Szacher macher z szufladkami
Bo pamięć zawsze płata psikusy, robi jakiś szacher-macher z szufladkami, burzy porządek wspomnień, robiąc ni z tego, ni z owego, jakieś wrzutki, otwierając szufladki zamknięte od lat pięćdziesięciu, sześćdziesięciu, stu.
Fot. © (z archiwum rodzinnego) Tatko na rowerze, circa 1912 rok
Na moim blogu po staremu. Znaczy, że nikt chyba nie czyta, najwyżej trafia tu przez pomyłkę. Bo w sumie, co ja oferuję? Trochę wspominek, jakieś opowiadania, sporo narzekania na portale społecznościowe, jakieś fotki bez ładu i składu. Wykwity starczej pamięci. Kogo to obchodzi? Na pewno nie młodych, a to oni głównie siedzą w necie.
Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem, nudziły mnie wspominki ojca i matki. Wydawało mi się, że staruszkowie żyją wspomnieniami, które nijak się mają do współczesności. Teraz wiem, że się myliłam, bo historia nieustannie się powtarza, w takim czy innym wariancie, bardziej dokładnie lub mniej, ale zasadnicze jej aspekty, główne nurty, stale się powtarzają. Dlaczego?
Od pewnego czasu jestem przekonana, że wszystko, co złe w historii, wynika wyłącznie z natury ludzkiej.
Człowiek brzmi dumnie? Wolne żarty. Kto jest największym szkodnikiem na ziemi? Kto nie uczy się na błędach? Kto zabija dla przyjemności?
Życie ojca swobodnie mogłoby posłużyć jako scenariusz filmowy. Pierwsza wojna światowa, rewolucja, wojna sowiecko-polska, druga wojna światowa. Kilka formacji wojskowych, młodość w okopach.
Nie odebrało mu to radości życia. Był cudownym bajarzem, tylko ja byłam za mała i za głupia. Zmarł zbyt wcześnie, abym umiała docenić jego umiejętności. Zostały urywki wspomnień, niedopowiedzenia, bo byłam wtedy za mała, aby mógł mówić wszystko.
Ojciec miał jednak jedną wadę: w ogóle nie umiał pisać. Już nawet nie mówię o bykach ortograficznych, które mu się przydarzały, ale o konstrukcji zdania. Wychował się w zaborze rosyjskim, w szkole pod rosyjskim zarządem. Język polski w owym czasie był równie pełen rusycyzmów i germanizmów co dzisiaj amerykanizmów.
A w ogóle ojciec to był człowiekiem czynu, o ścisłym umyśle. Do biurka siadał tylko wtedy, gdy trzeba było coś policzyć lub skonstruować. Już samo pisanie listów było dla niego katorgą, na którą zgadzał się tylko dla mojej mamy. A wtedy zaczynał: Moja najdroższa Ireniu!
Może gdyby wtedy były komputery z edytorami tekstu, to pisałby chętniej? Ile bym dała, aby zostawił jakieś notatki. Pamięć ludzka jest zawodna, pamięć dziecka wybiera do zapamiętania tylko to, co w jego wieku jest dla niego najistotniejsze. Jak dziecko mogłoby zapamiętać skomplikowane historie z dziejów I Legionu, I Pułku Ułanów? Wtedy, na skraju niepodległości, tyle rzeczy było pierwszych.
Zapamiętałam najprostsze, najbardziej przemawiające do wyobraźni opowieści. Można je nazwać awanturniczymi, bo przecież w takim życiorysie znaleźć się musi też coś pikantnego. Opowiedziane kiedyś jako dykteryjka, ubrane przez ojca w żartobliwe szczegóły, przetrwały w pamięci dziecka, a dziś... dziś próbuję je odtworzyć i spisać. Aby nie popełnić błędu ojca, który nie zostawił żadnych notatek.
Czemu w blogu, a nie w pamiętniku? Pamiętnik, czy raczej nieco-dziennik też prowadzę, ale wspomnienia ojca to coś, co już właściwie nie jest prywatne. To historia Polski w jej jednostkowym wydaniu. To świat, który warto pokazywać, nawet jeśli tylko niektórzy się tym zainteresują.
Jest jeszcze jedna, praktyczna przyczyna, dla której chciałabym, żeby na ten blog zaglądali ludzie zainteresowani przeszłością Polski: liczę na korygowanie tego, co mój młodzieńczy umysł umieścił w złej szufladce pamięci. Bo pamięć zawsze płata psikusy, robi jakiś szacher-macher z szufladkami, burzy porządek wspomnień, robiąc, ni z tego, ni z owego, jakieś wrzutki, otwierając szufladki zamknięte od pięćdziesięciu lat, przekształcając przypadkowe deja vu w zapamiętane fakty.
Coraz częściej widzę obrazy z najwcześniejszego dzieciństwa. Mam o czym pisać. Jeśli nikt tu nie zajrzy, trudno. I bez czytelników ten blog będzie świadectwem minionych dni. Przyda się, gdy moja pamięć, zamiast otwierać nowe szufladki, wszystkie podstępnie zatrzaśnie, zalakuje i oprószy kurzem dla niepoznaki.
Przyda się, gdy synowie zaczną pytać o przeszłość. Bo na razie starcza im teraźniejszość.
Ja jednak już wiem, że teraźniejszość starcza na krótko.
A, i to pisałam ja, a nie SI (tak na wszelki wypadek)
Comment on https://photog.social/@GalArt