Codzienność gryzie

Powązki

Odwiedziłam rodzinę. Na cmentarzu. Tuż przed deszczem, szłam pod wiatr, dokoła leżały połamane gałęzie. Nabrzmiałe żyły korzeni pulsowały pod asfaltem, którym wylano ścieżkę. Nagle zwróciłam uwagę na delikatny zapach – jak gasnące kadzidełko. To światełka, nieliczne światełka na grobach tych, których dziś odwiedzono. Zasmuciłam się – nie miałam dziś ze sobą ani kwiatów, ani lampek, tylko nożyce do trawy i grabki. A ten zapach był taki piękny, właśnie na tle woni wiatru. O ile subtelniejszy niż w święto zmarłych. Delikatniejszy, ale dobitny poprzez kontrast z zapachem wiatru i deszczu. Poczułam się naprawdę szczęśliwa. Taki piękny jest ten cmentarz, taki niezwykły, taki pobudzający wyobraźnię. Taki jak zawsze, a jednak za każdym razem inny. Uśmiechnęłam się do Awdzi jak zwykle i poszłam lekkim krokiem w stronę bramy. W nabrzmiałych żyłach cmentarnych drzew grało życie.

#Powązki

★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

Comment on https://photog.social/@GalArt

https://writefreely.pl Czytaj blogi na Writefreely