o dzieciach, szkole, smartfonach i nowych technologiach

Ok, ten tekst miał nigdy nie powstać – zawsze wydawało mi się, że jest tylu specjalistów i specjalistek zajmujących się tematem, że dużo lepszą opcją jest udostępnianie ich twórczości, niż popisywanie się własną niekompetencją przez rozpisywanie się na tematy, które inni prezentują dużo lepiej, ale... może właśnie chodzi o to, że poruszając się w informacyjnym szumie wolimy zapoznać się z czymś stworzonym przez kogoś znajomego? Wrzuciłam swego czasu na socialmedia zapytanie dot. sposobu podrzucenia tematyki higieny cyfrowej do szkół naiwnie zakładając, że wśród moich odbiorczyń i odbiorców jakaś, mniejsza lub większa świadomość problemu jest i licząc po prostu na wskazówki dot. samej rozmowy – wszach większość znajomych mam neurotypowych i ogarniających kwestie społeczne lepiej ode mnie. I...aua, zabolało. A gdy dopytałam na Mastodonie – w miejscu, do którego edukatorzy rzadko zaglądają, bo przecież trzeba edukować ludzi z Instagrama czy Tik Toka, a nie bawić się w “uświadamianie uświadomionych” w Fediwersum – to już mi w ogóle szczęka opadła na podłogę. Bo poza konkretnymi i przydatnymi wskazówkami, za które serdecznie dziękuję, pojawiły się też komentarze, których bym się w życiu nie spodziewała, a już na pewno nie w Fediwersum. No i już wiedziałam, o czym będzie mój pierwszy tekst na bloga w nowym roku ;–) Ale zbierzmy to wszystko do kupy:

Pomijając dygresje totalnie zbaczające z tematu, to było coś o “takich czasach”, o tym, że i tak żyjemy “otoczeni technologią”, żeby nie przekazywać dzieciakom własnych, związanych z tym lęków aby ich nie zniechęcić, że korporacje może i są złe – ale że przecież nie będą szpiegować dzieci itp... I żeby się nie czepiać chińskiego Tik Toka, bo i tak kupujemy “chińskie adidasy”. Z drugiej strony było coś o “wygodnych rodzicach”, o rodzicach nadopiekuńczych i kontrolujących – gdzie przekazanie dziecku smartfona do kontaktu ma właśnie być objawem rodzicielskich lęków przenoszonych na dzieci, ktoś wprost poszedł w narrację “szkoła i nauczyciele są przecudowni, ale dzieciaki są wredne i bezstresowo wychowane” i ogólnie to rozmawiać trzeba wyłącznie z nauczycielami, bo rodzice i dzieci to diabły wcielone... No ogólnie polaryzacja na takim poziomie, że gdyby to wszystko było pod tym samym postem na tej samej platformie, to tylko dorobić popcornu i patrzeć, jak jedni “przekonują” drugich...

Także, rozprawmy się z tymi teoriami po kolei:

Owszem, żyjemy w czasach, w których otacza nas technologia, z jej wszystkimi pozytywnymi i negatywnymi aspektami – i właśnie dlatego trzeba się jakoś z tym problemem uporać, bo zamiecenie go pod dywan nie pomoże. I nie chodzi o to, by całkowicie odciąć się od technologii (chyba, że ktoś chce), a żeby używać jej z głową. Nie ma nic złego w tym, że dziecko ma telefon w szkole i może dać rodzicowi znać, że np. lekcje się wcześniej skończyły – gorzej, jeśli w szkole siedzi non stop z przysłowiowym nosem w ekranie. Telefon może się wprawdzie przydać, by sfilmować nauczyciela, który szarpie ucznia, jako dowód dla dyrekcji czy sądu – ale może być też użyty do uwiecznienia przemocy rówieśniczej i zrobienia z nagrania virala na YT lub TikToka – i wszystkie te aspekty trzeba wziąć pod uwagę.

Nikt nie neguje tego, że internet ma wiele plusów, a jako ktoś, kto zawierał przyjaźnie korespondencyjne jeszcze w czasach przedkomputerowych nie zamierzam udowadniać, że kontakty “z reala” są lepsze – bo czasami bywa wręcz przeciwnie. Zawsze byli ludzie, którzy woleli pójść na imprezę i tacy, którzy woleli zostać w domu z książką – ale smartfon to nie książka. A Instagram czy TikTok to nie odpowiednik klubów korespondencyjnych czy usenetu. Algorytmy w korporacyjnych socialmediach są zaprojektowane tak, by uzależniać, polaryzować i szkodzić – pracują nad tym ich twórcy. Dzięki temu użytkownicy i użytkowniczki spędzają więcej czasu na danej platformie, a korporacja ma z tego zysk finansowy. [Dziewczynki zmieniają swój wygląd w mediach społecznościowych już w wieku 10 lat] (https://www.facebook.com/FundacjaICO/posts/pfbid0PNow187ZgTDFMqXKMMSPymt74gyaWhaTA2QboZtRe2tFJuVz9qnK9dxDY3Qsht5bl), co trzecia nastolatka (33 proc.) i co piąty nastolatek (21 proc.) korzystając z mediów społecznościowych czuje presję, żeby poprawić swój wygląd, a Tik Tok dzieciakom z zaburzeniami odżywiania podrzuca treści dot. samookaleczeń i samobójstw. Były inżynier Mety wprost przyznał, że firma ignoruje zagrożenia wobec nieletnich użytkowniczek i użytkowników. Wyobraźmy sobie, że do szkół bez skrępowania i bez jakiejkolwiek kontroli wchodzą obcy ludzie, z agencji modelingu czy agencji marketingowej i zaczepiają uczniów i uczennice sugerując, że z ich wyglądem jest coś nie tak i że powinni się jakoś “upiększyć”. Albo jakaś firma z dostępem do danych wrażliwych zaczepia w szkole uczniów z zaburzeniami odżywiania i rozdaje im ulotki – na jednej przerwie takie zachęcające do samookaleczeń, a na kolejnej takie sugerujące samobójstwo. Akceptowalibyśmy takie coś? A czy wpuścilibyśmy taką osobę na spotkanie rodzinne (ekhm...ok, pardon, często wpuszczamy tego typu ciotkę czy dziadka w imię “szacunku do starszych” i nad tym też warto się zastanowić...), albo – umawiając się ze znajomymi – zaprosilibyśmy przy okazji pana z działu marketingu, żeby poopowiadał naszym dzieciakom, dlaczego źle wyglądają i pokazał trochę drastycznych treści – tylko dlatego, że “wszyscy to robią i taka jest moda w obecnych czasach”, a my mamy chwilę spokoju na rozmowę z koleżanką? No właśnie. A de facto właśnie w ten sposób się zachowujemy, pozwalając dzieciakom na nieograniczony kontakt z technologią i produktami korporacji.

I nie chodzi tutaj o odbijanie piłeczki i obwinianie “leniwych bezkarnych dzieci”, “leniwych i kontrolujących rodziców”, “leniwych i niekompetentnych nauczycieli” czy “bezstresowego wychowania” – wszystkie te slogany, przeczytane przeze mnie, o dziwo, nie tylko na FB, ale też w wolnym od korporacji Fediwersum (szczęśliwie w wielu przypadkach już usunięte – nie wiem, czy przez autorów, czy przez moderację) wyglądają jak żywcem wyjęte z twórczości kogoś, kto ostatnie lata spędził na scrollowaniu Facebooka czy innego Tik Toka i przejął spolaryzowany sposób myślenia narzucony przez algorytmy.

Dochodzi kwestia działania mechanizmu uzależnień – znanego na lata przed upowszechnieniem się internetu i dlatego jak słyszę, że ktoś “nie wierzy w badania naukowe”, to mi po prostu witki opadają i nie wiem, jak mam to skomentować...Nigdy nie byłam dobra z biologii, nie będę więc próbowała wytłumaczyć dorosłym ludziom, jak działa mózg – ale czy nie zastanowiło Was nigdy, że gdyby uzależnienia nie istniały i były jakimś spiskiem naukowców, którym wierzyć nie trzeba, to w ogóle nie potrzebowalibyśmy ośrodków leczenia uzależnień, bo wystarczyłoby komuś powiedzieć “nie pal, nie pij, nie graj” – i byłoby po sprawie? Chyba każdy na jakimś etapie życia zmagał się z nałogiem lub jakąś inną słabością – spróbujcie sobie przypomnieć, jak próbowaliście rzucić palenie, czy chociażby przerwać czytanie interesującej książki – bo akurat nadszedł czas kolacji. Dopamina to konkretny związek chemiczny z przebadanym działaniem, a nie jakiś “bożek” czy “czerwona wstążeczka odstraszająca diabła”, w której działanie można sobie wierzyć lub nie.

Tymczasem szkoła to społeczność i – niezależnie od tego, jak bardzo szkolnictwo obrywało od kolejnych rządów – jednak warto wziąć za tę społeczność współodpowiedzialność. Wiadomo, że nie zawsze się da – jeśli dyrekcja traktuje dzieci i rodziców jak zło wcielone, rodzic szuka sposobu by przyłapać nauczyciela na jakimś przewinieniu, a uczeń uznaje, że wszystko mu wolno – to do żadnego kompromisu nie dojdzie. Ale w pozostałych przypadkach wystarczy uznać, że mamy wspólny problem i warto się wspólnie zastanowić, jak go rozwiązać. I to dotyczy wszystkich tematów, nie tylko tych związanych z nowymi technologiami. Tylko do tego potrzeba odrobiny empatii i przyjęcia, że druga strona ma inną perspektywę. Nauczyciel bywa niekompetentny, często jest też przepracowany – więc warto z nim porozmawiać na spokojnie i pokazać, dlaczego dany temat jest ważny, bo podejściem “jak mu się nie podoba, to niech zmieni pracę” już i tak doprowadziliśmy polskie szkolnictwo na skraj przepaści. Brakuje nauczycieli, którzy chcieliby w polskiej szkole pracować – i choćbyśmy nie wiadomo jak głośno krzyczeli o prawach dziecka – to z pustego w próżne i Salomon nie przeleje. Rodzice – pomijając niektórych – nie są “przewrażliwieni i kontrolujący”, a wrażliwi na potrzeby swojego dziecka i świadomi zagrożeń – czy to tych w socialmediach, czy tych w szkole, czy tych poza nią. Same dzieciaki z kolei chcą być po prostu traktowane z szacunkiem, a my, jako dorośli, nieraz im na to nie pozwalamy (polecam tutaj tekst https://www.facebook.com/alina.czyzewska.7/posts/pfbid02qn8YbUqzC31NZg3duf6BoEWLd9ofs7qSHk9K9wNNgR7tD1xeTFqZ3RdpSFnPFx6ql). A prawa dziecka to nie “wychowanie bezstresowe”, tylko koncepcja, która ewoluuje wraz z rozwojem wiedzy pedagogicznej, psychologicznej i społecznej – analogicznie jak w innym obszarze życia z bolącym zębem chodzimy obecnie po leczenie kanałowe ze znieczuleniem do dentysty, a nie na wyrwanie do kowala.

Dodatkowa kwestia, na którą rzadko zwraca się uwagę: korporacje gromadzą masę naszych danych i nie tylko przekazują je swoim reklamodawcom (na bank był na ten temat gromadzenia i kategoryzowania wielki artykuł na netzpolitik.org, po niemiecku i angielsku – szkoda mi teraz marnować pół dnia na szukanie źródła do przypisu, w który i tak pewnie nikt nie kliknie, jednak w razie czego mogę znaleźć) ale – w razie potrzeby – także służbom czy politykom (vide np. https://cyberdefence24.pl/cyberbezpieczenstwo/sluzby-usa-kupuja-dane-z-prywatnych-firm-jak-twierdza-dla-bezpieczenstwa). I chociaż fanką ani korporacji, ani służb, ani polityków nie jestem, to pozostaje kwestia suwerenności – generalnie lepiej wspierać nasze, europejskie, niż amerykańskie, lepiej amerykańskie niż chińskie (https://cyberdefence24.pl/cyberbezpieczenstwo/chiny-widza-wszystko-dane-z-tiktoka-jednak-dostepne-dla-pekinu). Owszem, nie wiemy “co przyniesie przyszłość” – ale to jest argument za ostrożnością, a nie przeciwko niej. Chiny są groźne już teraz, a jeśli nie wiemy, “co w przyszłości zrobią Chiny” – to tym bardziej nie powinniśmy dawać im do ręki miecza z ostrzem skierowanym w naszą stronę. I skoro na polskich polityków nie do końca możemy w tej kwestii liczyć – to pozostaje liczyć na siebie i jednak tych chińskich produktów, zwłaszcza tych inwigilujących, unikać. Tematyki chińskiej nigdy jakoś bardziej nie zgłębiałam, więc pozwolę sobie tutaj skorzystać z prawa niewypowiadania się na tematy, na których się za dobrze się nie znam i odeślę do mądrzejszych ode mnie (vide np. https://techspresso.cafe/category/chiny/). Z zakresu higieny cyfrowej napomknę jedynie, że do Tik Toka nie trzeba mieć oddzielnej aplikacji, że dzieciaki potrafią obejść limity z aplikacji logując się bezpośrednio na stronę, że nie trzeba mieć konta na Tik Toku, żeby oglądać tam filmiki i że podobnie jest z innymi socialmediami. Jeśli komuś się wydaje, że może zamieść temat pod dywan, że go to jeszcze nie dotyczy, bo dziecko jest za małe, nie ma smartfona, nikt z rodziców mu socialmediów nie pokazywał – no to przykro mi, ale to tak nie działa. Jest spora szansa na to, że dzieciak z pierwszych klas podstawówki zdążył się już z tematem zetknąć i czekanie z edukacją medialną do czasu, aż dziecko będzie mieć 13 lat, to trochę jak z czekaniem z edukacją seksualną do ślubu.

I na koniec garść przydatnych linków:

Instytut Cyfrowego Obywatelstwa https://cyfroweobywatelstwo.pl/ Serwis techspresso.cafe https://techspresso.cafe/ Fundacja Panoptykon https://panoptykon.org/

Wszystkie 3 powyższe dostępne zarówno w formie tekstów na stronie, obecności w socialmediach (Fundacja Panoptykon także w Fediwersum, co się chwali) czy podcastów – jeśli ktoś by preferował taką czy inną formę przekazu. Nie proponuję konkretnych linków, bo to skarbnice wiedzy w omawianych tematach i musiałabym podlinkowywać wszystko.

Ponadto: – Raport z najnowszego badania Nastolatki 3.0 i podsumowanie NASK https://www.nask.pl/pl/aktualnosci/5316,Co-robia-nasze-dzieci-w-sieci-czyli-Raport-z-najnowszego-badania-NASK-Nastolatki.html – Fundacja Dbam o Mój Zasięg https://dbamomojzasieg.pl/ – Cyfrowa wyprawka – ma swoje lata, ale zdecydowanie warto, plus ich strona jest chyba najbardziej dbającą o prywatność ze wszystkich portali zajmujących się tą tematyką ;) https://cyfrowa-wyprawka.org – kursy CEO (info i link dzięki Fundacji Panoptykon) https://kultura.ceo.org.pl/tematy/edukacja-medialna/ -Podcast “Za Rubieżą”, 2 odcinki: o tankies https://open.spotify.com/episode/4yFNqssAO5e0E1VGH0x69l (trochę nie na temat, ale przez analogię może pomóc wszystkim twierdzącym, że Rosja czy Chiny to mniejszy problem, niż państwa zachodnie) i o chińskiej inwigilacji https://open.fm/podcasty/za-rubieza-historia-i-polityka/odcinek-198835

#szkoła #higienacyfrowa #bigtech #technologie #dzieci #edukacja #Chiny