Czy warto głosować?

#wybory #demokracja #polityka

jeszcze ostrzeżenie przedswstępne: o ile nie piszę tutaj o tym, na kogo głosować (mam swoje typy i się z tym nie kryję, jednak nie o tym jest ten wpis), to tekst może obrażać czyjeś uczucia pisowskie lub uczucia konfederackie. Jeśli jesteś fanem lub fanką jednej z tych opcji: czytasz na własną odpowiedzialność.

Ok, wprawdzie myślałam nad jakimś mocniejszym i bardziej sloganowym tekstem prowyborczym, ale prozaicznie za dobrze rozumiem wszystkie strony, by być tak jednoznaczną w ocenie. Moje podejście do wyborów ewoluowało od “trzeba wybrać kogoś, kto będzie mnie godnie reprezentował” w liceum, poprzez “polityka to bagno, a każda władza żyć przeszkadza” w okresie mniej więcej studenckim po “wprawdzie polityka to bagno, ale i tak nas dotyczy, więc trzeba wesprzeć kogoś, kto ma siłę się w tym bagnie babrać” obecnie. Z tej racji słyszałam już chyba wszystkie możliwe tezy, wątpliwości czy mity odnośnie polityki i polityków. Więc po kolei:

1. Mój głos nie ma znaczenia, bo wszyscy politycy są tacy sami, zależy im tylko na korycie, nie liczy się dla nich nasze dobro

Czyli nałożenie się na siebie kilku problemów: uogólnienia dot. całej grupy zawodowej oraz niechęci do polityki.

“Wszyscy politycy” nie są “tacy sami”, podobnie jak “tacy sami” nie są wszyscy nauczyciele, wszyscy aktorzy, wszyscy policjanci czy wszystkie pielęgniarki. Owszem, każdej grupie zawodowej przypisuje się – mniej lub bardziej słusznie – pewne cechy charakterystyczne dla danego zawodu. Analogicznie, jak zakładamy, że nauczycielowi czy nauczycielce zależy na tym, by przekazać dzieciom wiedzę i otrzymać za swoją pracę pensję – osobie sprawującej funkcję polityczną zależy na tym, by wykonać swoją pracę i otrzymać za to wynagrodzenie. I jak w szkole znajdą się ludzie uczący z pasją i zaangażowaniem oraz tacy, którzy chcą tylko odbębnić swoje, a w służbie zdrowia ludzie z sercem do pacjenta i tacy skupieni na plotkach i kawie w pomieszczeniu socjalnym, tak i w polityce część poświęci się swojej pracy z pełnym zaangażowaniem, a część – wręcz przeciwnie. Zamiast się wypinać na wszystkich lepiej po prostu poszukać takich, którzy będą pracować (względnie) rzetelnie.

I jeszcze jedno. Mamy tendencję do polaryzacji – sprzyja temu zarówno poziom dyskursu politycznego w Polsce, algorytmy w socialmediach czy gorąca, czasem podkręcona alkoholem, atmosfera podczas rodzinnych spotkań. Stąd albo tendencja do wybielania “swoich” i oczerniania “tych drugich”, albo – jeśli jesteśmy w obozie niegłosującym – demonizowania wszystkich polityczek i polityków. Rzućcie okiem na siebie samych i na ludzi z waszego otoczenia. Rodzina, znajomi, koledzy i koleżanki z pracy itp. Czy ktoś z tego grona zrobił kiedyś coś głupiego? Zrobił coś, czego potem żałował? Może palnął coś w internecie? No właśnie. Różnica jest taka, że jeśli Małgosia z pracy powie coś głupiego na konferencji, a tata Jasia z IIc obrazi na wywiadówce innego rodzica, sprawa będzie znana małej grupie osób i finalnie rozejdzie się po kościach. Bo Małgosia, poza tą jedną wpadką, pracuje rzetelnie i zwykle można na nią liczyć, a tata Jasia wprawdzie powinien nad sobą zapanować, ale miał gorszy dzień i go poniosło, a na co dzień jest dla ludzi miły. Problem przy osobach publicznych (w tym politykach i polityczkach) polega na tym, że nie widzimy tego “na co dzień”. I nie mówię, żeby nie reagować, gdy poseł czy posłanka opublikują coś niestosownego – ale żeby nie oceniać całej postaci przez pryzmat jednej viralowej wypowiedzi. Jeśli uważamy, że tata Jasia, mimo zaistniałej sytuacji, i tak powinien się znaleźć w trójce klasowej, bo od zawsze angażował się w szkolne sprawy – to może podobne podejście powinniśmy mieć do kandydata lub kandydatki w wyborach do sejmu, nawet, jeśli kiedyś powiedział(a) coś nie tak?

2. Politycy to darmozjady, nic nie robią

Wejdźcie sobie na https://www.sejm.gov.pl/sejm9.nsf/proces.xsp i rzućcie okiem chociaż na dokumenty z pierwszej strony. Ile zajmie Wam ich pobieżne przejrzenie, ile przeczytanie, a ile zgłębienie (to akty prawne, więc są naszpikowane odniesieniami typu “dot. przypadków opisanych w ustawie takiej i takiej, Art. 7 ust. 5h” – więc jak chcesz się dowiedzieć, o co chodzi, to musisz zajrzeć też do innych aktów prawnych)? Widzę, ile mi zajmuje przejrzenie pojedynczych projektów z mojej bańki informacyjnej. A nie muszę przeglądać wszystkich innych i- w przypadku pracy w komisjach – kłócić się o nie z ludźmi z przeciwnej opcji politycznej.

3. Gdyby wybory coś zmieniały, dawno by ich zakazano", tudzież "wszystkie partie są takie same

Partie składają się z ludzi, nie z robotów, więc rozbieżności są czymś naturalnym nawet w ramach jednej partii. I o ile programy niektórych opcji mogą być do siebie częściowo zbliżone, to pod innymi aspektami będą się już różnić. Kwestia zgłębienia tematu. W pozostałych przypadkach nawet nie trzeba zgłębiać. Czasami o twardym elektoracie danej partii mówi się, że są jej wyznawcami. Klapki na oczach, bezkrytyczne podejście, wpatrzeni w liderów niczym w guru. Takie sekciarskie podejście jest niezdrowe – i nieważne, czy chodzi o “moja ulubiona partia ma we wszystkim 100% racji”, czy o “nie chodzę na wybory bo te partie niczym się nie różnią”. Żeby nie widzieć różnicy w programie i podejściu Konfederacji i Razem? Serio?

4. Nie potrzebujemy polityków. Doskonale radzimy sobie bez nich w naszej organizacji, politycy tylko przeszkadzają.

Państwo jest czymś bardziej skomplikowanym, niż “wasza organizacja”. Niezależnie od tego, czy twierdzisz, że “państwo nie powinno istnieć”, czy że “powinno istnieć, ale bez polityków”. Dobrze dogadujecie się w waszej organizacji – bo się znacie, macie przynajmniej częściowo wspólne cele i poglądy, dbacie o jeden lokal czy budynek. Innymi słowy – dobrze sobie radzicie we własnej bańce i chwała Wam za to. Ale państwo to coś więcej, niż własna bańka. Spójrzcie na przykład ulicy, przy której znajduje się kilka bloków mieszkalnych lub większy zakład pracy. Tam będzie już większa różnorodność i mniejsza szansa na to, że ludzie na coś zgodnie przystaną. Kto nigdy nie zetknął się z problemami sąsiedzkimi typu “mieszkam na parterze, więc nie dorzucę się do windy”, tudzież awanturze na zebraniu rodziców o to, czy dzieci mają dostać zabawkę, czy iść do teatru? To przecież mikroskala i – z państwowego punktu widzenia – zwykłe pierdoły, a już na takim etapie ludzie mają problem, żeby dojść do porozumienia. Mieszkamy w kraju 40 mln indywidualistów i czy nam się to podoba, czy nie, potrzebujemy polityczek i polityków. Był taki jeden, który przejął Twittera, bo mu się wydawało, że zarządzanie czymś dużym jest proste, jak zarządzanie jakąś małą firemką. Twitter dobrze na tym nie wyszedł.

5. Nie interesuję się polityką i dzięki temu jestem szczęśliwsza/y".

Ale polityka interesuje się Tobą. Decyzje podejmowane przez parlament dotyczą nas wszystkich. I finalnie możesz być bardziej nieszczęśliwa/y, gdy okaże się, że teraz musisz zapłacić wyższy podatek albo że na miejsce w szpitalu musisz czekać jeszcze dłużej, bo ktoś inny zdecydował za Ciebie.

6. "Mój jeden głos nic nie zmieni"

Po pierwsze – zdarzały się już przypadki zwycięstwa jednym głosem (przykład z USA: https://antykorupcja.gov.pl/ak/retrospekcje/retro/9390,Zwyciezca-jednym-glosem.html). Po drugie – jeśli uwzględnić jak małe były różnice procentowe w ostatnich polskich wyborach prezydenckich – to każdy jeden głos jest na wagę złota. Przy podejściu “mój głos nie ma znaczenia” widzę raczej brak wiary w poczucie sprawczości...

7. "Nie chodzę na wybory, bo brzydzę się polityką"

Cóż, to trochę jak z antybiotykiem. Też jest gorzki, obrzydliwy i nie pozostaje obojętny dla organizmu, ale czasami warto się przemóc i go przyjąć, dla własnego dobra. Bo potem może być już za późno. Chociaż oczywiście znajdą się tacy, którzy mimo to antybiotyku nie wezmą i mają do tego prawo.

8. "Zagłosowałbym, ale nie wiem gdzie"

Powiedzmy, że rozumiem frustrację wynikającą z tego, że plakaty wyborcze wiszą na każdym drzewie, a jak człowiek się już przełamie i chce ruszyć do urny, to nigdzie nie może znaleźć stosownej informacji. Na szczęście jest “https://wybory.gov.pl/sejmsenat2023/pl/obwodowe/wyszukiwarka"

9. "Kto nie poszedł na wybory, musi siedzieć cicho i się dostosować, bo zmarnował swoją szansę na oddanie głosu" vs "kto poszedł na wybory, zaakceptował zasady gry - więc musi się pogodzić z jej wynikiem, siedzieć cicho i się dostosować"

Luuudzie. Póki co jeszcze mamy demokrację. Staczającą się w stronę autorytaryzmu, ale jednak demokrację. A w demokracji można krytykować władzę, ba! – powinno się to robić. Nie odbierajmy sobie wzajemnie prawa do protestu i przynajmniej nie wyręczajmy władzy w “divide et impera”

10. "Opozycji nie zależy na wygranej, bo wygodnie być w opozycji"

Patrząc na zachowanie co niektórych opozycjonistów też czasami odnoszę takie wrażenie. Natomiast nawet wychodząc z takiego założenia – to wciąż ktoś musi na nich zagłosować, żeby, prozaicznie, jakakolwiek opozycja w Polsce była.

11. "Wolę zagłosować na kogoś, kto wygra, a preferowana przeze mnie frakcja nie ma na to szans. I tak wygra skrajna prawica, więc po co iść na wybory?"

Znów – j.w. Jeśli jakaś partia zdobędzie 100% mandatów, to będzie dyktatura, a nie demokracja. Wybory do sejmu i senatu nie są zerojedynkowe. Głosujesz na daną opcję polityczną – żeby była reprezentowana w parlamencie. Plus głos na mniejsze partie (nie mówię tutaj o kanapowych, ale o takich, które mają szansę, by ktoś od nich zasiadł w sejmowych ławach) jak najbardziej ma sens, bo wtedy ktoś pilnuje Twoich spraw. I lepiej, żeby pilnowała ich tam jakaś mniejszość, niż nikt.

12. "Lepiej oddać głos na 4 lata" vs "lepiej działać oddolnie na co dzień"

To się nie wyklucza. Jeśli ktoś czuje, że nie da rady wziąć udziału w wyborach, ale świetnie czuje się w innych działaniach np. na rzecz lokalnej społeczności – niech działa dalej, lokalna społeczność tylko na tym zyska. Jeśli ktoś nie ma siły i czasu angażować się na co dzień, wychodząc z założenia, że od postawy obywatelskiej są wybory – niech idzie na wybory. Ale z powodzeniem można to połączyć, działać na co dzień i iść na wybory raz na 4 lata (a w zasadzie to częściej – najbliższe samorządowe przypadną pół roku po parlamentarnych).

13. "Politycy są fałszywi, obłudni, zajmują się głównie propagandą i manipulują ludźmi"

Ekhm...z jednej strony częściowo tak, a z drugiej – dokładnie to samo robią korporacje, a jakoś nie zauważyłam równie masowego bojkotu Facebooka, Instagrama czy Coca Coli. Co więcej – podobne nastawienie reprezentuje wielu ludzi, zwłaszcza tych neurotypowych. A to podkoloryzowane CV, a to odpowiedź na pytanie “dlaczego mamy wybrać Pana spośród wielu kandydatów”, a to “jakie są Pani wady” (szczerość nie popłaca), a to kiełbasa marketingowa różnych sklepów w postaci “oddaj nam twoje dane, zainstaluj aplikację, dostaniesz kiełbasę gratis”, a to chińszczyzna sprzedawana masowo w sklepach, o której żaden sprzedawca nie powie wprost “niech pani tego nie kupuje, to bubel, zepsuje się po godzinie, poza tym sprowadzanie tego jest nieekologiczne i wzmacnia Chiny, niech pani lepiej kupi ekologiczną polską zabawkę u konkurencji obok”. Osobiście wolę rzetelną informację – i mam perspektywę kogoś, kto za tę rzetelną informację często obrywał. Sorry, jako społeczeństwo chyba jednak wolimy działania marketingowe, przy wyborach zwane propagandą. Polityk/polityczka, który/a będzie do bólu szczery/a, zarzuci nas długim merytorycznym wykładem zamiast wyborczym sloganem, nie będzie dostosowywać przekazu do tego, co elektorat chce usłyszeć – prozaicznie ma marne szanse w wyborach. Moja rada? Zrobić własne badania. Sprawdzić, która z osób kandydujących w wersji optymistycznej najbardziej nam odpowiada, w wersji pesymistycznej – najmniej nas odstręcza i zagłosować na nią mimo propagandy wyborczej.

14. "Ok, niech sobie uprawiają marketing wyborczy, skoro muszą, ale niech to będzie jako dodatek do pracy merytorycznej, a nie jej zastępstwo. Powinni reprezentować nas, wyborców, a reprezentują tylko siebie. Ilekroć proszę polityka lub polityczkę o stanowisko lub reakcję w ważnej dla mnie sprawie, ci nie reagują"

Niestety, znam ten problem aż za dobrze. Owszem, są wprawdzie osoby związane z polityką zaangażowane w obustronny dialog z wyborcami i wyborczyniami, ale w wielu przypadkach wygląda to właśnie tak, jak w wyżej przedstawionym zdaniu. To jeden z głównych powodów, dla którego tak dobrze rozumiem niegłosujących ;–) Uwzględniając działania 2 konkretnych polityków w jednej interesującej mnie i ich tematyce, jakbym miała zagłosować na tego z preferowanej przeze mnie partii i lub na tego drugiego, to wybrałabym tego drugiego. Poważnie. Po prostu widzę, że mu zależy, że podejmuje jakieś realne działania, a komunikacja z tym pierwszym przypomina rozmowę ze ścianą. Ale to nie oznacza, że jesteśmy na taką komunikację z klasą polityczną skazani. To, jak obecnie wygląda dyskurs polityczny to nie tylko kwestia samych polityków – ale też szeroko pojętego społeczeństwa. Polityk/czka musi widzieć, że dane działanie się mu/jej politycznie opłaca. Dlatego warto działać oddolnie, warto działać w NGOsach, warto nagłaśniać różne sprawy żeby po pierwsze – komuś w elitach opłacało się ruszyć temat, po drugie, jak górnolotnie by to nie zabrzmiało – reprezentować stronę społeczną. Na przykładzie: jeśli społeczeństwo obywatelskie będzie domagać się liberalizacji prawa antyaborcyjnego, środowiska lekarskie udzielą w tej kwestii wiedzy eksperckiej, feministyczne NGOsy napiszą projekt i pozbierają podpisy – to wciąż będą potrzebni politycy i polityczki, którzy ogarną projekt w sejmie i komisjach, którzy będą trzymać rękę na pulsie w razie oporu drugiej strony itp. Co mogę doradzić? Dokładniej przejrzeć listę kandydatów i kandydatek, może jest tam ktoś z mniej olewackim podejściem. A jeśli nie ma – przejrzeć programy poszczególnych opcji i zagłosować mimo to. Jest spora szansa, że jak delikwent czy delikwentka dostanie się do sejmu i trafi do sejmowej komisji – to dla własnej politycznej kariery będzie musiał(a) wziąć naciski społeczne pod uwagę. I prawem statystyki lepiej, żeby to jednak była osoba z naszej strony barykady. Skrajna prawica ma swoich posłów i posłanki i swoje organizacje nacisku. Które będą tym prężniej działać, im więcej pola im oddamy i im bardziej odpuścimy.

15. "Polityka to zgniłe kompromisy"

Owszem, jak wiele rzeczy w naszym życiu. Zrobić zakupy w pobliskim sklepie pod szyldem firmy, która wciąż prowadzi interesy w Rosji, czy jechać gdzieś dalej, marnując czas i współtworząc większy smog? Gnieździć się w kawalerce w dużym mieście czy kupić większe mieszkanie na wsi wiedząc, że pod deweloperkę wycięto las? Pracować więcej, spędzając mniej czasu z rodziną ale dzięki temu wspierając lokalnych przedsiębiorców, czy poświęcić więcej czasu rodzinie i wspierać gospodarkę chińską zamawiając wszystko na AliExpress? (tak, wiem, realia to bardziej “pracować więcej, żeby człowieka było stać na jakieś badziewie z AliExpress”, ale wiecie, o co chodzi). Rozumiem niechęć do kompromisów, ale jeśli ktoś idzie na kompromis, bo akurat ma ochotę na chipsy, a w sklepie są tylko te niefajnej korporacji, to może warto by pójść na te wybory? Bez paczki chipsów da się przeżyć. Bez prawa do sensownej opieki medycznej, polityki mieszkaniowej itp. już trudniej.

16. "Idąc na wybory będę współodpowiedzialny/a za czyny polityków"

Imo najważniejszy argument, przez drugą stronę niesprawiedliwie pomijany lub niesłusznie nazywany “lenistwem i obojętnością polityczną”. I sprawa w swej naturze mocno skomplikowana.

Czy wyborca w pewien sposób współodpowiada za czyny polityków? Owszem. Legitymizował ich władzę. A czy odpowiada za nią osoba bojkotująca wybory? W pewnym sensie także, bo mogła zapobiec (głosując na przeciwną opcję), a tego nie zrobiła. Coś, co w jednych okolicznościach będzie “odmową współuczestnictwa”, w innych będzie “zaniechaniem działania w słusznej sprawie”. To nie są proste dylematy i nie da się tego prosto rozstrzygnąć.

Moja rada? Przyjmij, że to taki sam kompromis, jak wszystkie inne i spróbuj wybrać mniejsze zło – partię, która najmniej uwiera, osobę kandydującą, odnośnie której masz najmniej negatywnych uwag. I jeśli stwierdzisz, że coś robi nie tak – mów o tym. Jako elektorat danej partii tym bardziej masz do tego prawo. Tylko uwzględnij kontekst – czyli przed wyborami charakter walki wyborczej, to, że politycy będą na siebie wyciągać różne brudy i grillowanie tego, że wybrany przez Ciebie kandydat 20 lat temu obraźliwie nazwał szwagra niekoniecznie jest w tej chwili palącym problemem...

A jeśli uważasz, że nie dasz rady? Że partia, na którą zagłosowałeś zrobi coś niewybaczalnego i to będzie Twoja wina, za którą nie udźwigniesz odpowiedzialności? To nie idź na te wybory. Serio. Mimo wszystko społeczeństwo będzie mieć więcej pożytku ze społecznika, który, bojkotując wybory, ciągle działa na innych obszarach robiąc coś pożytecznego, niż z takiego, który zrobił sobie coś złego, bo zjadły go wyrzuty sumienia. I w międzyczasie staraj się tę kwestię przepracować – wzbudzanie w kimś wyrzutów sumienia to potężna broń i lepiej umieć się z tym uporać, niezależnie od polityki.

17. "Co z tego, że ja pójdę na wybory, skoro młodzież i tak ma wszystko w d... i siedzi na Tik Toku"

To my, starzy, urządziliśmy młodzieży taką rzeczywistość i wypadałoby wziąć odpowiedzialność za własne czyny, zamiast przerzucać ją na młodzież. Młodzi i bez tego mają ciężko. A jak zastanawiasz się, w jaki sposób można zachęcić młodych do udziału w wyborach – może zacząć od niezachowywania się jak dziaders?

A jak już jesteśmy przy generalizacji i stereotypach – nie każda babcia głosuje na PiS, nie każdy “młody i wykształcony z dużego miasta” na KO, więc zanim rzucicie tego typu “oskarżeniem”, ugryźcie się w język. Nigdy nie wiecie, jakie kto ma zdrowie i nerwy, możecie kogoś niechcący na tamten światy wysłać.

18. "Nie lubię polityki i polityków"

Nie musisz. Wybierasz osoby do sprawowania określonych funkcji, a nie do lubienia. Po prostu zagłosuj na kogoś, kto po wybraniu nie zamknie Cię za to, że go krytykujesz.

19. "Nie chodzę na wybory, bo mieszkam za granicą"

Sensowne i logiczne. To jednak trochę nie fair, że my nie możemy urządzać życia mieszkającym np. w W. Brytanii czy U.S.A, a oni nam już tak. Jak sobie pomyślę o ludziach mieszkających w kraju, gdzie aborcja jest legalna do 20 (czy późniejszego) t.c., nie zamierzających wrócić do Polski, którzy głosują za tym, by w Polsce aborcja była całkowicie zakazana, to ciśnie mi się na klawiaturę dużo niecenzuralnych słów... I chyba tu jest sedno problemu, bo oni dylematu “czy głosować” nie mają, a po naszej stronie trwają dywagację nt. tego, co jest, a co nie jest fair... Rozdzieliłabym tutaj kilka aspektów. Czy chcesz głosować i możesz to zrobić w miarę bezproblemowo? Sprawa oczywista. Głosowanie wiąże się dla Ciebie z długą i kosztowną podróżą? To już musisz przekalkulować. Jeśli zależy Ci na kraju, chcesz tu wrócić na stałe czy wracać sezonowo, żyją tutaj ludzie, na których losie Ci zależy – imo jednak warto w miarę możliwości czasowo-finansowych wybrać się na wybory. Masz polskie obywatelstwo, bo akurat tak wyszło, ale albo nigdy w kraju nie mieszkałe/aś, albo mieszkałe/aś, ale po wyjeździe nie czujesz się już z Polską w żaden sposób związany/a? Cóż, w takim razie miło, że wciąż czytasz ten tekst i dotarłe/aś aż tutaj ;–)

20. "Nie wiem, na kogo głosować/nie mam na kogo głosować"

Tutaj jest kilka opcji, mniej lub bardziej czasochłonnych. Możesz ustalić, które opcje najbardziej Cię rażą – i skupić się na kandydatach i kandydatkach z opcji pozostałych albo wybrać frakcję (jedną lub więcej) która najbardziej Ci się podoba/najmniej uwiera i skupić się na niej. Jeśli nie chcesz przeglądać programów partyjnych – są do tego w internecie różne narzędzia, ale z nimi też trzeba ostrożnie, bo są naprawdę różnej jakości. Ot, znam przypadek, gdy komuś, kto bynajmniej nie chce zwiększenia rosyjskich wpływów, odebrania kobietom praw wyborczych i legalizacji znęcania się nad dziećmi wyszła Konfederacja, bo test skupiał się głównie na postulatach gospodarczych, a pozostałe pomijał. Osobiście najbardziej lubię https://latarnikwyborczy.pl/ (krótki, ale przekrojowy i wynik wyszedł najbardziej zbieżny z tym, co czuję), inni zachwalają też https://mypolitics.pl Przy mniejszym wysiłku wybierasz po prostu listę, przy większym – konkretną osobę z listy (z adnotacją, że i tak może się nie dostać i na głosach na nią skorzysta kolega lub koleżanka z innym numerem, ale im więcej osób na daną osobę, tym większa szansa, że się dostanie). Możesz przejrzeć kandydatów i kandydatki, możesz się z nimi jako wyborca czy wyborczyni skontaktować, wypytać o istotne dla Ciebie kwestia. Jeśli irytuje Cię propaganda wyborcza i okaże się, że ktoś wiszący na okolicznych plakatach ignoruje Twoje zapytania, a ktoś inny z listy mniej wyróżnia się w kampanii, ale za to merytorycznie Ci odpowiedział (tudzież w ogóle odpowiedział w przeciwieństwie do innych) – to łatwiej będzie Ci podjąć decyzję. Co więcej, taką informacją możesz się publicznie pochwalić – może dzięki temu ktoś, kto ma większy szacunek do wyborców i wyborczyń dostanie się do sejmu kosztem kogoś dobrego jedynie w propagandzie? I jeszcze jedno – zwróćcie uwagę, kto u Was startuje do senatu, bo tam wybór jest zwykle bardziej ograniczony. Żebyście nie dowiedzieli się dopiero przy urnie, że “chcę głosować na lewicę ,a nikt z lewicy do senatu w moim okręgu nie startuje”.

21. Żadna partia mnie nie reprezentuje/moje poglądy polityczne nie są w pełni zgodne z żadną partią

I dobrze, to świadczy o tym, że myślisz samodzielnie i jesteś mniej podatna/y na propagandę. Bezkrytyczni wyznawcy dowolnej partii politycznej potrafią do niej zniechęcić bardziej, niż fanatycy religijni do religii. Zamiast zostawać wyznawcą dowolnej ideologii lepiej więc przekalkulować na chłodno. Po pierwsze wybieramy sobie posłów i posłanki, nie niewolników i niewolnice. Nie ma opcji, by reprezentowali nas w 100% – to by nawet niebezpieczne było...Wybiera się albo kogoś, komu mniej więcej jest z nami po drodze, albo po prostu mniejsze zło. Powiedzmy, że kogoś, na kogo przy 100 sprawach do załatwienia będzie trzeba cisnąć tylko w 50 z tych spraw, zamiast w 95, bo pozostałe 50 dany/a poseł lub posłanka ogarnie sam(a) z siebie. Innymi słowy – jak widzisz, że masz z jakąś partią 80% zgodności, a z pozostałymi 50%, głosują na tą, z którą masz 80%, chyba, że coś w jej programie razi Cię do tego stopnia, że mimo wszystko wolisz wybrać inną frakcję. Jeśli z jedną partią wyjdzie Ci 20% zgodności, a z pozostałymi 5% – głosuj na mniejsze zło (z zastrzeżeniem jak wyżej), czyli na tą, z którą wyszło Ci 20%. Przyszłościowo daje to większe szanse, że kiedyś pojawi się na scenie politycznej opcja, z którą będzie Ci bardziej po drodze.

Ok, to chyba byłoby na tyle. Zastanawiałam się, czy nie puścić tego w ograniczonym zasięgu – np. tylko na blogu, a w przypadku fb z opcją tylko dla znajomych. Ja wbrew pozorom bezkonfliktowa jestem, tylko mam słabe nerwy ;) i wolę żyć z ludźmi dobrze, niż się z nimi kłócić o politykę. Plus większy zasięg tekstu o takiej tematyce = więcej dziwnych ludzi w komentarzach. Ale jeśli zachęcam innych do roszenia na wybory, czyli do wyjścia z ich strefy komfortu – to chyba sama powinnam wyjść ze swojej. Puszczę więc publicznie, w paru miejscach naraz.