Czy szkoły przestrzegają RODO? - część druga

część pierwsza artykułu: https://writefreely.pl/didleth/czy-szkoly-przestrzegaja-rodo

Rozdział 6: udostępnianie informacji o dziecku osobom i podmiotom trzecim

Teoretycznie i na mocy prawa poza pracownikami szkoły dostęp do informacji o dziecku powinni mieć jedynie jego opiekunowie prawni. W praktyce – różnie bywa.

W tym przypadku RODO łamane jest najczęściej nieświadomie, zwykle w dobrych intencjach, jeśli w złych – to też jako środek do celu, a nie cel sam w sobie. Do drugiego przypadku zaliczają się sytuacje, w której uprzedzony pracownik lub pracownica szkoły wynosi dane wrażliwe ucznia, konsultuje je ze znajomym “fachowcem”, by następnie wrócić z krzywdzącym komunikatem zwrotnym. To może być zarówno osoba ucząca biologii głosząca seksistowskie teksty po konsultacji ze znajomym socjologiem lub ginekologiem z kółka różańcowego, może być też wychowawca lub wychowawczyni z pierwszej klasy podstawówki, któremu (lub której) nie chce się realizować zaleceń orzeczenia z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, więc szuka po znajomych psychiatry czy psychologa, który stwierdzi, że dane zaburzenie nie istnieje. W tego typu sytuacjach warto od razu zainterweniować u szkolnej dyrekcji, która – nawet, jeśli na wiele szkolnych patologii oko przymyka – to w tak skrajnych przypadkach jednak zainterweniuje. A jeśli nie – to pozostaje skarga wyżej.

A jak wyglądają te przypadki w dobrej wierze? Tutaj też mamy całe spektrum sytuacji. Informacje o dziecku szkoła rozdaje członkom i członkiniom jego rodziny, sąsiadom i sąsiadkom, bliskim czy znajomym nauczycieli, różnym firmom i organizacjom oferującym zajęcia czy produkty dla dzieci, jest też ryzyko udzielania ich osobom całkowicie obcym i mającym złe intencje – w momencie, gdy ktoś telefonicznie podszyje się pod rodzica.

I uprzedzając “no już bez przesady, co jest złego w przekazaniu danych rodzinie, po co utrudniać życie sobie i innym?” – wyjaśniam. Owszem, takie działanie rzeczywiście często ułatwia życie. Nie trzeba się osobiście fatygować w dane miejsce, wypełniać dodatkowych dokumentów, można za to zacieśnić więzy społeczne wyświadczając sobie wzajemne przysługi. Tyle, że każdy kij ma dwa końce. Pół biedy, jeśli złamanie RODO odbywa się za obopólną, chociaż niewyrażoną zgodą – na konsultacje z rodzicami zamiast matki przyjdzie ciocia, ale nauczyciel wie, że panie są w dobrych kontaktach i i tak dzielą się takimi informacjami. Gorzej, jeśli nauczyciel jedynie założy, że przecież to rodzina, więc co szkodzi podzielić się informacjami, albo że przecież to sąsiadka, więc można za jej pośrednictwem przekazać dokumentację medyczną. Tudzież nawet nie sprawdzi, z kim ma do czynienia i uwierzy na słowo mamie Amelki, że tata Dominiki prosił o przekazywanie danych na taki i taki adres. Relacje w rodzinach czy w sąsiedztwie bywają różne. Od serdecznych, po chłodne, przez konfliktowe. Relacje między rodzicami także – nie polegałabym na ustnej prośbie, jeśli jeden z rodziców poprosi o przekazanie danych dziecka jego nowemu partnerowi lub partnerce. Sytuacje typu “szkoła, bez wcześniejszej konsultacji z rodzicami, wydaje dziecko wujkowi, bo wujek zna imię, nazwisko i ma zdjęcie dziecka” komentować tutaj nie będę, bo to już grubsze paragrafy, niż RODO.

Osobna kwestia to uczniowie pełnoletni i studenci – tutaj dzieją się historie, z których Bareja stworzyłby serial. Ale tu już lepsi i bardziej obeznani w temacie ode mnie już się wypowiedzieli. Odsyłam więc do tekstu Daniela Sjargi “Czy uczeń pełnoletni powinien móc zastrzec dostęp do swoich ocen?” https://raport.sus.org.pl/ebook.pdf.

Studenci teoretycznie powinni mieć łatwiej, ale że niektórym koncepcja władzy rodzicielskiej weszła za mocno...Tekst jest o szkołach, a nie uczelniach, więc rozpisywać się nie będę, ale nadmienię krótko: jeśli zobaczycie, że gdzieś w dziekanacie rodzic żebrze o przyjęcie jego dziecka na studia lub zaliczenie semestru, jakaś uczelnia prosi o zgodę rodzica, by ich dwudziestoparoletnie dziecko mogło zamieszkać w pokoju z osobą płci przeciwnej, nakazuje, by rodzic podpisał zgodę na wyjazd naukowy – reagujcie, bo to nie jest normalne.

To tyle, jeśli chodzi o łamanie RODO poprzez przekazywanie danych ludziom z otoczenia ucznia. A co z otoczeniem nauczyciela? Nie oszukujmy się – praca nauczyciela jest ciężka, niewdzięczna, niskoopłacana – a chęć wyżalenia się jest naturalną ludzką potrzebą. Dodatkowo fotel we własnym pokoju zwykle jest jednak wygodniejszy i bardziej ergonomiczny od szkolnego krzesła, w domu czeka masa obowiązków, które same się nie wypełnią, a że nikt dotąd nie oferował nauczycielom służbowego telefonu czy służbowego laptopa...

Nie przeskoczymy ani poczty pantoflowej, ani zabierania pracy do domu. Przy całej mojej niechęci do rządu PiS i do Microsoftu cieszy mnie propozycja sfinansowania nauczycielom laptopów, bo to mimo wszystko mniejsze zło, niż używanie przez nich w celach zawodowych prywatnego sprzętu, nieraz ze starym, nieaktualizowanym i niewspieranym już oprogramowaniem, do którego dostęp ma reszta domowników. A nie oszukujmy się – tak to nieraz wyglądało (i obawiam się, że w pewnym miejscach wciąż wygląda). Odnośnie poczty pantoflowej możemy jedynie uwrażliwić znajomych nauczycieli na kwestie ochrony danych osobowych i uprzytomnić, że skoro nauczycielka nie chciałaby, by pani z przedszkola opowiadała znajomym, jaką histerię o wyjście z placu zabaw urządziła “ ta Dorotka Cetowska, córka tej Agnieszki Cetowskiej, co uczy w “Jedynce”, niby taka pedagożka, a dziecka nie umiała wychować”, to może raczenie rozmówców historią o tym, jak “Antoś Efowski rzucił dziś plecakiem, rodzice powinni go zdiagnozować, ale to idioci i nie chcą” niekoniecznie jest dobrym pomysłem...Więcej, obawiam się, nie zrobimy.

I jeszcze jedna sprawa w tym rozdziale, zazębiająca się trochę z pozostałymi częściami artykułu. Przekazywanie danych uczniów różnym firmom prywatnym czy organizacjom. Tutaj też niekoniecznie ze złym zamiarem. Ot, przychodzi pan, oferuje tanie zdjęcia – a przecież dzieci tak słodko wychodzą na zdjęciach, śliczna pamiątka będzie. Przychodzi pani prowadząca warsztaty z lego – a przecież lego jest takie rozwijające. Do szkoły zgłasza się firma medyczna oferująca badania za półdarmo – super, przecież na NFZ się tak długo czeka, jak szkoła odmówi – to jeszcze pojawią się głosy czy nagonka w prasie, że uniemożliwiła uczniom dostęp do tanich badań. Lokalny klub sportowy chce w naszej szkole łowić talenty, proponuje lekcję próbną – grzechem byłoby nie skorzystać i przy fali otyłości wśród młodzieży zmarnować szansę na zachęcenie jej do sportu. Intencje są więc zwykle dobre. Umyka szerszy kontekst problemu.

Po pierwsze – rodzi się pytanie, dlaczego powinno się skorzystać z usług akurat tej, a nie innej firmy. Firma z lepszym marketingiem ma po prostu lepszy marketing, a nie jakość usług. Plus czasami ktoś w jej szeregach ma znajomości w danej szkole czy organie ją prowadzącym i w związku z tym dostaje na wejściu otwarte drzwi, podczas gdy konkurencja dostaje bana. A że szkoła firmuje dane usługi, a podczas darmowych zajęć pokazowych powstaje presja rówieśnicza – rodzice chętniej sięgają po pieniądze. Ci, którzy je mają. Tym mniej zamożnym pozostaje albo zaciąganie chwilówek i popadanie w spiralę długów, albo odmówienie dziecku zajęć, na które wszyscy jego koledzy chodzą. Marketing, który działa na uczniów i ich rodziców, działa też na kadrę szkoły. Przepracowany dyrektor usłyszy więc o tym, jak to dane badania są “potrzebne” i “za (pół)darmo” – ale już nie zawsze sprawdzi, kto dokładnie za nimi stoi, czy dzieciaki rzeczywiście ich potrzebują, czy nie chodzi po prostu o naciągnięcie szkoły i rodziców na medycznego bubla czy promocję pseudonauki.

Po drugie mamy w ostatnich latach plagę usług gromadzących dodatkowe dane osobowe. Zgodnie z 5 i 6 art. RODO dane mogą być zbierane i przetwarzane w ściśle określonych celach. Przedsiębiorcy upodobali sobie szczególnie określenie “prawnie uzasadniony interes” – i ładują tam wszystko. Czym jest prawnie uzasadniony interes? Tutaj znów odsyłam do mądrzejszych ode mnie – i artykułu oraz podcastu Internet Czas Działać (https://www.internet-czas-dzialac.pl/czym-jest-uzasadniony-interes-administratora-icd-express-2/). Ale chodzi generalnie o to, że przetwarzanie danych jest niezbędne do realizacji celu. I jeśli zgłębi się polityki prywatności powstających jak grzyby po deszczu inicjatyw uderzających do szkół z ofertą edukacyjną – to okazuje się, że cel jest głównie promocyjny czy marketingowy. Powstaje więc pytanie – czy głównym celem klubu prowadzącego lekcje gry w piłkę czy szkoły językowej oferującej zajęcia dla dzieci powinna być nauka sportu i języka obcego, czy też tworzenie reklam?

I to nie jest tak, że większość ofert jest ok, trzeba je po prostu przejrzeć, wyselekcjonować i generalnie uważać. Przeglądając różnego rodzaju oferty w ciągu ostatnich 5 czy 7 lat nie wiem, czy natrafiłam na CHOCIAŻ JEDNĄ, która nie zawierałaby tej klauzuli. Przy czym w części była to zgoda obowiązkowa – albo się zgadzasz, albo dziękujemy za współpracę, w części teoretycznie dobrowolna...Tylko jeśli podpisuję umowę z jakąś firmą to zwracam uwagę, jakie zgody zaznaczam i co podpisuję. A w przypadku zajęć prowadzonych za pośrednictwem szkoły skąd rodzic ma wiedzieć, jakie zgody zaznaczyła szkoła?

Kojarzycie powiedzenie “jeśli coś jest za darmo, to Ty jesteś towarem”? To niestety wyidealizowany obraz rzeczywistości. Na obecnym etapie jesteś co najwyżej dostarczycielem surowców, którymi są Twoje dane, czy – w przypadku szkoły – dane Twojego dziecka (zainteresowanych odsyłam do książki “Wiek kapitalizmu inwigilacji” Shoshany Zuboff, krótka informacja o tym, do czego firmy wykorzystują dane jest też w rozdziale o Microsofcie w tym artykule). I jeszcze musisz za to dodatkowo zapłacić. Swego czasu pewna firma fotograficzna weszła do szkoły z ofertą wykonania zdjęć. Porobiła dzieciakom zdjęcia – zdjęcia rzeczywiście przepiękne, jakby rodzic chciał zrobić takie same u lokalnego fotografa to nawet za grube pieniądze nie dał by rady – sesja była tematyczna, przedsiębiorca dostarczył gustowne rekwizyty itp. Po wszystkim rodzicom rozdano pisma dot. RODO z prośbą o wyrażenie zgody. Wydawałoby się – idealnie, wreszcie ktoś pyta rodziców o zgodę, a nie rodzic dowiaduje się od jakiejś kuzynki czy kolegi z pracy, że zdjęcie jego dziecka bangla sobie radośnie po internecie. W czym więc problem? Ano w tym, że po pierwsze zdjęcia, pokryte wprawdzie gęstą siatką znaków wodnych, ale bez problemu umożliwiające identyfikacje, wylądowały na jakże “profesjonalnej” stronie “zaszyfrowane” końcówką adresu url hasłem, żeby nie zdradzić szczegółów, wymagającym zaawansowanych umiejętności hakerskich na poziomie “ile lat muszę się uczyć, by wpaść na hasło admin/admin1?” Po drugie – zgoda (której, nie oszukujmy się, wielu przed podpisaniem nawet nie przeczyta w imię “znowu UE jakąś papierkologię wymyśliła”) sprowadzała się do “możesz kupić zdjęcie za dużo pieniądze I zgodzić się na jego wykorzystanie przez naszą firmę w celach marketingowych”. Rozumiecie? “I”, nie “ALBO”. To nie było “albo płacisz pieniędzmi, albo twój dzieciak będzie naszą reklamą”. To było “zapłać nam za to, żebyśmy mogli wykorzystać zdjęcie twojego dziecka na naszej stronie i ulotkach”.

Rozdział 7: komunikacja z rodzicami

Kolejna kwestia, wokół której narosła masa mitów. Czy szkoła może stworzyć dziennik i umieścić w nim dane uczniów? Może, a nawet – zgodnie z odrębnymi przepisami (https://wartowiedziec.pl/edukacja-kultura-i-sport/55693-e-dziennik-a-zgoda-rodzica-na-przetwarzanie-danych-osobowych) – musi. W tym przypadku “przetwarzanie jest niezbędne do wypełnienia obowiązku prawnego ciążącego na administratorze” (RODO Art. 6 ust 1c). A prowadzenie dokumentacji przedszkolnej i szkolnej regulują odrębne przepisy (https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170001646/O/D20171646.pdf). Zainteresowani mogą sobie przeczytać, ale na bazie tego rozporządzenia (rzuca się w oczy, że wcześniejszego, niż wejście w życie RODO) szkoła może wymagać i gromadzić takie dane, jak PESEL, imię, nazwisko, data urodzenia, adres, imiona i nazwiska rodziców, ich adresy, a także – numery telefonów i adresów e-mail z zastrzeżeniem – uwaga – “jeżeli je posiadają” (paragraf 10 punkt 2 wspomnianego rozporządzenia). Tyle. Zwróćmy więc uwagę na to, czego w przedstawionym rozporządzeniu nie ma. A nie ma wymogu, aby rodzic podawał dokładne informacje dotyczące swojej pracy, pracodawcy czy rozkładu dnia, aby zmienił telefon na taki z bardziej szpiegującym systemem operacyjnym, bo tylko na takim pójdzie rzekomo obowiązkowa aplikacja przedszkolna do kontaktu z rodzicem. Nie ma czegoś takiego jak “obowiązkowa aplikacja do kontaktu z przedszkolem”. Ok, papier wszystko przyjmie, więc niby przedszkole może to sobie wrzucić w statut, analogicznie jak może wrzucić że obowiązkiem rodziców jest cosobotnie koszenie trawnika przed domem dyrektorki, ale będzie to miało podobną moc prawną. Sam e-dziennik na mocy wspomnianego rozporządzenia (§ 21) też musi spełniać konkretne wymogi – i część aplikacji służących do kontaktu z rodzicami zwyczajnie ich nie spełnia.

Idźmy dalej. Prowadzenie e-dziennika jest obowiązkiem – ale szkoły. Obowiązkiem rodzica jest zagwarantowanie, że dziecko będzie do tej szkoły uczęszczać (tudzież realizować obowiązek szkolny w inny sposób). Nie jest obowiązkiem rodzica regularne sprawdzanie e-dziennika (https://epedagogika.pl/wspolpraca-z-rodzicami/zobowiazanie-rodzicow-do-logowania-sie-do-dziennika-elektronicznego-4386.html), ani tym bardziej kupienie smartfona i to z konkretnym systemem operacyjnym, który obsługiwałby konkretną aplikację. E-dziennik ma umożliwić “bezpłatny wgląd rodzicom do dziennika elektronicznego, w zakresie dotyczącym ich dzieci”. Sugerowanie, że rodzic ma sobie inny telefon kupić, raczej bezpłatne nie jest. Dla porównania – są e-dzienniki dostępne dla rodzica z poziomu przeglądarki internetowej, niezależnej do tego, jakiego akurat sprzętu użytkownik używa.

A pozostałe formy kontaktu? Jak czytamy w poradniku UODO i MEN przygotowanym dla szkół (https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/ochrona-danych-osobowych-w-szkole--poradnik-uodo-i-men): “Szkoła może wykorzystywać adresy e-mail do kontaktu z rodzicami, jeżeli rodzice wyrażą na to zgodę. Wykorzystując pocztę elektroniczną do kontaktów z rodzicami, szkoła powinna – zgodnie art. 32 RODO – wdrożyć odpowiednie środki techniczne i organizacyjne, aby zapewnić stopień bezpieczeństwa odpowiedni do ryzyka. Niemniej należy pamiętać, że istnieją bezpieczniejsze kanały komunikacji z rodzicami, np. poprzez usługę e-dziennika.” i, dalej “Nauczyciele do e-mailowego kontaktu z rodzicami powinni korzystać ze służbowych adresów e-mail oraz odpowiednio zabezpieczać dane osobowe udostępniane w przesyłanych wiadomościach. Nauczyciele nie powinni być zmuszani przez dyrektorów do wykorzystywania w tym celu prywatnego e-maila.” Czyli znów – rodzic może zgodzić się na kontakt mailowy, ale nie musi. A kwestia dot. służbowych maili, w połączeniu z “obowiązkowymi aplikacjami” przywodzi na myśl jeszcze inny problem. A mianowicie: komunikację za pomocą popularnych komunikatorów. Problem, który omawiałam już w rozdziale o Microsofcie i nauczaniu dotyczy też komunikacji na linii nauczyciel-rodzic. Po pierwsze dlatego, że popularne komunikatory nie szanują prywatności użytkowników i wiele osób zwyczajnie nie chce, by za ich pośrednictwem przesyłano dane ich dzieci czy – co gorsza – omawiano ich osobiste problemy. Btw – nie wiem, co dzieje się na zamkniętych grupach nauczycielskich prowadzonych pozaformalnie, czyli właśnie na Facebooku czy innym Whatsupie, ale uczulam, że omawianie tam pewnym kwestii, vide “u Staśka z IIa znalazłam dzisiaj trawkę na przerwie” czy “Aneta z IIIb chyba dała Marysi z IVe tabletkę poronną” zahacza już o coś więcej, niż RODO. Nie rozumiem, dlaczego nauczyciele aż tak upodobali sobie korporacyjne komunikatory i aż tak upierają się, aby z nich korzystać w komunikacji z rodzicami – także takimi, którzy nie obrażą się za zwykłego maila. Dochodzi też przekraczanie granicy między tym, co prywatne a tym, co służbowe. Na e-dziennik można się po prostu po godzinach pracy szkoły nie logować (i dla zachowania higieny cyfrowej zalecam to i kadrze szkolnej, i rodzicom), jeśli jednak o godzinie 21.00 nauczyciel pisze rodzicom na Messengerze, by na jutro plastelinę przyszykowali, niech nie dziwi się, że na ten sam prywatny Messenger dostanie podczas niedzielnego obiadu pytanie o pracę domową.

Rozdział 8: co szkoła może zrobić ze zdjęciami uczniów?

Kolejna sprawa. Zmora chyba wszystkich uczniów i rodziców zainteresowanych kwestiami prywatności, a mianowicie wykorzystywanie zdjęć dzieci na profilach w socialmediach. Nie zliczę, ile razy słyszałam wyjaśnienie “założyłe/am Facebooka, żeby wiedzieć, co się dzieje w przedszkolu/szkole”. I chociaż część z tego problemu stanowią grupy rodzicielskie prowadzone za pośrednictwem korporacyjnych socialmediów, w efekcie czego bardziej zwracający na prywatność uwagę rodzice są w dużej mierze wykluczani ze społeczności (nieraz wraz z dziećmi, jeśli np. zaproszenia na urodziny przekazuje się tylko w tej formie), to jego inną część stanowią zdjęcia uczniów publikowane w socialmediach. Tymczasem rozpowszechnianie wizerunku dziecka bez zgody rodzica jest zabronione nie tylko na mocy RODO, ale też innych aktów prawnych (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych art. 81 ust.1 oraz KC art 23). I dotyczy to każdej sytuacji – nawet udostępnienia zdjęcia na zwykłej stronie www na szkolnym serwerze, a tym bardziej rozpowszechniania przez Facebooka czy Instagrama. Czy rzeczywiście może być coś niepokojącego w upublicznianiu niewinnych zdjęć niewinnych dzieci? Jak najbardziej może – szukajcie pod hasłem “sharenting”. Żeby się nie rozwodzić nadmienię, że z socialmediów korzystają także pedofile (https://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-publikujesz-zdjecia-dziecka-w-internecie-moga-je-ogladac-ped,nId,6201988#crp_state=1 https://mamadu.pl/121885,uwaga-rodzice-zdjecia-waszych-dzieci-moga-trafic-w-rece-pedofila), a sztuczna inteligencja potrafi już tworzyć pornograficznej deepfake'i (https://cyberdefence24.pl/cyberbezpieczenstwo/deepfake-w-branzy-porno-czy-jestesmy-gotowi-na-plage-falszywych-materialow). Na szczęście wiele, jeśli nie większość przedszkoli i szkół przyjmuje do wiadomości, że – bez zgody opiekuna – nie wolno im wrzucić zdjęć dzieci do internetu. Ale, niestety, dyrektorzy pozostałych placówek albo nie przyjmują tego do wiadomości, albo bagatelizują problem. Zwykle pomaga interwencja rodzica, czasami postraszenie prawnikiem – i dlatego niejedna matka czy ojciec zakładają konto na fb i monitorują socialmediową aktywność szkoły. Ale bywają też ciekawsze przypadki. Jak, powszechne niestety, robienie w szkołach zdjęć przed osoby będące przedstawicielami podmiotów trzecich, by następnie wykorzystać je w celach reklamowych na własnych stronach czy profilach (vide rozdział 6 i różni dziwni ludzie, z rzekomo darmowymi lekcjami pokazowymi w szkołach). Albo nauczyciele wychodzący z założenia, że skoro RODO obowiązuje tylko w szkole – to na swoim prywatnym profilu nie muszą się już takimi rzeczami przejmować i mogą udostępnić zdjęcia podopiecznych. Łącznie z takimi “zabawnymi”, gdzie dziecko usmarowało się czekoladą albo takimi, gdzie dziecko w samej piżamce szykuje się do snu w konkretnie oznaczonym ośrodku podczas wycieczki szkolnej. Tyle, że nauczyciel nie jest przy tym dziecku prywatnie, a zawodowo i wykonuje te zdjęcia będąc w pracy. Przetwarza więc dane osobowe w imieniu szkoły. I nie ma prawa przekazywać ich dalej prywatnie. Ba! Nawet, jeśli rodzic zgodził się na upublicznianie wizerunku dziecka na Instagramie szkoły czy przedszkola, bo inaczej nie miałby żadnych pamiątek z tego okresu (jak to jest, że moje prlowskie przedszkole było w stanie zapewnić rodzicom pamiątkowe zdjęcia w latach 80ych minionego wieku, a prawie 40 lat później kadrę współczesnych i nowoczesnych placówek to zadanie nieraz przerasta?) – to nie zgodził się na ich publikację na prywatnych nauczycielskich profilach. Nauczyciel(ka) zwyczajnie nie ma prawa wynosić tych fotografii.

I wisienka na torcie: przedszkole, które (nielegalnie oczywiście) odmawia przyjęcia dziecka/wyrzuca dziecko z przedszkola, jeśli rodzic nie wyraża zgody na publikowanie wizerunku syna czy córki na przedszkolnym profilu FB. To się samo komentuje...

Rozdział 9: wejście do szkoły i szkolny monitoring

Skoro już zagłębiamy się w meandry technologii, to dochodzą kolejne kwestie: wejście do szkoły i szkolny czy monitoring.

Szczęśliwie kończyłam szkoły w czasach, w których wstępu do szkoły broniła pani woźna. Wprawdzie czasem na ucznia nakrzyczała czy kazała mu wracać do domu po buty na zmianę, ale jednak strefę buforową między uczniem a nauczycielem stanowił żywy człowiek, z którym można było porozmawiać i który, widząc coś niepokojącego, mógł zgłosić problem dalej. Dzisiaj, w związku z modą na rozwiązywanie wszelkich problemów za pomocą środków nadzoru i technologii, szkolne drzwi są na stałe zamknięte, a uczniowie nieraz zmuszeni do noszenia identyfikatorów. Dyżur na korytarzu pełni kamera – czasem wraz z nauczycielem, czasem zamiast niego. W ramach walki o mityczne “bezpieczeństwo” dzieciaki nieraz muszą nosić specjalne gadżety z chipem – czy to specjalne karty, czy breloki, a z racji że te potrafią zginąć, a uczniowie tego faktu nie zgłosić i taka sytuacja wciąż uchodzi za “zbyt niebezpieczną”, to niektóre szkoły wpadają na pomysł otwierania drzwi za pomocą aplikacji w telefonie. No bo przecież telefonu bardziej się pilnuje. Wpływ nowoczesnych technologii na dzieci to oddzielny problem (tutaj odsyłam do książki “Wychowanie przy ekranie” Magdaleny Bigaj), ale zgodnie z prawem dziecko może samo uczęszczać do szkoły od ukończenia 7 lat. W większości przypadków i tak jest odprowadzane przez rodziców – ale nie zawsze, bo a to rodzic idzie do pracy a przepełniona szkolna świetlica dziecku nie służy, a to ktoś uzna, że szkoła blisko, na osiedlu i puszczanie do niej 7latka samego będzie ważnym krokiem w kierunku samodzielności. I pół biedy małe szkoły, z przyjazną woźną, która umówi się z rodzicami, że maluchy i tak będzie do szkoły wpuszczać nawet, jeśli nie mają przy sobie elektronicznego sprzętu. A co ze szkołami -molochami? Pierwszoklasista, który jeszcze nie umie czytać i pisać, ma już mieć smartfona? Bo jak nie, to zostanie zawrócony po telefon, tak jak nas kiedyś zawracano po kapcie? A potem nauczyciele będą narzekać, że młodzież ciągle z nosem w ekranach, że uzależniona i nie uważa na lekcji. No cóż...

Czy stosowanie takich identyfikatorów jest zgodne z RODO? Tutaj sprawa jest już mniej jednoznaczna i bardziej skomplikowana. Zgodnie z art. 5 ust. 1c zbierane dane powinny być “adekwatne, stosowne oraz ograniczone do tego, co niezbędne do celów, w których są przetwarzane („minimalizacja danych”)“”, a jednocześnie (RODO, Art 5 ust. 1f) “przetwarzane w sposób zapewniający odpowiednie bezpieczeństwo”. Poradnik MEN i UODO dla szkół (https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/ochrona-danych-osobowych-w-szkole--poradnik-uodo-i-men) powołuje się też “na art. 6 ust. 1 pkt e RODO, czyli przetwarzania danych w celu wykonania zadania realizowanego w interesie publicznym, takim jak utrzymywanie bezpiecznych i higienicznych warunków nauki, wychowania i opieki w szkołach i placówkach” I ktoś możne uznać, że wymaganie specjalnych kart umożliwiających uczniom wejście jest niezbędne, by nikt niepowołany nie kręcił się po szkole, ale z drugiej strony, uwzględniając, że dzieci nieraz gubią identyfikatory tudzież, dla wygody, trzymają je na wierzchu – trudno tutaj mówić o zapewnieniu odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa. Tutaj pole do popisu ma osoba projektująca cały system, by zrobić to w sposób jak najmniej inwazyjny dla prywatności ucznia. Szkoły muszą same ocenić ryzyko – i w swojej ocenie czasem zdecydowanie przesadzają. O ile otwieranie drzwi za pomocą telefonu może wydać się wygodne – to nie może być odgórnym wymogiem. Już abstrahując od tego, zainstalowania jakiej aplikacji wymagałaby w tym celu szkoła – to, jak już pisałam wyżej – nikt nie ma obowiązku posiadania smartfona, a jeśli i tak takowy posiada – to po pierwsze ma prawo sam zadecydować, co na nim zainstaluje, bo drugie – nie musi nosić go do szkoły. Niektóre szkoły idą o krok dalej i zbierają od uczniów dane biometryczne (w tej tematyce polecam https://uodo.gov.pl/pl/458/2011) – konkretniej odciski palców. Czyli dane szczególne wrażliwe, których, poza wyjątkowymi sytuacjami, z którymi tutaj do czynienia nie mamy, przetwarzać w ogóle nie wolno (RODO art. 9 ust. 1 i 2). A znalazła się szkoła, która uznała, że pobieranie od uczniów odcisków palców to środek adekwatny, by...umożliwić uczniowi skorzystanie ze szkolnej stołówki. Serio. PUODO (Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych) nałożył na szkołę stosowną karę, ta odwołała się do sądu (II SA/Wa 809/20)...i ten przyznał szkole rację (https://www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/sad-szkola-moze-wymagac-od-uczniow-odciskow-palcow,279519.html). Był to Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie – ten sam od “Microsoft może gromadzić dane uczniów bez zgody rodziców, bo jest renomowaną firmą”. Jakieś pytania?

Na pocieszenie: tutaj sąd powołał się na zgodę rodziców, więc istnieje szansa, że przy jej braku przyznałby PUODO rację. No chyba, że te odciski palców gromadziłaby “renomowana” amerykańska korporacja, a nie zwykła szkolna stołówka...

UODO wciąż stoi w tej kwestii po stronie obywateli i we wszystkich swoich publikacjach podkreśla, że pobieranie odcisków palców przez szkołę to jednak przesada. Poparcia udzielił mu też rzecznik praw dziecka (https://cyberdefence24.pl/polityka-i-prawo/rzecznik-praw-dziecka-popiera-uodo-ws-ochrony-danych-biometrycznych-dzieci). Sprawa miała finalnie trafić do Naczelnego Sądu Administracyjnego – ale do jej dalszych losów nie udało mi się dokopać.

A jak wygląda sprawa w przypadku szkolnego monitoringu? Teoretycznie, z punktu widzenia samego RODO, podobnie jak w przypadku środków umożliwiających dostęp do szkoły. Czyli gromadzenie danych powinno być nienadmierne i adekwatne do potrzeb. Tyle, że jeśli chodzi o monitoring wizyjny, interpretację ułatwiają dodatkowe przepisy. Prawo oświatowe (art. 108a https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170000059/U/D20170059Lj.pdf) pozwala na wprowadzenie w celach bezpieczeństwa (ale nie w celu kontroli jakości pracy nauczycieli) nadzoru video – ale nie audio. Poza szczególnymi sytuacjami kamer nie można instalować w łazienkach, przebieralniach, salach, pokoju nauczycielskim, pomieszczeniach, w których odbywają się zajęcia dydaktyczne lub w którym uczniowie otrzymują pomoc pedagogiczno-psychologiczną. Nagrania zawierające dane osobowe szkoła może przechowywać maksymalnie 3 miesiące, a po tym okresie powinny ulec zniszczeniu.

Czy stosowanie monitoringu w szkołach to dobry pomysł? Pozornie wydaje się, że tak. Ale – jak zwykle przy pomysłach “rozwiążmy problem społeczny za pomocą technologii” – diabeł tkwi w szczegółach. Monitoring działa wybiórczo. “Widzi” jakąś sytuację – ale nie zna szerszego kontekstu. Nie wie, co kto do kogo powiedział ani co stało się w innych, niemonitorowanych pomieszczeniach. Innymi słowy – jeśli jeden uczeń rzuci rasistowską obelgę pod adresem matki drugiego ucznia, a ten drugi zareaguje przemocą fizyczną – kamera wychwyci przemoc fizyczną ale już nie to, na co była reakcją. Jeśli uczeń użyje wobec koleżanki wulgarnych określeń o charakterze erotycznym, a ta w odpowiedzi uderzy go w twarz – podobnie. W niektórych szkołach kamery zastąpiły nauczycielskie dyżury na korytarzach. W efekcie tego dziecko czuje się nadzorowane i kontrolowane – ale jednocześnie nie ma w pobliżu nikogo, do kogo w razie trudnej sytuacji podczas przerwy mogłoby się zwrócić o pomoc. Pozostają kwestie związane z cyberbezpieczeństwem – zgodnie z przepisami, jeśli szkoła już zastosuje monitoring, to powinien być on dobrze zabezpieczony przed ingerencją osób trzecich i innymi zagrożeniami. Ale cyberbezpieczeństwo kosztuje, szkoły są niedofinansowane, a z pustego w próżne...Pozostaje też pytanie, kto i na jakiej zasadzie będzie obsługiwać system. Bycie dobrym nauczycielem informatyki (często im powierza się nadzór wizyjny) nie oznacza z automatu podzielnej uwagi (konieczność uważnego oglądania kilku-kilkunastu ekranów naraz) i wychwytywania za w czasu niebezpiecznych sytuacji. Z punktu widzenia bezpieczeństwa i dobrostanu psychicznego podopiecznych niejednej szkole wyszło by na dobre zainwestowanie w lepszą pomoc psychologiczną dla uczniów, niż w nowoczesny i drogi system nadzoru technologicznego.

Rozdział 10: sportowe talenty

A kto jeszcze może sięgać po dane uczniów, nie do końca przejmując się ochroną ich prywatności? Otóż...Państwo. Rząd postanowił zbierać dodatkowe dane uczniów (https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20230001718/T/D20231718L.pdf) – i są to tzw. “szczególne kategorie danych osobowych”, których, poza wyjątkowymi sytuacjami, zbierać po prostu nie wolno (RODO, art. 9, punkty 1 i 2). Tymczasem od początku tego roku szkolnego dyrektorzy mają obowiązek zbierać od rodziców i nauczycieli informacje dot. wagi i wzrostu ucznia oraz wyniki jego testów sprawnościowych i wprowadzać je do specjalnej rządowej bazy (https://szmer.info/post/825773). Wraz z takimi informacjami jak PESEL, wiek, płeć czy nazwa szkoły. Jeśli ktoś nie rozumie, dlaczego tego typu dane powinny być szczególnie chronione, to niech sobie przypomni ostatni występ byłego już ministra zdrowia, Adama Niedzielskiego, który upublicznił informacje dot. leków psychotropowych przepisanych przez konkretnego lekarza i wyobrazi sobie, że na miejscu lekarza jest jego dziecko, “Kasia Iksińska, waży tyle, że pewnie cierpi na anoreksję” (i w przypadku wycieku tego typu komunikat przeczyta większość, a wyjaśnienie – już niewielu) tudzież “Jaś Igrekowski, najdrobniejszy w klasie i najsłabszy”. Już nawet sama strona projektu, https://sportowetalenty.gov.pl/, nie pozwala na odrzucenie plików cookies i – po prześwietleniu jej wtyczką rentgen (wtyczka do firefoxa stworzona przez organizację Internet Czas Działać pokazująca, gdzie odwiedzane przez nas strony przesyłają informacje. Szczerze polecam) okazuje się, że wysyła dane do podmiotów trzecich.

Na program Sportowe Talenty jeszcze przed jego uruchomieniem zwróciła uwagę Fundacja Panoptykon (https://panoptykon.org/sportowe-talenty). Za dziećmi wstawił się też UODO (https://panoptykon.org/sites/default/files/2023-09/DOL.401.90.2023.%20MEN%20podst.%20program.%20wych.fiz_.-RB_WK9.03_10.03%20ostat_.pdf, https://panoptykon.org/sites/default/files/2023-09/DOL.401.90.2023.%20MEN%20podst.%20program.%20wych.fiz_.-RB_WK9.03_10.03%20ostat_.pdf). Program ma teoretycznie zachęcić uczniów do sportu. Szkolny WF to temat na osobny tekst, ale powiedzmy, że jeśli ktoś zamiast na wfistę Matagrajtę (“mata piłkę i grajta!”) trafi na pedagoga z powołania, to taki nauczyciel nawet, jeśli nie wyciągnie z dziecka sportowego talentu, to przynajmniej zaszczepi w nim chęć do sportu. Dostrzeże problemy i szanse, widząc, że dziecko np. panicznie boi się wody będzie go wspierać w przepracowaniu problemu, doceniając zaangażowanie w innych dziedzinach. Jednak spece z ministerstwa, najwyraźniej także eksperci od psychologii i pedagogiki doskonale wiedzą, że nic tak nie zachęca do uprawiania sportu, jak zmuszanie dzieciaków do konkurowania w losowych dziedzinach i to najlepiej w ciągu 45 minut między sprawdzianem z matematyki i kartkówką z niemieckiego, żeby podczas tej kartkówki uczeń mógł czuć się...no, dosłownie czuć się. Widział ktoś kiedyś prysznice w szkołach? Ja nawet widziałam. Ale żeby uczniowie mieli czas ich użyć, a nauczyciele na to pozwalali, to nigdy. Ale dobra, patologie szkolnego WFu patologiami szkolnego WFu, a tu miało być o RODO.

Drugim argumentem polityków ma być umożliwienie klubom sportowym wyłapanie talentów, które ukryły się w szkołach. Chodzi o to, by szkoły, na wniosek klubów sportowych, nagabywały rodziców, by ten zapisał dziecko do ich organizacji. I to nie w formie plakatów reklamowych powieszonych gdzieś na szkolnym korytarzu (czy takie coś jest ok, to osobna kwestia) – a imiennie, w formie “klub sportowy prosi panią o kontrakt w sprawie syna, Kamila Betowskiego”. W tym celu umożliwiono klubom sportowym dostęp do danych uczniów. Teoretycznie zanonimizowanych, bo bez PESELu, imienia, nazwiska czy nazwy szkoły. W praktyce – kluby dostaną wiek, płeć, wagę, wzrost, wyniki testów i gminę. W mniejszych gminach, z małą wiejską szkołą zidentyfikowanie dziecka nie będzie trudne. I nie chodzi tylko o sytuację, w których mamy tylko jedną dziewczynkę lub tylko jednego chłopca w całym roczniku. Jeżeli dziecko odstaje wagą lub wzrostem – od razu wiadomo, o które dziecko chodzi. A że baza ma być ogólnokrajowa – o nadużycia typu “mam szwagra w klubie sportowym, nie mi to sprawdzi...” będzie szczególnie łatwo.

Które konkretnie kluby sportowe miałyby dostęp do bazy – nie znalazłam takiej informacji w ustawie (ale też prawniczką nie jestem, mogłam coś przeoczyć). Faworyzowanie czy to przez dyrekcje szkół, czy przez organ prowadzący gminę jednych klubów sportowych i dyskryminowanie innych do tego stopnia, że te muszą szukać zaplecza w innych miejscowościach, to osobny problem. Powody takiego postępowania, mniej lub bardziej etyczne czy polityczne – także. O udostępnianiu informacji podmiotom trzecim, w tym także klubom sportowym pisałam już w rozdziale 6. Zostawię więc ten aspekt i pochylę się nad jeszcze jednym, który może niektórym umknąć.

Przy całym niedofinansowaniu i kryzysie systemu edukacji wymagania stawianie szkolnym nauczycielom wciąż są wysokie. Zdecydowanie trudniej jest zostać nauczycielem, niż pracownikiem klubu sportowego. Kluby sportowe nieraz prowadzone są amatorsko, w dużej mierze dzięki pracy wolontariackiej i dobrym chęciom. Nie dziwi więc fakt, że działają w nich ludzie otwarci, z pozytywnym nastawieniem, chcący dać młodym ludziom szansę – wszak sport to zdrowie, wartościowe hobby, które niejednemu dzieciakowi pomogło odzyskać wiarę w siebie, niektórym – nie popaść w uzależnienia itp. Ale to, co stanowi siłę, w określonych przypadkach może też stanowić słabość. Pracownicy i wolontariusze klubów sportowych nie są bowiem weryfikowani tak dokładnie, jak ludzie zgłaszający się do pracy w szkole.

Od paru lat mówi się głośno o pedofilii w kościele. Księża-pedofile wykorzystywali sytuację swoich ofiar, by najpierw wzbudzić ich zaufanie, a potem wykorzystać. Oczy opinii społecznej zwrócone są w kierunku kleru. Informacja o tym, że ksiądz – katecheta przytulił 7letnie dziecko wzbudzi z automatu więcej kontrowersji niż informacja, że przytuliła je wychowawczyni. I skoro my wszyscy mamy tego świadomość – należałoby przyjąć, że mają ją też przestępcy seksualni. Pedofile, którym z racji czujności społecznej trudniej teraz ukryć się w kościele, będą szukali innej drogi. A kluby sportowe chętnie przyjmą pracowników mających do dzieci podejście i umiejących zarazić je pasją do sportu. Nie każdy ksiądz to pedofil – niektórzy księża mogą mieć zwyczajną, szczerą intencję, by pomóc dziecku znajdującemu się w trudnej sytuacji. Analogicznie wielu trenerów ma dar, by wyłuskać z dziecka talent niedostrzegany dotąd przez innych. Ale w każdej grupie zawodowej znajdą się wilki w owczej skórze i w momencie, gdy otrzymamy informację typu “twoje dziecko jest drobne, słabe w dyscyplinach sportowych, ale klub/trener klubu taki a taki prosi o kontakt, bo zobaczył w dziecku potencjał” powinny nam się zaświecić w głowie wszystkie lampki ostrzegawcze. I nie mówię, by z góry taką propozycję odrzucać, bo może akurat rzeczywiście trafił się świetny trener z pasją – ale by trzymać rękę na pulsie. By nie przegapić czegoś istotnego zakładając, że na wilki wprawdzie trzeba uważać, ale tylko w innym stadzie owiec.

Reasumując: mamy więc oficjalne informacje nt. tego, kto i po co ma zbierać dane wrażliwe. A nieoficjalnie? Cóż...Podczas bilansów lekarskich zbierano już informacje o wzroście i wadze dzieci, ale były one kolekcjonowane stricte w celach medycznych. Do tych baz nie trafiały wiadomości dotyczące sprawności fizycznej. Nie było więc informacji o tym, jak ktoś jest szybki, silny, jakie są jego mocne fizyczne strony. I – o ile ktoś sam się takimi osiągnięciami nie pochwalił – władza nie mała do nich dostępu.

Teraz będzie mieć. I chociaż naturalny wydaje się kierunek “wiedząc, kto szybciej się męczy i ma problem z łapaniem oddechu, policja będzie wiedziała, kogo konkretnie otoczyć ciaśniejszym kordonem na demonstracji”, to niepokoi mnie jeszcze coś. Wiele instytucji publicznych cierpi na braki kadrowe. Pandemia udowodniła, że państwo ma (a w razie potrzeby – potrafi szybko stworzyć) narzędzia, aby zmusić obywateli i obywatelki do pracy w konkretnym miejscu. Mieliśmy lekarzy kierowanych do konkretnych placówek i ludzkie dramaty sprowadzające się do “administracja nielegalnie prosi matkę-lekarkę, by porzuciła dziecko i udała się na 2 tygodnie do pracy w takiej a takiej placówce, pod groźbą wysokiej kary pieniężnej”. Tyle, że do zostania lekarzem nie trzeba jakieś specjalnej tężyzny fizycznej. Testów sprawnościowych nie przeprowadza się też u kandydatów na nauczycieli i urzędników. Przeprowadza się je w wojsku i w policji. Wnioski pozostawiam Wam.

Zakończenie

Jak przedstawiłam powyżej – kwestia dot. przestrzegania i łamania RODO jest skomplikowana, wielowątkowa i nie da się jej uprościć do prostego “szkoły przestrzegają/nie przestrzegają RODO. Co nie oznacza, że jesteśmy w tej mierze całkowicie bezradni i możemy jedynie rozkładać ręce w imię “to zbyt skomplikowane”. Toczenie batalii prawnej ze szkołą, czy to będąc jej pracownikiem, czy też uczniem/uczennicą lub jego/jej rodzicem rzeczywiście wydaje się drogą przez mękę. Ale zanim wytoczymy grube działa – warto zacząć od zwykłej rozmowy. Jeśli będziemy mieć szczęście – możemy trafić na kogoś, kto RODO złamał nieświadomie i działając w dobrej wierze, ew. czegoś nie dopilnował – ale po zwróceniu uwagi postara się zastosować legalne rozwiązania. Jeśli rozmowa nic nie da – możemy skierować oficjalne pismo do dyrekcji, po którym pozostanie ślad w dokumentacji szkolnej. Jeśli to nic nie da – pozostaje skarga wyżej (do UODO, kuratorium czy organu prowadzącego szkołę) lub – jeśli nie czujemy się na siłach – zaciśnięcie zębów i walka na innych frontach. Już samo mówienie o problemie, metodą kropli drążącej skałę, dużo daje – dzięki temu jest szansa, że temat prywatności i ochrony danych wyjdzie z informacyjnej niszy.

Źródła

https://bip.um.wroc.pl/informacja-publiczna/48904/liczba-uczniow-uczeszczajacych-na-lekcje-religii-w-szkolach-podstawowych-i-ponadpodstawowych-we-wroclawiu-wniosek-740-2020 https://bip.lublin.eu/informacja-publiczna/wnioski-o-udostepnienie-informacji-publicznej/2020/389-wniosek-o-dostep-do-informacji-publicznej-dotyczacy-liczby-uczniow-uczeszczajacych-na-religie,1701,27834,2.html https://tvn24.pl/polska/nie-zyje-syn-poslanki-magdaleny-filiks-rzadowe-media-ujawnily-informacje-o-ofierze-pedofila-tvp-probuje-zrzucac-odpowiedzialnosc-na-posla-po-pawla-borysa-6809460 https://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/461657CD16 https://writefreely.pl/didleth/microsoft-otrzymuje-big-brother-award https://gdpr.pl/czy-microsoft-365-jest-bezpiecznym-narzedziem
https://raport.sus.org.pl/ebook.pdf https://www.internet-czas-dzialac.pl/czym-jest-uzasadniony-interes-administratora-icd-express-2/ https://wartowiedziec.pl/edukacja-kultura-i-sport/55693-e-dziennik-a-zgoda-rodzica-na-przetwarzanie-danych-osobowych https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170001646/O/D20171646.pdf https://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-publikujesz-zdjecia-dziecka-w-internecie-moga-je-ogladac-ped,nId,6201988#crp_state=1 https://mamadu.pl/121885,uwaga-rodzice-zdjecia-waszych-dzieci-moga-trafic-w-rece-pedofila https://epedagogika.pl/wspolpraca-z-rodzicami/zobowiazanie-rodzicow-do-logowania-sie-do-dziennika-elektronicznego-4386.html https://cyberdefence24.pl/cyberbezpieczenstwo/deepfake-w-branzy-porno-czy-jestesmy-gotowi-na-plage-falszywych-materialow https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170000059/U/D20170059Lj.pdf https://www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/sad-szkola-moze-wymagac-od-uczniow-odciskow-palcow,279519.html https://uodo.gov.pl/pl/458/2011 https://cyberdefence24.pl/polityka-i-prawo/rzecznik-praw-dziecka-popiera-uodo-ws-ochrony-danych-biometrycznych-dzieci https://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/461657CD16 https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/ochrona-danych-osobowych-w-szkole--poradnik-uodo-i-men https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170001646/O/D20171646.pdf https://panoptykon.org/sportowe-talenty-wrzesien-2023-opinia-uodo https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20230001718/T/D20231718L.pdf https://szmer.info/post/825773 https://sportowetalenty.gov.pl/ https://wartowiedziec.pl/edukacja-kultura-i-sport/55693-e-dziennik-a-zgoda-rodzica-na-przetwarzanie-danych-osobowych https://panoptykon.org/sportowe-talenty