwyczajnie wykorzystane przez prywatne podmioty w celach marketingowych. Teraz obserwuję dokładnie ten sam mechanizm – tyle, że osobami próbującymi wpłynąć na dzieci za pośrednictwem szkół są ludzie znacznie potężniejsi, niż ci produkujący pasty do zębów. Nauczyciel nieraz nie zna innych rozwiązań, niż korporacyjne – analogicznie jak naszym rodzicom nie przyszło by do głowy, by podważać dogmaty kościoła, postawić się księdzu i nie ochrzcić dziecka. Bo to znali, bo tak zostali wychowani, bo – uwzględniając doświadczenia epoki PRLu – kościół kojarzył im się ze zmianą na lepsze. I współcześni rodzice czy nauczyciele z równą pobożnością podchodzą do produktów Microsoftu. Zdarzało mi się mieć styczność z rodzicami, niby postępowymi i nowoczesnymi, którzy paragrafami dot. świeckiego państwa sypali jak z rękawa, uświadamiając pod tym względem szkołę czy innych rodziców – i którzy jednocześnie na rodziców walczących o prywatność swoich dzieci reagowali z większą nienawiścią, niż ultrakatolicki rodzic grzmiący o satanizacji dzieci poprzez urządzanie Halloween. Smutne, ale prawdziwe.

Kiedy więc przeciętny nauczyciel w małej wiejskiej szkole, nieraz łatający etaty po innych szkołach, używający MS Office bo wszyscy używają i nie mający wiedzy w zakresie otwartego oprogramowania, bo nikt mu jej nie przekazał, dostanie do dyspozycji komputery naszpikowane szpiegowskim oprogramowaniem czy nowoczesne cyfrowe okulary – będzie się cieszył, że jego uczniowie mają w ogóle styczność z nowoczesną technologią. Prywatność z jednej strony stanowi prawo podstawowe każdego obywatela, w tym dziecka (i może zwłaszcza dziecka powinno dotyczyć), a z drugiej – towar luksusowy. Nieraz jedyny, jakim dysponuje niedofinansowana szkoła. Więc wymieniają go za wiedzę i technologię, płacąc barterem.

Jako państwo jesteśmy cyfrową kolonią. Z punktu widzenia rządzących polityków, ale nieraz też nauczycieli dzieci powinny cieszyć się z tych gromadzących dane nowoczesnych paciorków, bo kolonialista paciorki rozdaje, a bez tego rozdawania dzieci paciorków by w ogóle nie miały. I chociaż ich suwerenność by na tym zyskała, to trudniej byłoby im się odnaleźć w skolonializowanej rzeczywistości.

I o ile można zrozumieć, że ktoś prosi uczniów o skorzystanie z konkretnego oprogramowania, bo innego nie zna – to już łamania praw podstawowych, gdy uczeń/rodzic odmawia, zrozumieć nie można. Jeśli chcemy od małego uczyć dzieci, że “nie znaczy nie” – by wyrosły na empatycznych i asertywnych dorosłych, to wypadałoby w podobny sposób podchodzić do “nie” wyrażonego przez ucznia. W momencie gdy uczeń (lub jego rodzic) nie chce, by jego prywatność została naruszona, jego dane – zabrane i wykorzystane w niewiadomych celach, lub gdy przynajmniej chce zminimalizować to ryzyko. Na szczęście część nauczycieli potrafiła to uszanować. W trakcie zdalnego nauczania oferowali alternatywne formy zaliczenia przedmiotu, pozwalali, by dziecko miało wyłączoną kamerkę (btw – wbrew temu, co sugerują niektórzy – funkcja zamazywania tła nie wszędzie i nie zawsze działa, a w USA były już przypadki, że uczniowie dostali laptopy a następnie szkoła, używając zainstalowanych tam kamerek zgłaszała się do uczniów z pretensjami odnośnie tego, co robią i mówią prywatnie w swoich pokojach). Niestety – nie dotyczy to wszystkich, część pedagogów ze szpiegowania prywatności swoich uczniów uczyniła misję. Czy to w bliżej nieznanych celach, czy tylko w ramach nakarmienia korporacji, czy gorzej – w imię “jak uczeń będzie mieć dziwną minę i koledzy wrzucą filmik na YT czy Tik Toka, żeby się pośmiać, to ich ofiara zmężnieje i nauczy się życia”. Co jakiś czas pojawiają się doniesienia o katechetce czy innym pracowniku szkoły, który siłą, za rękę czy ucho, zaciąga dziecko na lekcje religii. I zawsze podnoszą się wtedy słuszne głosy oburzenia. Warto, by analogiczne podnosiły się w przypadku zmuszania dziecka do zajęć przez Teamsy czy Zooma. W przypadku dziecka zabranego siłą na katechezę – fizyczny siniak zagoi się szybko, nie będzie po nim śladu, a rodzic może przedsięwziąć stosowne kroki. Cyfrowy ślad zostaje na dłużej. Jeśli zdjęcie lub video przedstawiające ucznia w niekomfortowej dla niego sytuacji trafi na socialmedia to nawet, jeśli rodzic zainterweniuje w szkole, treści z internetu tak szybko nie znikną. Mogą w nim żyć własnym życiem przez lata.

A jak na to wszystko reaguje państwo? Pozornie wydawałoby się, że będzie jak z lekcjami religii. Tj. – są uprzywilejowane, szkoła często je narzuca, nieraz (na ile legalnie to osobna kwestia) stawia niekatolickie dzieci w niekomfortowej sytuacji – wymagając nielegalnych oświadczeń, kombinując, jak tu przemycić religijne treści na innych przedmiotach (np. modlitwa przed matematyką), zmuszając do siedzenia na korytarzu czy w szatni. Jednak rodzic wciąż ma narzędzia prawne, by – nawet najbardziej ureligijnionemu dyrektorowi – uniemożliwić zmuszenie dziecka do udziału w praktykach religijnych. I niejeden rodzic miał nadzieję, że także w przypadku przekazywania danych dziecka korporacji wystarczająco zdeterminowany opiekun będzie w stanie dziecko wybronić. W tym założeniu nie uwzględniliśmy jednego: jesteśmy cyfrową kolonią. A polski rząd dba o dominację amerykańskich korporacji w jeszcze większym stopniu, niż o dominację kościoła. Dlatego Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł (II SA/Wa 2259/21 – Wyrok WSA w Warszawie) https://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/461657CD16 orzekł, że przekazywanie firmie Microsoft danych dziecka, wbrew woli jego opiekunów prawnych, nie narusza RODO i że tym samym Microsoft jest uprawniony do przetwarzania danych polskich obywateli nawet wbrew ich woli. Dlaczego? “Nie ulega wątpliwości, że powyższe warunki zostały w niniejszej sprawie spełnione, albowiem wybór przez Szkołę platformy MS Teams prowadzonej przez profesjonalny podmiot, jakim jest renomowana Microsoft Corporation [...], z całą pewnością gwarantuje stosowanie przez podmiot przetwarzający środków organizacyjnych i technicznych, o których mowa w art. 28 ust. 1 RODO”. Tłumacząc z prawniczego na język bardziej zrozumiały: skoro Microsoft jest “profesjonalną” i “renomowaną” firmą, to nie ma co nawet podejrzewać jej o łamanie RODO. Cóż, swego czasu rządowe media ujawniły dane ofiary pedofila (https://tvn24.pl/polska/nie-zyje-syn-poslanki-magdaleny-filiks-rzadowe-media-ujawnily-informacje-o-ofierze-pedofila-tvp-probuje-zrzucac-odpowiedzialnosc-na-posla-po-pawla-borysa-6809460) i też nie poniosły konsekwencji. W środowiskach rządzących mają przecież opinię profesjonalnych i renomowanych.

Kraje kolonialne wprawdzie miały w pewnym stopniu prawo do zachowania własnych zwyczajów, w pewnym stopniu do indywidualnego systemu prawnego – ale nie mogły one być sprzeczne z interesem kolonialisty i generalnie nie dziwi fakt, że sąd w kraju kolonialnym orzeka na rzecz góry/mocodawców, zamiast na rzecz własnych obywateli. Nie dziwi – ale bulwersować wciąż może.

Część druga: https://writefreely.pl/didleth/rozdzial-10-sportowe-talenty