25 listopada - Międzynarodowy Dzień Eliminacji Przemocy wobec Kobiet
Zarzuciłam pisanie, ale z okazji Międzynarodowego Dnia na Rzecz Eliminacji Przemocy wobec Kobiet zrobię wyjątek. Dlaczego? Bo bardzo często słyszałam (lub czytałam) różne teksty dowodzące, że dyskryminacja ze względu na płeć nie istnieje, że przemoc nie ma płci i jakiekolwiek akcje skierowane przeciwko przemocy wobec kobiet uderzają w mężczyzn. I jakoś nikomu spośród autorów tych tekstów nie przyszło do głowy, że głosząc takie tezy się do tej przemocy przyczyniają...
Czy mężczyźnie nie doświadczają przemocy? Doświadczają, wedle oficjalnych danych (które mają tę wadę, że dotyczą tylko zgłoszonych spraw) nawet częściej niż kobiety i będę szczerze kibicować wszelkim inicjatywom podjętym, by zająć sie tym tematem. Ale nie żyjemy w społecznej próżni – i przemoc wobec kobiet ma inny charakter i kontekst niż ta wobec mężczyzn. Z wielu powodów. Czytałam swego czasu interesujący artykuł – o jednym przypadku, ale ukazujący sedno problemu. Świadoma kobieta z dużego miasta pojechała do małego miasteczka, spotkała się tam z inną panią – ofiarą przemocy domowej i postanowiła jej pomóc złożyć zawiadomienie na policji. Udało się – ale tylko dzięki uporowi przybyłej, a policjant wprost przyznał, że jakby mieli tak przejmować się każdym, kto trochę żonę poszarpie...I owszem, mężczyzna będący ofiarą przemocy domowej ma jeszcze mniejsze szanse na jej zgłoszenie, analogicznie jak bezdomna kobieta ma mniejszą szansę znaleźć pomoc niż bezdomny mężczyzna, ale nie zmienia to faktu, że przemoc domowa częściej dotyka kobiety (analogicznie jak bezdomność mężczyzn). Minęło kilka lat od #meetoo, kobiety częściej mówią o tym, że były lub są molestowane, a mimo to ginekolog dostaje dwa lata w zawieszeniu za zgwałcenie pacjentki w trakcie pracy, a policja molestuje kobiety, którym powinna pomagać (vide https://oko.press/czulam-jakby-policjanci-mnie-gwalcili-pani-joanna). Niedawno usłyszałam tekst, że wyjazdy zagraniczne (do Berlina konkretniej...) są niebezpieczne, bo tam to zbiorowo gwałcą, nie to, co w Polsce. I zostałam wyśmiana za odpowiedź, że w Polsce kobiety po prostu boją się zgłaszać gwałty na policję. “Bo to bzdura, na pewno w takiej sytuacji by się nie bały” – twierdził rozmówca, oczywiście mężczyzna. Rozmawiałam kiedyś z bliską osobą kobiety, która padła ofiarą zbiorowego gwałtu. Nie z samą kobietą, bo ta już wtedy nie żyła – popełniła samobójstwo. Wedle relacji: poszła na policję – gdzie usłyszała, że jak się upiera to mogą przyjąć zgłoszenie, ale sprawcy i tak nie poniosą konsekwencji – będzie jej słowo o gwałcie przeciwko ich słowom, że zgodziła się dobrowolnie. Więc odpuściła.
Od jakiegoś czasu organizacje feministyczne walczą, by zmienić prawną definicję gwałtu – ale nie udało się nawet to. (https://oko.press/lewica-chce-zmienic-definicje-gwaltu-czy-to-barbarzynstwo-wobec-mezczyzn-sprawdzamy). Czy serio w powyższej sytuacji ktoś oczekuje, że kobieta zgwałcona przez partnera odważy się zgłosić sprawę na policję? A to właśnie w związkach do gwałtów dochodzi najczęściej (https://www.niebieskalinia.pl/aktualnosci/aktualnosci/10-istotnych-informacji-na-temat-gwaltu).
Dzięki akcji “mee too” coraz więcej kobiet przyznaje się do molestowania – ale robią to tylko te, które mają na to dość odwagi. Statystyki wciąż są zaniżone. Jak słyszę albo czytam losowego faceta dowodzącego, jak to problem jest wyolbrzymiony, bo pytał jakiejś koleżanki na imprezie i ta powiedziała, że niczego takiego nie doświadczyła...no litości. Dlaczego ktokolwiek miałby się spowiadać z prywatnych traum losowej osobie, dlaczego ktoś miałby w ogóle zwierzać się z nich komukolwiek, jeśli nie jest na to gotowy i nie ma na to ochoty? Słyszeliście o “wyzysku epistemicznym” (https://zywabibliotekapolska.pl/co-to-jest-wyzysk-epistemiczny-i-kogo-dotyczy/)? Nieraz oskarżenie o niego jest nadużywane, ale w przypadku pytania o traumatyczne przeżycia – pasuje idealnie.
Do tego dochodzi przekonanie o winie kobiety. Czy to w przypadku napaści na ulicy (“Po co sama chodzi po nocach?”), czy to w przypadku przemocy domowej. Bo “sama sobie takiego wybrała”. Tyle, że kobiet pragnących partnerskiego związku jest zdecydowanie mniej, niż mężczyzn. A panom niby zdecydowanym na partnerski model jakoś dziwnie często “równouprawnienie” przechodzi wraz z pojawieniem się dziecka. Zwłaszcza, że często wiąże się to z przeprowadzką czy to “bliżej rodziny”, czy gdzieś na wieś, gdzie ceny życia są niższe – a tam już konserwatywne otoczenie odpowiednio zadba o to, by wybić “babie” feminizm z głowy. Jeśli mimo wszystko kobieta zdecyduje się robić karierę, to im wyżej będzie chciała zajść – tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś w pracy będzie chciał jej pokazać przynależne jej miejsce w szeregu. I komu ma się wtedy poskarżyć na molestowanie? Mężowi? Rodzinie? Stwierdzą, że sama się prosiła, skoro woli się zajmować karierą, zamiast dziećmi. A kobietę zamkniętą w domu łatwiej kontrolować. I to nawet nie stosując przemocy fizycznej. Ba! Nawet nie stosując wulgarnych wyzwisk. Wystarczy zabronić wychodzić z domu (“co to za matka, która zostawia dzieci?!”), ograniczyć internet (“lepiej byś w domu posprzątała, zamiast marnować czas na facebooku! Poza tym pisząc tam o mężu czy dzieciach naruszasz ich prywatność!!”), wyśmiać zainteresowania (zawsze się jakiś powód znajdzie – od “zbyt kosztownych” – gdy Pan Mąż ma dużo kosztowniejsze, przez zbyt dziecinne/zbyt babcine, po “zbyt niekobiece, bo co to za baba, która w samochodzie grzebie?!”). Odciąć od znajomych z zewnątrz jest w zasadzie najłatwiej – wspomniana wyżej przeprowadzka+dziecko zwykle załatwia ryzyko, że ktoś wpadnie do żony ze wsparciem mentalnym. Do tego dochodzi przemoc ekonomiczna i wydzielanie każdego grosza – i w związkach, w których kobieta pracuje zawodowo – bo w patriarchacie to “mężczyzna trzyma pieniądze”, i w takich, w których ta zajmuje się domem – bo “przecież facet zarabia, więc pieniądze są jego”. W parach, w których małżonkowie znają się od lat istnieje jeszcze jeden rodzaj przemocy. Ludzie znają się już wtedy na wylot, a przez uwarunkowania kulturowe to zwykle kobieta jest tą stroną bardziej ugodową, ustępliwą i troszczącą się o innych. Rzadziej umie powiedzieć “nie”, a jeśli umie – to rzadziej potrafi w nim “wytrwać” przy presji społecznej i namolnych namowach. Na przemoc fizyczną czy wyzwiska można się jeszcze komuś poskarżyć...a mniej oczywiste sytuacje? Gdy mąż wie, że żona nienawidzi biżuterii – a mimo to z uporem maniaka tylko ją kupuje na prezent i każe ją nosić w towarzystwie, ostentacyjnie pokazując rodzicom czy kolegom z pracy, jakim to jest “cudownym” mężem? Gdy wie, że partnerka panicznie boi się wody – i wykupuje rodzinne wakacje na żaglach? Gdy żonę nienawidzącą tłumów i hałasu notorycznie zabiera się z okazji rocznicy czy urodzin do parku rozrywki czy na głośnie festiwale, bo akurat taką formę odpoczynku preferuje Pan Mąż lub – w drugą stronę – dziewczynę nie lubiącą wypoczynku na łonie przyrody ciągle zmusza do wycieczek w góry czy biwakowania, uśmiechania się na zdjęciach i opowiadania wszem i wobec z pasją o wspólnym wyjeździe? W efekcie kobieta nie tylko nie pójdzie na policję, ale nawet nie ma się komu wyżalić – bo co ma powiedzieć i komu? Że dostała kolejny złoty łańcuszek – podczas gdy jej koleżanki o takim marzą, albo że mąż zabrał ją na wakacje?
W obecnych czasach dochodzi jeszcze cyberprzemoc (vide: https://www.amnesty.org.pl/cyberprzemoc-krzywdzi-naprawde/) – i chociaż można się zastanawiać, czy w ogóle powinniśmy oddzielać świat “offline” od tego “online” (imo jesteśmy ostatnim pokoleniem, które tak robi) – to nie da się zaprzeczyć, że mowa nienawiści w internecie ma większy zasięg, niż ta w realu i że w sieci uchodzą płazem rzeczy, na które w świecie realnym nie ma przyzwolenia (a przynajmniej nie aż takiego). A kobiety padają ofiarami cyberprzemocy ze strony przedstawicieli i przedstawicielek obu płci. Grupy rodzicielskie – dla młodych matek nieraz będące jedynym kontaktem z pozarodzinnym światem dorosłych i jedynym miejscem, gdzie mogą otrzymać wsparcie – pełne są hejtu czy kulturalnych i upupiających komentarzy dowodzących, że jesteś złą matką. I nie ma sztucznej inteligencji, która wyłuskałaby z tego ścieku przydatne odpowiedzi na pytanie o np. polecanego lekarza. Nie, sztuczna inteligencja potrzebna jest do tego, żeby tworzyć farmy trolli, generować stylizowane na Barbie influencerki, dziennikarki czy sprzedawczynie (takie nie zażądają podwyżki, nie wezmą zwolnienia na chore dziecko i nie poskarżą się na molestowanie) czy nagie fotki kobiet w imię “wolności w internecie”. W okresie okołowyborczym zgłaszałam na twitterze deepfake porn kandydatek na posłanki – ktoś przerabiał ich billbordy nadając im seksualny charakter. Po godzinie miałam odruch wymiotny. Twitter albo nie widział problemu, albo uznawał, że problem istnieje – ale dopiero pare dni po wyborach. W międzyczasie za krytykę zjawiska zarobiłam trochę niemiłych komentarzy i parę banów, napisałam tekst wskazujący na problem i wróciłam do swoich spraw. Mogłam, jestem osobą prywatną. Kobiety będące osobami publicznymi muszą się z tego typu problemami, w mniejszym lub większym stopniu (czasem chodzi o deepfakeowe zdjęcia jak powyżej, czasem “tylko” o krytykę ze względu na “niekobiecą” pozę czy nieidealny makijaż), mierzyć na co dzień. I nie mówię tutaj bynajmniej tylko o atakach ze strony chłopców z Konfederacji – bo dopuszczają się ich także ludzie z lewicy, obu płci. W imię “osoba publiczna musi się liczyć z krytyką”. Jakoś analogicznej krytyki pod adresem mężczyzn w podobnej skali nie widuję. Sugestii, by stary biały facet założył spódniczkę mini i buty na obcasie, to może jego kompetencje menadżerskie zostaną szybciej zauważone – też jakoś nie słyszałam.
O cyberprzemocy wśród dzieci i młodzieży można by stworzyć kilka oddzielnych, równie długich wpisów. Powiedzmy, że jeśli w czasach naszej młodości słyszałyśmy w szkole, że mamy być miłe i “ładne” (oc wedle jakiegoś skrzywionego kanonu piękna), to po szkole tym samym nie atakował nas instagram czy tik tok (vide: https://www.facebook.com/FundacjaICO/posts/pfbid0uzDQtj23ApBP8gSHkkKnHY165u4ze8sbQA3nSzHxtYdGMA8JJKLPUyVwSRJBNQNBl , https://www.facebook.com/magda.bigaj/posts/pfbid0Cvse3ZGsXXeYcwXgXfYmwVjD3nJ9o9HCHRuPqSvhbrvfQnLmKVDFDMMz9hqS7oqXl, https://kosmosdladziewczynek.pl/portal-wiedzy/ale-temat/moja-corka-jest-hejtowana-cyberprzemoc-rowiesnicza). Jeśli ktoś zrobił nam kompromitujące zdjęcie – nie trafiało ono do internetu, nie było technologii, która umożliwiała “rozbieranie” nas na zdjęciach i rozesłanie efektów tego po całej klasie. Jak myślicie, kto prędzej trafi do aresztu – facet grzmiący, że nie powinno się takich kwestii regulować i że powinno się na to wszystko pozwolić w imię wolności słowa i biznesu, czy matka hejtowanej nastolatki, która nie wytrzyma i strzeli temu facetowi w twarz?
Btw, jeśli już jesteśmy przy przemocy i elektronice – zastanawialiście się kiedyś, jak cyfryzacja wpływa na życie kobiet będących w przemocowych związkach? Trudniej pójść do kogoś zaufanego (czy to po wsparcie moralne, czy chociażby w celu przechowania tam potajemnie zarobionych pieniędzy) i potem w domu wykręcić się kolejką u lekarza czy spóźnionym autobusem. Te same lokalizatory, które jednym kobietom dają poczucie bezpieczeństwa podczas samodzielnego powrotu do domu nocną porą, dla innych oznaczają, że przemocowy mąż czy partner śledzi każdy ich krok.
I na koniec. Co można z tym zrobić? Nie będąc politykiem/czką, influencerem/rką itp.?
Być i okazać wsparcie. Problemem kobiet jest nie tylko to, że ktoś stosuje wobec nich taką czy inną formę przemocy – ale także to, że nie mają z kim o tym porozmawiać. I dotyczy to zarówno małych konserwatywnych społeczności, gdzie dziewczyna może usłyszeć, że “chłopcy tak mają”, jak i wielkomiejskich korpo – gdzie babka na wysokim stanowisko może bać się przyznać, że jest ofiarą przemocy, “bo gdyby chciała, to by odeszła”. Owszem, ofiara przemocy zwykle potrzebuje czegoś więcej, niż wsparcie mentalne – ale bez niego nieraz nie będzie w stanie uwierzyć, że jest w stanie to “coś więcej” zdobyć czy osiągnąć. Innymi słowy – żeby uwierzyć w siebie często potrzebuje kogoś, kto uwierzy jej i uwierzy w nią.
Zachowywać się empatycznie, a jeśli w tej mierze zawiedziemy – to przeprosić i przyznać się do błędu. Owszem, słowa ranią i żadne przeprosiny tego nie zmienią – ale wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy popełniamy błędy (tutaj polecam tekst – https://www.facebook.com/blogojciec/posts/pfbid02PhZy1bCzv4uervXmUYj2kTUwtr7YAo8cVKrBX4Ga1PHKSauBMxbhwmp4hfAvJz8hl – niby o relacji na linii rodzic-dziecko ale do innych międzyludzkich też pasuje). Przyznając się do nich nie sprawisz, że kobieta nagle zacznie Ci ufać – ale jest większa szansa na to, że kiedyś nie będzie bała ci się z czegoś zwierzyć, lub że przynajmniej nie będzie mieć wrażenia, że “inni też są przeciwko niej”.
Rozszerzając powyższe: nie popadać w victimblaming (obwinianie ofiary), w ogóle nie brać w nim udziału, gdy ktoś próbuje nas wciągnąć w dyskusję na ten temat. Zupa rzeczywiście była zasłona? Może i była, ale dywagując “czy gdyby żona dała mniej soli to mąż by się tak nie zdenerwował” odsuwasz sedno problemu. W dywagacjach nad “za krótką spódniczką” – podobnie. Kontekst jest ważny – nad kwestią “zbyt krótkiej spódniczki” można dywagować w kontekście ubioru odpowiedniego do pogody, a nie seksistowskich tekstów czy gwałtu.
Wychowywać dzieci na empatycznych ludzi i nie bagatelizować sprawy, gdy ich zachowanie jest nieodpowiednie. Wyzywanie chłopców od dziewczynek, żeby ich obrazić nie jest ok. Ciągnięcie za warkoczyki to nie końskie zaloty. Klepanie po tyłku, zaglądanie pod spódniczki czy “strzelanie” stanikiem to nie “niewinna zabawa”. To molestowanie i to molestowanie w wykonaniu “tylko dzieci”, których zachowania są ignorowane przez dorosłych.
Budować relacje i zadbać o higienę cyfrową naszą i dzieci. Widziałam gdzieś tekst pod adresem patoinfluncera: “nie obchodzi mnie, co robi w internecie moja córka, ale jak coś jej zrobisz, to...”. Jeśli nie obchodzi Cię, co robi w internecie Twoja córka i generalnie nie interesujesz się jej życiem to jest mała szansa na to, że powie Ci, gdy coś się stanie. Nie chodzi o to, by wykluczyć wszystkie przykre sytuacje – bo to niemożliwe, chodzi o to, by zbudować relacje i zaufanie, by dziecko zwróciło się do Ciebie z problemem, gdy coś się wydarzy
Reagować. Żyjemy w kulturze gwałtu (https://pl.wikipedia.org/wiki/Kultura_gwa%C5%82tu#/media/Plik:Rape-Culture-v5_-_polish.png), a ignorowanie “małych” jej aspektów prowadzi do dużych. Więc reagujcie. I dotyczy to zarówno mężczyzn omawiających wygląd np. polityczek, zamiast ich kompetencji, jak i kobiet głoszących seksistowskie teksty pod adresem mężczyzn. Facet, który będzie ignorował wszelkie uwagi swojej matki, żony czy siostry, bo “to babskie sprawy a on nie interesuje się feminizmem” – może posłuchać rady kolegi, stanowiącego dla niego większy autorytet.
Zrozumieć strach i mechanizm współuzależnienia (vide np. https://psychoterapiacotam.pl/wspoluzaleznienie-czy-jestem-osoba-wspoluzalezniona/) – jeśli ktoś mimo strachu czy współuzależnienia zwrócił się do nas o pomoc – to kosztowało go to naprawdę dużo przełamywania barier i odwagi. Jeśli pomożemy takiej osobie – np. znajdując psychologa – a ona nie stawi się na wizytę, zapewniając miejsce do spania – a ona i tak wróci do przemocowego partnera – nie oceniajmy negatywnie. Nie mówię, że mamy ciągle dawać “kolejną szansę” – ale jeśli nie chcemy danej osobie dalej pomagać przynajmniej nie komentujmy, że widocznie “lubi bicie” i nie rozgłaszajmy wszem i wobec, że “nie warto pomagać, bo ofiary są same sobie winne”. Wyjście z przemocowej relacji wymaga czasu (https://zdrowie.pap.pl/psyche/dlaczego-kobiety-tkwia-w-przemocowym-zwiazku-siedem-przyczyn)
Nie oceniać swoją miarą. To, że “Ty byś nigdy...” nie świadczy o tym, że każdy tak potrafi. Ludzie mają różne doświadczenia, charaktery, predyspozycje czy odporność psychiczną. Jeśli wyrwałaś się z przemocowego związku np. w liceum, mając wsparcie rodziców – to Twoje doświadczenie nie przekłada się 1:1 na będącą ofiarą przemocy matkę 5 dzieci, która od 20 lat nie pracuje zarobkowo. Takim ocenianiem zamiast wsparcia jedynie wpędzasz ofiarę w większe poczucie winy, że nie potrafi się wyrwać – ale nie poprawiasz jej sytuacji. Nawet, jeśli wydaje Ci się, że Ty byś na jej miejscu... – to nie siedzisz w czyjejś skórze, nie masz tych samych myśli i doświadczeń.
Wykorzystać swoje mocne strony. Każdy jest w czymś dobry. Możesz wysłuchać, dać pracę, załatwić psychologa, okazać wsparcie moralne, zrobić research miejsc oferujących pomoc, popilnować młodej matce dziecka – by ta mogła usłyszeć własne myśli, wyciągnąć ją z domu itp. Możesz edukować otoczenie, zwracać uwagę na seksistowskie czy przemocowe zachowania, uwrażliwiać. Nawet, jeśli sam(a) nie jesteś sprawcą ani ofiarą przemocy – to problem jest nie tylko indywidualny, ale systemowy i ignorując pewne kwestie w imię “to nie moja sprawa” – normalizujemy je.
I na koniec – parę namiarów na pomoc systemową. Kropla w morzu potrzeb:
Telefon dla ofiar przemocy w rodzinie: 800 120 002 Niebieska linia: https://www.niebieskalinia.pl/ Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę: https://fdds.pl/ Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: https://116111.pl/ Telefon zaufania dla mężczyzn (tak, wrzucam go tutaj świadomie – jedną z przyczyn przemocy mężczyzn wobec kobiet jest to, że wychowywano ich na “twardych facetów”, zamiast uczyć radzenia sobie z emocjami) https://www.fundacjaipw.org/mezczyzni strona rządowa dla ofiar przemocy w rodzinie: https://www.gov.pl/web/gov/skorzystaj-z-pomocy-dla-osob-dotknietych-przemoca-w-rodzinie Cyberprzemoc: https://dyzurnet.pl/zglos-nielegalne-tresci